W sobotę mija 10 rocznica upadku globalnego banku inwestycyjnego Lehman Brothers. Jego bankructwo było spektakularnym symbolem niedomogów systemu finansowego. Wynikająca z tego zapaść kredytowa przerodziła się w obejmującą świat recesję, której skutki odczuwalne są do dzisiaj.

Założony w roku 1850 Lehman Brothers należał do najstarszych banków na naszym globie. Dorobił się reputacji jednego z najlepszych osiągając rekordowe zyski. Jeszcze w trzy lata przed katastrofą Standard & Poor’s podwyższył mu długoterminowy rating kredytowy do A+. Uzasadniał to m.in. dobrą umiejętnością zarządzania ryzykiem!

Gigant lokował się na pierwszych miejscach listy Barron’s biorącej pod uwagę wyniki finansowe amerykańskich spółek. Zbierał też laury na londyńskiej giełdzie za wielkość obrotów. Wartość aktywów pod jego zarządem przekroczyła 175 mld dolarów.

Reklama

„W 2007 roku Lehman osiągnął rekordowe dochody i zyski netto, co zapewniło mu drugie miejsce pod względem wzrostu przychodów i zysków w branży w okresie pięciu poprzednich lat. W tamtym właśnie roku nasza dźwignia - miara tego, w jakim stopniu naszą firmę finansował dług - była porównywalna z odnotowaną przez podobne instytucje. A do 2008 r. znacząco obniżyliśmy tę dźwignię, zwiększyliśmy nasz kapitał do 28 mld dolarów i rozszerzyliśmy naszą pulę płynności finansowej (liquidity pool)” – wyjaśniał w jednym z wywiadów dyrektor do spraw administracyjnych banku Scott J. Freidheim.

Jego wypowiedź nie obejmuje jednak drugiej strony medalu. Lehman nie dostrzegł zwiastunów kryzysu. Przeoczył niebezpieczeństwo wynikające z tego, że w pogoni za łatwym zyskiem instytucje finansowe, nie bacząc na ryzyko, przyznawały tzw. kredyty subprime ludziom nie mającym zdolności ich spłacenia.

Amerykański gigant tracił pieniądze na toksyczne kredyty i papiery wartościowe powiązane z amerykańskim rynkiem nieruchomości. 60 miliardów zainwestowanych na subprime okazało się katastrofalną decyzją. W pierwszym kwartale 2008 roku bank poniósł straty sięgające trzy mld dolarów.

Dokapitalizowanie nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Sytuacja się pogarszała. Akcje banku spadały stopniowo od 67 dolarów, by osiągnąć w połowie września 3,8 dolara. Apogeum nastąpiło 15 września, kiedy zmuszony został zamknąć swe podwoje.

Ruina Lehman Brothers przyczyniła się w 2008 roku do wybuchu globalnego kryzysu finansowego. Dopuszczenie do bankructwa było tym bardziej szokujące, że przeczyło powszechnie głoszonej zasadzie „zbyt wielki, aby upaść”.

W obliczu wymykającej się spod kontroli sytuacji, rozgorzała debata czy administracja Waszyngtonie powinna pospieszyć w sukurs upadającym firmom. Nie wszyscy byli zwolennikami „ratowania Wall Street”.

Zdaniem Freidheima jego bank można było ocalić nawet bez konieczności sięgania po pakiet ratunkowy. Przekonywał, że istniała realna alternatywa w postaci przekształcenia Lehman w spółkę holdingową.

Na przeszkodzie stanął ówczesny przewodniczący Banku Rezerw Fedrealnych w Nowym Jorku Timothy Geithner. Nie wyraził zgody. Uzasadniał, że „wysłałoby to złą wiadomość”. Nie przeszkodziło mu to jednak, już tydzień po tym, kiedy Lehman musiał zamknąć podwoje, pobłogosławić podobnym wysiłkom banków Goldman Sachs i Morgan Stanley.

„Fed zamienił Goldmana Sachsa i Morgan Stanley’a w holdingi bankowe, dając im to, czego nam odmówiono i wysyłając to, co stało się nagle właściwą wiadomością” – opowiadał z goryczą Freidheim.

Bankructwo Lehman rozpętało chaos. Zagrażało egzystencji największych w kraju firm finansowych. Druzgoczące konsekwencje kryzysu odczuwały nie tylko instytucje udzielające kredytów hipotetycznych. Ponieważ klienci ich nie spłacali, banki przejmowały nieruchomości. W związku ze zwiększeniem podaży na rynku spadały jednak ceny domów. Nawet po ich sprzedaniu nie można było odzyskać pełnej wartości kredytu. Pękła bańka nieruchomościowa.

Zapaść na rynku pożyczek hipotecznych zrodziła efekt domina. Nawiedziła także inne instytucje związane z rynkiem motoryzacyjnym. Utraciły zdolność udzielania kredytów. Spadły też indeksy giełdowe. Wzrastało gwałtownie bezrobocie. Obniżyła się konsumpcja.

Ostatecznie władze federalne postanowiły interweniować. W 2009 roku wpompowały w gospodarkę 830 miliardów dolarów. „New York Times” uznał to za większy pod pewnymi względami zastrzyk niż koszt Nowego Ładu, programu reform ekonomiczno-społecznych prezydenta Franklina Delano Roosevelta w latach 1933–1939, dla przeciwdziałania skutkom wielkiego kryzysu z lat 1929–1933.

Chociaż na ratunek instytucjom finansowym pospieszono używając pieniędzy podatników, władze o nich zapomniały. Tymczasem dziewięć milionów Amerykanów straciło w recesji domy, a bezrobocie wzrosło o ponad 8 mln. Ponieważ zaś gospodarstwa domowe spłacały długi, odbiło się to na wydatkach konsumpcyjnych. Zmniejszył się popyt.

W opinii ekspertów w 10 lat po wybuchu kryzysu gospodarka USA pod pewnymi względami ma się dobrze. Bezrobocie w drugim kwartale spadło do poziomu najniższego od 18 lat. Wzrost gospodarczy rośnie najszybciej od kilkunastu lat. Nie oznacza to jednak całkowitego uzdrowienia.

Według szacunków Federalnego Banku Rezerw Federalnych w San Francisco kryzys hipoteczny i recesja uszczupliły dochody przeciętnego Amerykanina w ciągu jego życia o 70 tys. dolarów. Obniżyły wielkość gospodarki mierzoną przez krajowy produkt krajowy brutto skorygowany o inflację - całkowitą wartość towarów i usług wyprodukowanych w danym roku. Specjaliści obawiają się, że gospodarka może nie powrócić do trendu sprzed kryzysu.

Jak wynika ze statystyk generacja milenialsów (ludzi urodzonych w latach 80. i 90. minionego stulecia) ma znacznie więcej długów niż pokolenie wyżu demograficznego w ich wieku. Średni dochód gospodarstwa domowego jest przy uwzględnieniu inflacji taki sam, jak w latach 70. XX wieku, a w roku 2018 spadła wielkość średniego wynagrodzenia za godzinę pracy.

Jak powiedział PAP zajmujący się m.in. tematyką kryzysu finansowego wieloletni konsultant, a obecnie wizytujący profesor (visiting scholar) Banku Światowego Marek Michalski, wśród ekspertów nie ma konsensusu w ocenie przyczyn katastrofy. Zgadzają się natomiast, na ogół, że jedną z najważniejszych były szczeliny w systemie regulacji finansowych.

„Najczęściej mówi się o spadku stopy procentowej do niemal zera, polityce monetarnej, w której było wiele luk prawnych i regulacyjnych, a także braku stabilizacji globalnej, czyli rozłamie w ocenie dobrodziejstw globalizacji. Dla krajów rozwijających się zrodziła ona wiele pożytków. Dla ludności gospodarczo zaawansowanych stała się ciężarem. Np. Amerykanie tracili pracę, ponieważ wiele firm przenosiło się za granicę. Mogły tam produkować towar tej samej wysokiej jakości przeznaczając na pensje ułamek tego, co w USA” – zaznaczył Michalski.

Wskazał także na niewyobrażalne dawniej zachęty torujące drogę do nieograniczonego niemal dostępu do kredytów osobom nie kwalifikującym się do tego. Napędzało to błędne koło wiodące do bankructwa i pożyczkobiorców, i instytucji finansowych. Kolosy jak Lehman Bothers, Bank of America, American Investory Croup nie potrafiły lub wręcz nie chciały ocenić i uwzględnić wiążącego się lekkomyślnymi działaniami ryzyka.

Jak przypomniał Michalski, kiedy na początku roku 2008 widoczne już były zwiastuny kryzysu, przewodniczący Rezerwy Federalnej Ben Bernake przyznał, zeznając przed komisją bankową Senatu USA, że może dojść do upadku słabych banków. Nie przewidział poważnych problemów z wielkimi międzynarodowymi instytucjami bankowych będącymi trzonem amerykańskiego systemu finansowego.

Czy instytucje finansowe wyciągnęły wnioski - wystarczająco chroniące przed kolejną katastrofą - nie do końca wiadomo. Eksperci mówią o wzmocnieniu nadzoru nad największymi bankami. Twierdzą, że rynki instrumentów pochodnych się skurczyły i są bardziej bezpieczne. Dostrzegają wysiłki zmierzające do odbudowywania zaufania.

Akcentują zarazem, że ryzyko, które jest jakby wpisane w system finansowy, można tylko zmniejszyć, ale nie wykluczyć. Jak przekonują chociaż drobni konsumenci inwestują teraz w większości na długą metę, nawet krótkotrwałe turbulencje rynkowe mogą spowodować wielkie szkody.

Wykładający na Uniwersytecie Katolickim w Waszyngtonie prof. Michalski zwrócił uwagę na wprowadzenie w następstwie recesji, ustaw np. Dodd-Frank Act przyznającej Rezerwie Federalnej większe możliwości regulacyjne, a także powołanie biura ds. ochrony finansowej konsumentów CFPB.

„Iskierką nadziei jest to, że wprowadzone zabezpieczenia w przypadku potencjalnych nowych baniek finansowych, które są przecież nieuniknione, nie dojdzie do aż tak poważnego kryzysu jak 2008 roku i nie przyniesie ani kredytodawcom, ani kredytobiorcom tak dewastujących szkód” -przewidywał.

Trzeba jednak przy tym pamiętać, dodał Michalski, że następny kryzys nie będzie taki sam jak poprzednie. W życiu natomiast zawsze popłaca rozsądek, roztropność i umiarkowanie w podejmowaniu ryzyka - stwierdził.

>>> Czytaj też: Jeśli nie lokaty, obligacje i nieruchomości, to co?