Na północny wschód od meksykańskiej stolicy od trzech lat trwa budowa lotniska o docelowej przepustowości 120 mln pasażerów rocznie. Chociaż jedna trzecia wycenionej na 13 mld dolarów inwestycji została już zrealizowana, to w przeprowadzonym 25-28 października referendum Meksykanie zdecydowali, że nie chcą kontynuacji tej budowy.

Polityczne przepychanki i miliardy dolarów strat

Skąd w ogóle wziął się pomysł, by przeprowadzić referendum w sprawie lotniska podczas zaawansowanego już procesu budowy? W Meksyku doszło do poważnych zmian politycznych w lipcu br. Władzę przejęły ugrupowania o populistyczno-lewicowej retoryce. Jednym z elementów kampanii prezydenckiej oraz do Kongresu była właśnie kwestia lotniska.

Andres Manuel Lopez Obrador (AMLO), prezydent elekt, wielokrotnie sugerował, że lotniskowa inwestycja nosi znamiona korupcji i obiecał, że jeśli dojdzie do władzy, to przeprowadzi w tej sprawie referendum. Chociaż jego faktycznie zaprzysiężenie nastąpi dopiero 1 grudnia, głosowanie (nieformalne, opłacone ze środków partyjnych) odbyło się u schyłku października i z ok. miliona biorących w nim udział obywateli aż 70 proc. opowiedziało się przeciwko największej meksykańskiej inwestycji.

Reklama

AMLO nie chce zostawić stolicy, której w latach 2000-2005 był burmistrzem, z niewydolnym lotniskiem. Alternatywą ma być budowa portu na terenach wojskowych, gdzie inwestycja, według szacunków prezydenta, pochłonie 3,6 mld dolarów.

Ta decyzja generuje jednak całą serię innych kosztów. Po pierwsze obecna budowa już jest poważnie zaawansowana, co oznacza, że utopionych pieniędzy nie da się odzyskać. Pod drugie w prace zaangażowało się w wiele instytucji prywatnych, które liczyły, że skorzystają z przychodów generowanych przez nowy transportowy hub Meksyku.

Analitycy BBVA Bancomer cytowani przez agencję Bloomberg twierdzą, że koszty anulowania budowy mogą sięgnąć 10,5 mld dolarów. Wiąże się to m.in. z warunkami wyemitowanych obligacji (na 6 mld dolarów), które mają być wykupione wraz z odsetkami, jeżeli rząd będzie ingerował np. w przychody opłat lotniskowych.

Znaki zapytania nad przemysłem wydobywczym

Przerwanie gigantycznej inwestycji infrastrukturalnej to nie tylko bezpośrednie negatywne konsekwencje dla firm budujących czy finansujących lotnisko. Meksyk stoi obecnie przed bardzo poważnym zadaniem przeobrażenia swojego przemysłu wydobywczego.

Wyzwania tego procesu idealnie opisuje opracowanie Międzynarodowej Agencji Energetycznej „Mexico Energy Outlook”. Kończą się łatwo dostępne złoża ropy, a inwestycje z dna morskiego czy z łupków wymagają znacznych środków. Według szacunków „Financial Times” dzięki liberalizacji dostępu do meksykańskiego rynku w ostatnich latach zagraniczne firmy zainwestowały w projekty wydobywcze ponad 35 mld dolarów.

Obecne władze sugerują jednak, że wolą prowadzić inwestycje z udziałem firm skarbu państwa, a także chcą wstrzymać na dwa lata aukcje na eksploatację roponośnych terenów, o czym pisał „The Wall Street Journal” pod koniec sierpnia.

Napływ kapitału do Meksyku może więc być mniejszy, niż oczekiwano, zwłaszcza że wiele firm zagranicznych ostatnio sparzyło się na nacjonalizacji ich aktywów przez władze Wenezueli. I to właśnie prawdopodobnie jest główny powód silnego osłabienia się meksykańskiego peso w relacji do większości walut na początku tygodnia, a nie jedynie absurdalne wydarzenia związane z lotniskiem.

>>> Czytaj też: IBM wraca do gry. Firma dokonała przejęcia, które rzuca wyzwanie Amazonowi