Oznacza to, że prowadzona przez Trumpa wojna handlowa i nowa NAFTA wywierają silną presję na amerykańskie koncerny motoryzacyjne - pisze Quartz. W sierpniu Chiny nałożyły drugi pakiet ceł na samochody sprowadzane z USA. Państwo Środka ma największy motoryzacyjny rynek zbytu na świecie. W wyniku sankcji w Chinach wzrośnie koszt zakupu co najmniej 250 tys. aut z USA.

Meksyk i Kanada wynegocjowały korzystne protekcjonistyczne zapisy w umowie NAFTA dla swojego rynku motoryzacyjnego. UE nie miała jednak jak dotąd tyle szczęścia. Jeśli USA i Wspólnota nie osiągną porozumienia ws. eksportu części do USA, to Trump wprowadzi odpowiadające im cła na handel samochodami.

Prawda jest taka, że w długiej perspektywie USA nie mają szansy na wygranie wojny handlowej. Rynek motoryzacyjny w Stanach znajduje się w stagnacji, a tamtejsi producenci doświadczyli większości wzrostów poza granicami kraju.

Udział samochodów i ciężarówek z USA w globalnej produkcji spadł od 2005 roku o połowę (odpowiednio do 7 i 22 proc.). Coraz bardziej zamożny globalny konsument ma coraz większe wymagania. A konkurencja na rynku motoryzacyjnym jest coraz silniejsza. Firmy z USA mają więc dwie możliwości – albo zwiększą atrakcyjność swojej oferty, albo będą musiały się wycofać na znajdujący się w stagnacji rodzimy rynek.

Reklama

Zdaniem ekonomisty Timothy’ego Taylora istnieje realne zagrożenie, że obecna polityka celna doprowadzi do wypchnięcia USA z globalnych łańcuchów dostaw. Ekspert podkreśla, że zachodnie rynki motoryzacyjne są już nasycone. Odwrotnie jest w Azji i Afryce. Istnieją spore szanse, że USA nie zawojują tych rynków.

>>> Polecamy: Tylko BMW próbuje dotrzymać kroku chińskim producentom aut elektrycznych