Sprawa wyborów gubernatora w Kraju Nadmorskim świadczy o tym, że rosyjskie społeczeństwo zaczyna szukać alternatyw dla obecnego prezydenta Władimira Putina - ocenił w komentarzu dla dziennika "Washington Post" rosyjski opozycjonista Władimir Kara-Murza.

W tekście opublikowanym na stronie internetowej "WP" w czwartek po południu (czasu w USA) autor podkreśla, że "trudno jest przegrać wybory", gdy kontroluje się m.in. sądy, media, głosy ogromnych grup społeczeństwa zależnych od pomocy państwa oraz "gdy ma się osobiste poparcie rzekomo podziwianego lidera państwa". A mimo to kandydatowi rządzącej Jednej Rosji Putina "udało się niedobrze zakończyć" niedzielne wybory w Kraju Nadmorskim na rosyjskim Dalekim Wschodzie - zauważa Kara-Murza.

Po zliczeniu 98 proc. głosów wspierany przez Kreml Andriej Tarasienko przegrywał z kandydatem komunistów Andriejem Iszczenką stosunkiem 47 do 50 proc. głosów. "Ostatnią sztuczką, która pozostała władzom, było znane dorzucenie głosów do urn wyborczych - pisze rosyjski działacz opozycyjny. - (...) Zwycięzcą ogłoszono Tarasienkę, po tym jak w ostatnich dwóch godzinach policzono głosy z kilkunastu okręgów, w których przy 100-procentowej frekwencji zdobył on 100-procentowe poparcie". Komuniści zakwestionowali wyniki, oskarżając komisję wyborczą o fałszerstwa; ostatecznie komisja unieważniła wyniki drugiej tury wyborów i głosowanie zostanie powtórzone za trzy miesiące.

"Prawdziwy zwycięzca", 37-letni deputowany regionalnego parlamentu Iszczenko, "nie ma dużych politycznych osiągnieć, nie ma charyzmy ani zasługujących na uwagę propozycji" - pisze Kara-Murza. "Nie miała znaczenia jego osobowość, polityka czy przynależność partyjna. W oczach wyborców miał tylko jedną zaletę - startował przeciwko kandydatowi popieranemu przez Putina" - czytamy.

"Jedyną kwestią, która sprawiła, że tak wielu mieszkańców rosyjskiego Dalekiego Wschodu zagłosowała w proteście (przeciw kandydatowi Jednej Rosji - PAP), była niedawno ogłoszona przez rosyjski rząd reforma emerytalna. Argumentując to brakiem środków - czyli przyznając, że znaczne rosyjskie dochody z ropy naftowej zostały zmarnowane (lub przywłaszczone) - rząd zaproponował podniesienie wieku emerytalnego z 55 do 60 lat dla kobiet i z 60 do 65 dla mężczyzn (w kraju, gdzie średnia oczekiwana długość życia mężczyzny wynosi 67 lat)" - wskazuje Kara-Murza.

Reklama

Po ogłoszeniu reformy "jak zwykle pokojowo protestujący zostali potraktowani policyjnymi pałkami i wyrokami więzienia" - pisze opozycjonista. Także w Kraju Nadmorskim po ogłoszeniu wyników niedzielnych wyborów ludzie zaczęli się zbierać na głównym placu we Władywostoku, przed siedzibą gubernatora, w proteście przeciw oszustwom wyborczym.

"Ostatecznie protesty nie zdążyły na dobre się rozpocząć. Kreml przekalkulował, że oszustwo nawet na jego standardy było zbyt bezczelne" i zadecydowano o anulowaniu głosowania - czytamy. Jak podkreśla Kara-Murza, "w Rosji zdarzyło się to pierwszy raz od 2002 roku".

Opozycjonista zaznacza, że "w praktyce nic to nie zmieni". "Partia komunistyczna od dawna akceptuje swoją rolę lojalnej opozycji w zarządzanym przez Kreml systemie politycznym" - wyjaśnia. "Ale znaczenie tego, co stało się na rosyjskim Dalekim Wschodzie 16 września, jest inne: jest to znak, że Rosjanie zaczynają szukać alternatywy dla reżimu, który coraz bardziej postrzegany jest jako skorumpowany i oderwany od społeczeństwa. Kremlowi od dawna udaje się utrzymywać polityczną dominację i udawaną popularność, poprzez odsuwanie od startu w wyborach swoich najsilniejszych przeciwników. Teraz, wydaje się, może to już nie wystarczać" - konkluduje w "WP" Kara-Murza.

>>> Czytaj też: USA nakładają natychmiastowe sankcje na Chiny. Powód? Zakup rosyjskiego sprzętu wojskowego