Sondaż, którego wyniki zostały opublikowane w poniedziałek, wykazał nieznaczną przewagę poparcia dla kandydatów Partii Demokratycznej wśród wyborców w 69 kluczowych okręgach wyborczych, które zadecydują, czy Republikanie zachowają kontrolę w obu izbach Kongresu, czy też ją utracą na rzecz Demokratów.

W badaniu 50 proc. ankietowanych zapowiedziało, że będzie głosowało na kandydatów Partii Demokratycznej. Na kandydatów Partii Republikańskiej zamierza głosować 46 procent wyborców. Demokraci mają większe poparcie wśród kobiet, z których 54 proc. chce na nich głosować, a 40 proc. zamierza oddać głos na przedstawicielia Republikanów.

Reklama

W wyborach do Kongresu, przeprowadzonych dwa lata temu razem z wyborami prezydenckimi w tych samych 69 okręgach, zdecydowana większość wyborców opowiedziała za kandydatami Partii Republikańskiej, dlatego - zdaniem ankieterów i politologów - wyniki badań są poważnym ostrzeżeniem dla tego ugrupowania, że może ono stracić kontrolę w Izbie Reprezentantów.

Sondaż został przeprowadzony wśród 2,672 Amerykanów w dniach od 19 września do 05 października, a więc w trakcie 14-tygodniowej batalii o zatwierdzenie Bretta Kavanaugh, kandydata prezydenta Trumpa, na sędziego Sądu Najwyższego. Badania charakteryzują się 2-procentowym marginesem błędu.

Zdaniem politologów sondaż "The Washington Post" i Uniwersytetu George'a Masona jest o wiele bardziej precyzyjny i miarodajny od innych tego rodzaju przedwyborczych ankiet, ponieważ ankieterzy pytali respondentów nie o to "czy zamierzasz głosować na republikanina czy na demokratę? " ale o to "na którego kandydata wymienionego na liście wyborczej zamierzasz głosować?"

Wśród zagadnień, które są "wyjątkowo ważne", ankietowani wymienili: sposób doprowadzenia przez Republikanów do zaprzysiężenia Bretta Kavanaugh na sędziego SN (64 procent) i ich stosunek do prezydenta Trumpa (60 procent). Na dalszych miejscach na liście "wyjątkowo ważnych" zagadnień wyborczych znalazły się: opieka medyczna (57 procent), stan gospodarki (55 procent) i imigracja (52 procent)

Podczas wyborów 6 listopada, zwanych wyborami środka kadencji (ang. Midterm Elections), bo odbywających się w dwa lata po wyborach prezydenckich, zostanie wybrana na dwuletnią kadencję licząca 435 kongresmenów Izba Reprezentantów i jedna trzecia Senatu - 35 senatorów na 6-letnią kadencję.

Jednocześnie z wyborem nowego Kongresu Amerykanie wybiorą gubernatorów 39 stanów na czteroletnie kadencje, ustawodawców do stanowych sejmików, burmistrzów szeregu miast (w tym Waszyngtonu) i rozstrzygną szereg zagadnień poddanych głosowaniu (referendum) z inicjatywy wyborców bądź władz; od legalizacji marihuany w "celach rekreacyjnych" - do wysokości lokalnych podatków od nieruchomości i nakładów na miejscową infrastrukturę.

Tradycyjnie w "wyborach środka kadencji" partia urzędującego prezydenta traci mandaty w Kongresie. Demokraci, powołując się na tę historyczną prawidłowość i niską popularność prezydenta Donalda Trumpa (w ostatnich sondażach ok 36 procent), mają nadzieję na zdobycie w tegorocznych wyborach kontroli w Izbie Reprezentantów. Potrzebują do tego dodatkowych 23 mandatów..

W Senacie sytuacja jest bardziej skomplikowana. Obecnie Republikanie mają przewagę dwóch mandatów, jednak politolodzy przewidują, że partia ta nie tylko może utrzymać kontrolę, ale nawet zwiększyć swoją przewagę w wyższej izbie amerykańskiego parlamentu.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski (PAP)

tzach/ zm