Atmosfera w 60-tysięcznym Rosenheim, jednym z wielu bastionów CSU w Górnej Bawarii, nie oddawała w niedzielę napięcia odczuwanego w Niemczech i poza ich granicami wokół regionalnych bawarskich wyborów.

Jedynie pojedyncze partyjne plakaty wskazywały na to polityczne wydarzenie w położonym ok. 50 km od Monachium mieście. Nie było ich jednak więcej niż plansz informujących, jaki poziom wody w spływającej z Alp rzece Inn stanowi zagrożenie.

W słoneczną niedzielę w Rosenheim życie toczyło się spokojnie; sklepy i urzędy, jak zawsze w ten dzień tygodnia, były zamknięte. Na ulicach widać było mnóstwo rowerzystów i ludzi wracających z górskich wycieczek. Wielu z nich zasiadało potem w ogródkach piwnych na starym mieście, by porozmawiać, cieszyć się wyjątkowo ciepłym jesiennym dniem lub obejrzeć mecz piłkarski.

"Życie w niedzielę przebiega tutaj bardzo sennie" - wzdycha kelnerka w jednym z piwnych ogródków. "Ale w tak piękną pogodę nic dziwnego, że ludzie wybrali wycieczki i aktywność fizyczną" - dodaje. Pytana o wybory, podkreśla, że "są one ważne", ale nie wierzy, by "miały jakiś większy wpływ na Rosenheim".

Reklama

Przy jednym ze stolików obok trwa jednak ożywiona polityczna dyskusja. Mężczyźni ubrani w białe koszule i popijający na przemian pszeniczne piwo oraz kawę nie ukrywają zatroskania o obecny poziom poparcia dla bawarskich chadeków.

"Łatwo nam zarzucać, że zbytnio zdominowaliśmy (tj. CSU - PAP) bawarską scenę polityczną i że tak wielka władza nie ma wiele wspólnego z demokracją. Ja nie widzę jednak alternatywy; CSU okazała się skuteczna, nawet w kwestii migracji" - mówi PAP jeden z nich. "Lepsze jest czasem wrogiem dobrego" - podkreśla, ostrzegając przed alternatywami z lewej i prawej strony sceny politycznej. Nie jest zaniepokojony utratą większości bezwzględnej przez CSU i koniecznością tworzenia koalicji, wskazując, że pięć lat temu chadecy już w niej rządzili.

Wtóruje mu spotkany przed jednym z lokali wyborczych Markus, który oddał głos w wraz ze swoją rodziną, w tym kilkuletnią córką ubraną w tradycyjny bawarski strój. "Nie za bardzo chcemy tutaj jakichkolwiek zmian, dobrze i spokojnie nam się tutaj żyje" - mówi.

Podobnie jak wielu innych mieszkańców Rosenheim przyznaje się do popierania rządzącej od wielu lat w Bawarii CSU. "Głosuję na nich od zawsze, nigdy mnie nie zawiedli" - zaznacza. Przyznaje zarazem, że przykłada wagę do tradycji, ale najmocniej na jego polityczne decyzje przy urnie wyborczej wpływają sprawy gospodarcze.

Rosenheim związane jest z CSU od dawna. To tu urodził się Edmund Stoiber, wieloletni premier Bawarii z ramienia tej partii. W Polsce ten polityk znany jest głównie z kontrowersyjnych wypowiedzi, w których wspierał środowiska związane z ruchem wypędzonych, czyli Niemcami wysiedlonych z terenów obecnej Polski po II wojnie światowej.

Kontrowersje w Górnej Bawarii wzbudza teraz głównie antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec (AfD). Na wielu słupach w Rosenheim wiszą wlepki zachęcające do zakłócania spotkań tego ugrupowania i oskarżające je o niehumanitarną politykę wobec uchodźców czy powiązania z nazistami.

Na ulicach Rosenheim nie ma jednak zbyt wielu osób z nowej fali migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, przeważają ci z krajów byłej Jugosławii oraz Europy Środkowej. W niedzielę w kościele św. Józefa w centrum miasta co tydzień odbywa się msza święta dla mniejszości węgierskiej.