Po ciągu skandali Komisja Europejska ujawniła nowe plany, które mają na celu rozprawienie się ze zjawiskiem prania brudnych pieniędzy. To dobrze, że problem zostaje podjęty, ale proponowane przez KE rozwiązania są słabe – czytamy w opinii redakcyjnej agencji Bloomberg.

Zamiast stworzyć nową agencję z nowymi uprawnieniami, Europa chce wciąż polegać na narodowych instytucjach, które mogą sobie nie poradzić z tym problemem.
Banki w Danii, Holandii, na Łotwie i na Malcie były zaangażowane w przestępczy proces przyjmowania pieniędzy z krajów takich jak Rosja czy Korea Północna.

Tymczasem Unia Europejska scentralizowała nadzór bankowy, ale problem prania brudnych pieniędzy pozostał w gestii państw członkowskich. To amerykański Departament Skarbu odkrył, że łotewski bank ABLV był zaangażowany w „zinstytucjonalizowane pranie brudnych pieniędzy”, skłaniając tym samym władze UE do odebrania tej instytucji licencji bankowej. Z kolei Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) stwierdził w raporcie, że maltański regulator bankowy „nie zdołał dobrze nadzorować” Banku Pilatus, który, jak się okazało, miał związki z Iranem.

Co do zasady, nie ma nic złego z narodowymi regulacjami dotyczącymi międzynarodowych przestępstw finansowych. Podlegające pod Departament Skarbu USA Biuro ds. Terroryzmu i Wywiadu Finansowego zajmuje się problemem prania brudnych pieniędzy. Ale niektóre rządy państw UE, w obawie o reputację krajowych banków, przyjęły zbyt luźne stanowisko. Wspólna agencja na poziomie europejskim byłaby mniej podatna na lokalne naciski. Co więcej, banki działające na terenie UE mogą tworzyć oddziały w innych krajach na preferencyjnych warunkach dzięki tzw. systemowi paszportowemu. Dzięki temu bankowość w Unii z natury ma charakter transgraniczny, co jest dodatkowym argumentem na rzecz utworzenia ponadnarodowej agencji nadzorczej.

Bruksela chce, aby Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) zyskał nowe kompetencje, dzięki którym Urząd będzie mógł zlecić nadzorom krajowym przeprowadzenie dochodzenia i wprowadzenie ewentualnych sankcji. To krok we właściwym kierunku, ale EBA nie ma odpowiednich narzędzi, aby realizować to zadanie. Mający swoją siedzibę w Londynie Urząd przede wszystkim jest odpowiedzialny za opracowywanie stress-testów oraz za nadzór nad regułami ostrożnościowymi. Niektóre aspekty związane z praniem brudnych pieniędzy należą do jego kompetencji, ale obecnie EBA dysponuje tylko dwoma urzędnikami z tego obszaru. UE chce, aby Urząd zyskał dodatkowych dziesięciu. To jednak wciąż za mało.

Reklama

Co jednak najważniejsze, UE chce, aby to krajowi regulatorzy ponosili główną odpowiedzialność. Tymczasem lepszym rozwiązaniem byłoby zharmonizowanie zasad i stworzenie nowej agencji, odpowiedzialnej za dochodzenia wobec podejrzanych podmiotów. Unia Europejska straciła w ten sposób szansę na ulepszenie systemu i poprawę swojej reputacji w obszarze nadzoru finansowego.

>>> Czytaj też: Kryptowaluty to maszynka do prania brudnych pieniędzy. W Europie nawet 3-5 mld funtów