Informując o tej decyzji, lojalne wobec komunistycznego rządu w Pekinie hongkońskie władze powołały się na prawo o stowarzyszeniach, którego historia sięga jeszcze czasów kolonialnych, gdy służyło do zwalczania triad i innych grup przestępczych. Według ministra bezpieczeństwa Hongkongu Johna Lee działanie Hongkońskiej Partii Narodowej (HKNP) zagraża bezpieczeństwu narodowemu.

„Rozumiem, że mieszkańcy obawiają się o wolność zgromadzeń. Podkreślam, że obywatele Hongkongu mają wolność zgromadzeń, ale ta wolność nie jest nieograniczona” - powiedział Lee w poniedziałek. Jego zdaniem HKNP nawoływała do użycia siły, by osiągnąć swoje cele.

Przewodniczący tej partii Andy Chan nie skomentował dotąd decyzji władz; prawo o stowarzyszeniach przewiduje możliwość odwołania się w ciągu 30 dni.

HKNP jest pierwszą partią polityczną, której działalności zakazano w Hongkongu od czasu przyłączenia tej byłej brytyjskiej kolonii do Chin w lipcu 1997 roku. Od tamtej pory jest on specjalnym regionem administracyjnym ChRL i zgodnie z zasadą „jeden kraj, dwa systemy” powinien teoretycznie dysponować szeroką autonomią we wszystkich dziedzinach poza polityką zagraniczną i obronnością.

Reklama

Według hongkońskich demokratów zasada ta nigdy nie była jednak w pełni stosowana, a Pekin coraz bardziej wtrąca się w wewnętrzne sprawy regionu, w tym w wybór szefa jego administracji. Według krytyków delegalizacja HKNP to kolejny przykład zacieśniania kontroli komunistów nad sytuacją w Hongkongu.

HKNP powstała po tzw. rewolucji parasolek z 2014 roku, w czasie której setki tysięcy Hongkończyków zablokowały centrum miasta na 79 dni, domagając się pełnej demokracji w wyborze szefa administracji regionu. Władze ChRL nie ugięły się pod tym żądaniem, a szef rządu Hongkongu wciąż wybierany jest przez sympatyzujący z Pekinem komitet elektorów.

Fiasko rewolucji parasolek dodatkowo spolaryzowało hongkońskie społeczeństwo, podzielone między obóz demokratyczny i propekiński. Wielu sympatyków demokracji straciło wtedy wiarę w możliwość osiągnięcia kompromisu, a poglądy części osób stały się bardziej radykalne; wyodrębniła się m.in. niewielka frakcja zwolenników niepodległości, takich jak Chan.

Prezydent Chin Xi Jinping, który rządzi w kraju coraz twardszą ręką, ostrzegał mieszkańców Hongkongu, że Pekin nie będzie tolerował żadnych przejawów separatyzmu. Według chińskich władz nawoływanie do niepodległości Hongkongu to „przekraczanie czerwonej linii”.

Chan krytykuje politykę Pekinu względem Hongkongu i przekonuje, że niepodległość to jedyne właściwe rozwiązanie dla mieszkańców regionu. „Hongkong nigdy nie był poddany tak okropnemu kolonializmowi przed 1997 rokiem. Pekin jest naszym nowym kolonialnym panem (...). Wszyscy ludzie na świecie, którzy mają do czynienia z Chinami, powinni to zrozumieć: Chiny to z natury imperium i zagrożenie dla wszystkich wolnych narodów świata” - ostrzegał niedawno w czasie spotkania w hongkońskim Klubie Korespondentów Zagranicznych.

Chińska dyplomacja usiłowała nie dopuścić do tego spotkania, a gdy do niego doszło, biuro chińskiego MSZ w Hongkongu ostro skrytykowało klub korespondentów za zorganizowanie wykładu. „Wyrażamy naszą irytację i potępiamy” to wydarzenie – przekazano wtedy w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej tego biura.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)