Zbrodnia, dokonana najprawdopodobniej na zlecenie księcia, zwanego MBS, zachwiała sojuszem USA z Rijadem, ale za kadencji prezydenta Donalda Trumpa sojusz ten z pewnością przetrwa. Mord stał się natomiast okazją wykorzystaną przez autokratycznego prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana do podreperowania swego prestiżu w oczach świata i Waszyngtonu w szczególności.

Fundamentem amerykańskiego przymierza z Arabią Saudyjską, datującego się od II wojny światowej, były ogromne złoża ropy naftowej w tym kraju, eksportowanej do USA, oraz rola monarchii jako blokady dla ekspansji radykalnego arabskiego nacjonalizmu w okresie zimnej wojny i ekspansji islamskiego fundamentalizmu w ostatnich dekadach.

Sojusz ten był zawsze przedmiotem kontrowersji, gdyż mimo pełnej politycznej kontroli w państwie, monarchia Saudów, rządząca krajem-kolebką religii Mahometa, oddała sferę edukacji, kultury i propagandy w ręce ultrakonserwatywnej odmiany islamu, wahabizmu, którego duchowieństwo przeforsowało oparcie systemu sprawiedliwości na islamskim prawie szariatu.

Zdaniem ekspertów, nie przypadkiem 15 z 19 sprawców ataku Al-Kaidy na USA 11 września 2001 r. pochodziło z Arabii Saudyjskiej. Monarchia współpracuje jednak z Waszyngtonem w walce z islamskim terroryzmem i pilnuje stabilizacji w regionie Zatoki Perskiej. W ramach strategicznego sojuszu, USA sprzedają Arabii Saudyjskiej broń, co przynosi wielkie dochody amerykańskim koncernom zbrojeniowym.

Reklama

Po odkryciu u siebie nowych złóż gazu ziemnego i ropy z łupków USA znacznie zmniejszyły wszakże swą zależność od ropy saudyjskiej, w związku z czym podniosły się głosy za rozluźnieniem związków z despotycznym reżimem, stosującym kary obcinania głów i rąk oraz kamienowania kobiet.

Objęcie władzy przez MBS skomplikowało politykę wobec Rijadu. Książę zyskał w oczach opinii Zachodu liberalnymi reformami, jak zezwolenie kobietom na prowadzenie samochodu, ale jego kampania przeciw korupcji metodą więzienia bez sądu podejrzanych biznesmanów i wymuszania od nich zwrotu zagarniętych aktywów wywołała krytykę.

Potępiono też awanturniczą politykę zagraniczną MBS, odbiegającą od dotychczasowej powściągliwości monarchii na tym polu. Razem z królem Salmanem książę zainicjował zbrojną interwencję w wojnę domową w Jemenie, gdzie lotnictwo saudyjskie masakruje ludność cywilną. Zabójstwo Chaszodżdżiego, dokonane na terenie obcego państwa, stało się kroplą przepełniającą czarę.

„Sojusz z Arabią Saudyjską w istocie nie jest już dla Ameryki aż tak ważny. Jest ważny dla Trumpa – po to, by walczyć z Iranem i zapobiegać wzrostowi cen ropy przed wyborami, nie mówiąc już o saudyjskich pieniądzach ulokowanych w jego nieruchomościach i nadwrażliwości w sprawie wyimaginowanych kontraktów zbrojeniowych” - powiedział PAP ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa Daniel Serwer.

Trump powiedział, że kontrakty na broń dla Arabii Saudyjskiej (m.in. samoloty i systemy obrony antyrakietowej) mają wartość ponad 100 miliardów dolarów, więc w grę wchodzą setki tysięcy miejsc pracy dla Amerykanów. Laureat Nagrody Nobla z ekonomii i publicysta „New York Timesa” Paul Krugman oskarżył prezydenta o kłamstwo, wyjaśniając, że chodzi głównie o umowy we wstępnej fazie negocjacji, czyli listy intencyjne, a nie już podpisane kontrakty. Broń dla Saudów stanowi jednak wciąż pokaźne źródło dochodów dla USA.

Chociaż Ameryka nie jest już tak uzależniona od saudyjskiej ropy jak w przeszłości, monarchia, jako jej największy producent, pełni wciąż kluczową rolę w ustalaniu jej światowych cen. To zaś zapewnia jej możliwość wywierania nacisku na Trumpa w kwestiach dotyczących jego polityki wobec Iranu.

Po zerwaniu porozumienia nuklearnego z Teheranem prezydent wznowił sankcje wobec tego kraju, zmierzające do ograniczenia jego eksportu ropy do minimum. W razie powodzenia kampanii na rzecz izolacji Iranu ceny ropy mogą podskoczyć w górę – i głównie od Rijadu zależy, czy zostaną ustabilizowane.

„Saudyjczycy przyrzekli Amerykanom, że zrekompensują im ewentualne straty wynikające z podwyżki cen, zwiększając produkcję ropy, ale jeśli konflikt z nimi się zaostrzy, nie wiadomo, czy spełnią obietnicę” - powiedział PAP ekspert z American University w Waszyngtonie prof. Doga Eralp.

Niemałe znaczenie dla Trumpa ma także umiarkowane stanowisko Arabii Saudyjskiej w sprawie konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Rijad nie popiera aspiracji Palestyńczyków do posiadania własnego państwa, co cieszy Izrael – dla którego Trump i jego ewangelikalni Republikanie w Kongresie uczynili więcej, niż poprzedni prezydenci USA, przenosząc choćby ambasadę amerykańską z Tel Awiwu do Jerozolimy.

Były sekretarz stanu James Baker zauważył, że po zabójstwie Chaszodżdżiego USA stoją przed częstym dylematem swej polityki zagranicznej, kiedy względy narodowego interesu kłócą się z głoszonymi wartościami. Jego zdaniem, administracja Trumpa powinna znaleźć równowagę między tymi argumentami i postąpić wobec Arabii Saudyjskiej tak, jak prezydent George H.W. Bush wobec Pekinu po masakrze studentów na placu Tiananmen. Bush zastosował wtedy sankcje ekonomiczne, zamroził sprzedaż broni dla Chin i zawiesił wzajemne wizyty dowódców sił zbrojnych obu państw.

Jak na razie, Waszyngton ukarał Saudów jedynie odwołaniem wiz dla kilkunastu dygnitarzy zamieszanych w zabójstwo dziennikarza. O zamrożeniu sprzedaży broni nie słychać. Specjalnie nie kwapią się zresztą do tego także europejscy sojusznicy USA, zasłaniając się, jak Hiszpania, potrzebą podjęcia wspólnej decyzji Unii Europejskiej.

Eksperci zwracają jednak uwagę, że ewentualne ujawnienie dalszych drastycznych szczegółów z tureckiego śledztwa w sprawie morderstwa może skłonić do ostrzejszych posunięć przeciw Rijadowi.

„Może się tak stać, gdyby ujawniono dowody bezpośredniej odpowiedzialności przywódców w Rijadzie za zabójstwo. Administracja Trumpa z wielu względów nie chce osłabić więzi z Arabią Saudyjską, ale może się znaleźć pod znaczną presją Kongresu, a w sprawach transferu broni Kongres, a zwłaszcza Senat, ma wielki wpływ na decyzje rządu” - powiedział PAP wiceszef europejskiego biura German Marshall Fund Ian Lesser.

Według niektórych komentatorów wizerunkowa katastrofa Muhammada ibn Salmana mogłaby doprowadzić do pogłębienia sporów w monarchii, a nawet odsunięcia księcia od rządów. Władzę przekazał mu bowiem dobrowolnie nominalny władca kraju, starzejący się król Salman.

Nadzieją na usunięcie MBS zdawało się podszyte przemówienie tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana wygłoszone we wtorek w parlamencie, w którym nie wprost, ale niedwuznacznie wskazał on księcia jako zleceniodawcę mordu, wyrażając jednocześnie szacunek dla króla. Głównym celem wystąpienia Erdogana było wzmocnienie jego prestiżu kosztem Arabii Saudyjskiej, z którą Turcja rywalizuje o przywództwo nad sunnickim islamem, w nawiązaniu do tradycji Imperium Otomańskiego.

Eksperci wątpią jednak w usunięcie MBS przez 82-letniego króla, który cierpi na demencję. Na spotkaniu z biznesmenami i politykami z zagranicy już po zabójstwie Chaszodżdżiego książę otrzymał od swych gości owację na stojąco.

>>> Czytaj też: Najstarszy syn Dżamala Chaszodżdżiego opuścił Arabią Saudyjską