Choć w przyszłym roku będziemy świętować 30-lecie wolnej gospodarki, nikt przez ten czas nie zajął się rynkiem książki. Agresywna polityka rabatowa, promocyjne „opłaty dodatkowe”, upadek księgarstwa, brak porozumień branżowych i przepisów, które chroniłyby interesy wydawców i autorów, to tylko niektóre jego wypaczenia. A przecież od książek zależy poziom cywilizacyjny społeczeństwa – mówi Beata Stasińska, legenda polskiego rynku wydawniczego, twórczyni W.A.B.
ikona lupy />
Beata Stasińska redaktorka, wydawczyni, od lat zajmuje się promocją polskiej literatury na świecie. Współtwórczyni i współwłaścicielka wydawnictwa W.A.B. (założone w 1991 r.). Odeszła z niego w 2016 r., gdy właścicielem oficyny był fundusz inwestycyjny. Wydawała m.in. Joannę Bator, Zygmunta Miłoszewskiego, Jacka Dehnela, polskie przekłady Michela Houellebecqa, Henninga Mankella, Etgara Kereta. Dziś prowadzi agencję literacką fot. Maksymilian Rigamonti / Dziennik Gazeta Prawna
Co to są targi książki?
W Polsce? To kiermasze.
Reklama
Tak pani mówi o międzynarodowych targach książki, warszawskich czy o krakowskich, które właśnie się zaczynają?
Jestem za tym, żeby rzeczy nazywać po imieniu. Kiermasz to kiermasz.
A targi?
A targi międzynarodowe to miejsce, gdzie się handluje prawami autorskimi; sprzedaż książek, spotkania z autorami, są w zasadzie przy okazji. Targi są we Frankfurcie, są w Londynie, książki dla dzieci – w Bolonii. Są tam, gdzie przyjeżdża wielu wystawców zagranicznych i gdzie inicjuje się lub dochodzi do nabywania i sprzedawania licencji na konkretne tytuły. W Polsce od lat działają subagencje reprezentujące zagranicznych wydawców i agentów. To za ich pośrednictwem polscy wydawcy kupują zwykle prawa, ale i tak jeżdżą na targi do Londynu i Frankfurtu, bo tam spotyka się cały wydawniczy świat. Jeszcze niedawno, gdy byłam redaktorką naczelną czy prezeską W.A.B., miałam podczas targów – a do Frankfurtu jeżdżę od 1993 r. – spotkanie co pół godziny.
Czytelnicy są tam zbędni?
Nie tyle zbędni, co niepożądani. Autorzy być może powinni sobie oszczędzić widoku kilkuset tysięcy nowych książek w ośmiu wielkich halach, bo to działa depresyjnie.
>>> CAŁY WYWIAD W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP