PAP: Już na początku II wojny światowej dyplomaci z poselstwa polskiego w Bernie angażowali się w pomoc polskim Żydom i żołnierzom internowanym w Szwajcarii po klęsce Francji. Jakimi metodami próbowano ich wspierać?

Dr Danuta Drywa: W początkach wojny, gdy polskim posłem w Bernie był jeszcze Tytus Komarnicki, rozpoczęto akcję wznawiania polskich paszportów, które w wyniku ustawy z 1938 r. utraciły ważność. Część polskich obywateli została wówczas pozbawiona polskiego obywatelstwa. Dzięki przywróceniu polskiego obywatelstwa można było wyjechać ze Szwajcarii do innego kraju. Osoby, które miały status bezpaństwowca, były zagrożone wydaleniem ze Szwajcarii. Polskie poselstwa w Bernie i innych stolicach Europy w pierwszym okresie wojny zajmowały się głównie tą sprawą. Zabiegano o nadawanie przez rząd Szwajcarii tzw. pozwolenia tolerancji, które pozwalałoby na pozostanie w tym kraju.

W tym okresie przekazywano rządowi polskiemu na Uchodźstwie pierwsze informacje na temat represji i zbrodni wobec polskich Żydów, które Niemcy rozpoczęli już we wrześniu 1939 r. Gdy posłem RP w Szwajcarii został Aleksander Ładoś, wzmożono również starania na rzecz zdobywania paszportów dla polskich Żydów, którzy znajdowali się na terenach okupowanych przez Związek Sowiecki. Pomagano konsulowi japońskiemu w Kownie, który zajmował się wystawianiem wiz.

PAP: Jak liczna była grupa polskich dyplomatów pomagających Żydom?

Reklama

Dr Danuta Drywa: Główną rolę odgrywał Aleksander Ładoś, który w Bernie urzędował jako poseł pełnomocny od kwietnia 1940 r. W skład jego współpracowników wchodzili m.in. konsul w Bernie Konstanty Rokicki oraz sekretarz i kierownik Wydziału Konsularnego Stefan Jan Ryniewicz. W kontaktach ze stroną żydowską istotną funkcję miał sekretarz poselstwa Juliusz Kühl. Wielką rolę w tych działaniach odegrali także działacz syjonistyczny Adolf H. Silberschein i pochodzący z Ustrzyk rabin, działacz Agudat Israel Chaim Eiss. Wszyscy współpracowali w staraniach na rzecz uzyskiwania paszportów państw Ameryki Południowej.

W Szwajcarii w blisko siedemdziesięciu obozach dla uchodźców przebywało ok. 7 tys. polskich Żydów. Ze strony Poselstwa RP w Bernie żydowscy uchodźcy – obywatele polscy – na utrzymanie mieli zapewnioną minimalną kwotę 150 franków miesięcznie na osobę. Pieniądze te pochodziły z Ministerstwa Skarbu w Londynie. Wszystkie pisma przychodzące od osób znajdujących się w obozach do polskiego Wydziału Konsularnego kierowane były do dr. Juliusza Kühla. Pośredniczył on w przekazywaniu informacji na temat potrzeb uchodźców różnym organizacjom żydowskim, m.in.: Schweizerischer Jüdischer Flüchtlingshilfen w Zurychu, Schweizerischer Israelitischer Armenpflege w Zurychu, Secours Aux Réfugiés de la Communauté Israélite w Lozannie czy Israelitische Kultusgemeinde Flüchtlingsfürsorge w Bernie.

Organizacje te pokrywały dodatkowe koszty utrzymania uchodźców. Wspólnie z konsulatem RP ponosiły koszty leczenia szpitalnego i sanatoryjnego, leczenia dentystycznego, zakupu butów ortopedycznych czy gorsetu ortopedycznego, koszty podróży i urlopów itp. Czasami, na specjalną prośbę, konsulat przyznawał jednorazową dotację.

W Szwajcarii działało kilka organizacji żydowskich z siedzibami głównie w Genewie, które dzięki ochronie, jakiej udzieliła im Szwajcaria, prowadziły własną działalność informacyjną i humanitarną. Stąd już w sierpniu 1942 r. Gerhart Moritz Riegner, prawnik Biura Światowego Kongresu Żydów w Genewie, wysłał telegram do Stephena S. Wise’a, prezesa Światowego Kongresu Żydów w Nowym Jorku, informujący o dokonywanej eksterminacji Żydów.

Natomiast polskie poselstwo w Bernie pełniło rolę centrum informacyjnego i łączności między komitetami pomocy o charakterze ortodoksyjnym z siedzibami w Stanach Zjednoczonych, takimi jak Rettungskomitee (Vaad Hatzalah), a Stowarzyszeniem Pomocy Żydowskim Uciekinierom za Granicą (Hilfsverein für Jüdische Flüchtlinge im Ausland – HIJFES) w Montrealu.

Aleksander Ładoś m.in. zezwolił małżeństwu Sternbuchów współpracującemu z polskim poselstwem na korzystanie z polskiego tajnego kodu dyplomatycznego. Dzięki temu Recha i Icchak Sternbuchowie, aktywnie zaangażowani w ratowanie Żydów, odbierali i wysyłali wiadomości do Stanów Zjednoczonych. Fundusze na potrzeby jesziw w Szanghaju przekazywała także wspomniana organizacja ortodoksyjna ze Stanów Zjednoczonych Vaad Hatzalah, w czym pośredniczył Juliusz Kühl.

PAP: Jak na tego rodzaju działania polskich dyplomatów i działaczy żydowskich spoglądały władze Szwajcarii?

Dr Danuta Drywa: Pamiętajmy, że władze Szwajcarii były naciskane przez Niemców, aby nie utrzymywać jakichkolwiek stosunków z władzami polskimi. Polskie poselstwo było pod stałą obserwacją służb niemieckich. Każdy krok rządu szwajcarskiego skierowany w stronę poselstwa RP był śledzony przez niemieckiego posła w Bernie, Otto Köchera, który z kolei o wszystkim informował Berlin.

Dlatego działalność paszportowa była wysoce ryzykowna, również ze względu na obronę swojego statusu państwa neutralnego przez władze szwajcarskie. Z kolei wykrycie takiej działalności mogło grozić zamknięciem polskiej placówki dyplomatycznej w Bernie.

Utrzymywano stosunki z konsulem Paragwaju, który dostarczał blankiety paszportów tego kraju. Pozyskiwano również paszporty Hondurasu, Dominikany, Peru i Haiti. W działalność Grupy Berneńskiej zaangażowanych było więc kilka przedstawicielstw dyplomatycznych. Za sprawą konsula Peru jeden z wystawionych paszportów trafił w 1943 r. do policji szwajcarskiej, co spowodowało podjęcie przez nią śledztwa.

PAP: Czy jesteśmy w stanie ocenić, jak wiele osób udało się uratować dzięki działalności Grupy Berneńskiej?

Dr Danuta Drywa: W tej chwili badania w tej sprawie prowadzone są przez ambasadora RP w Bernie i pozostałych polskich dyplomatów. Początkowo sądzono, że była to działalność marginalna. Wiedziano bowiem głównie o paszportach wystawianych dla Żydów, którzy jako obywatele innych państw byli przetrzymywani przez Niemców w warszawskim Hotelu Polskim. Adolf H. Silberschein uważał, że udało się wystawić ok. 10 tys. dokumentów. Największa część to paszporty Paragwaju.

Według obecnych szacunków polskiej ambasady w Bernie znamy ponad 300 nazwisk uratowanych osób. Wciąż trwają badania, ale wydaje się, że liczba uratowanych była większa, niż do tej pory zakładano, i prowadzone szacunki stale się zwiększają. Warto podkreślić, że za swoją działalność poseł Ładoś otrzymał w 1945 r. podziękowanie ze strony środowiska Agudat Israel.

PAP: W działaniach Grupy Berneńskiej dużą rolę odgrywało też informowanie rządów alianckich o skali zbrodni niemieckich w krajach okupowanych. Na ile te wiadomości były szczegółowe i jak przekazywano je aliantom zachodnim?

Dr Danuta Drywa: Takie informacje przekazywano już we wrześniu 1939 r. Wówczas dotyczyły one m.in. rozstrzeliwania polskich jeńców. Ich autorami byli uciekinierzy, którzy próbowali dotrzeć do Francji. Informowano np. o tym, że zaraz po wkroczeniu na tereny wschodnie RP Niemcy wraz ze wspomagającymi ich oddziałami ukraińskimi, białoruskimi, litewskimi i łotewskimi wymordowali barbarzyńsko praktycznie całą ludność żydowską. Poselstwo pisało, że brakuje 1,5 mln obywateli RP pochodzenia żydowskiego. Dopiero potem był etap drugi z obozami.

Później źródłem informacji było Polskie Państwo Podziemne, m.in. meldunki radiowe. Poprzez poselstwo w Bernie takie informacje przekazywano ambasadzie w Waszyngtonie. Były one ignorowane, wręcz zakazywano ich rozpowszechniania. Liczby ofiar i informacje o operacji „Reinhardt” oraz tworzonych obozach zagłady wydawały się całkowicie niewiarygodne.

Dziś wiemy, że liczby i informacje były stosunkowo dokładne. Podobnie było z informacjami przekazywanymi przez Jana Karskiego, rtm. Witolda Pileckiego i Karolinę Lanckorońską. Naciski rządu RP w tej sprawie nie przyniosły większych rezultatów.

PAP: Starano się również pomagać Żydom znajdującym się w Generalnym Gubernatorstwie. Jakimi kanałami przekazywano tę pomoc?

Dr Danuta Drywa: Polskie poselstwo w Bernie przekazywało środki płynące z funduszy Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Dużą rolę odgrywali Polacy pracujący w tej instytucji, m.in. książę Stanisław Albrecht Radziwiłł, chargé d’affaires polskiego rządu na Uchodźstwie przy Lidze Narodów oraz delegat Polskiego Czerwonego Krzyża przy MCK.

Pomoc płynęła nie tylko do okupowanej Polski, lecz i na Węgry, i do Rumunii oraz innych państw, gdzie znajdowali się polscy uchodźcy, a nawet do okupowanego przez Japonię Szanghaju, w którym znajdowali się Żydzi. Współpracowano także z tworzącymi się w wielu miejscach komitetami pomocowymi lub wciąż istniejącymi polskimi placówkami dyplomatycznymi. Poprzez nie płynęły żywność i środki medyczne, np. szczepionki. Niestety część z tych środków trafiała w ręce Niemców.

Do okupowanego kraju trafiała też pomoc finansowa. Rząd RP w Londynie przekazywał Delegaturze Rządu regularne dotacje dla Rady Pomocy Żydom. Łącznie na pomoc Żydom organizacja ta otrzymała z polskiego budżetu państwowego 37 250 000 zł.

PAP: Dlaczego dopiero teraz uzyskujemy wiedzę na temat skali działalności Grupy Berneńskiej?

Dr Danuta Drywa: Wydaje się, że w dużej mierze decydowała sytuacja polityczna. Umniejszano działalność rządu RP na Uchodźstwie i pomijano to, że skuteczność pomocy Żydom w dużej mierze zależała od wsparcia innych państw walczących z Niemcami. Dopiero na początku lat osiemdziesiątych pojawiły się pierwsze publikacje na ten temat. Brakowało jednak głębszych badań.

Rozmawiał Michał Szukała (PAP)