Kongres Europejskiej Partii Ludowej (EPL) w Helsinkach to kolejny dowód na to, że Fidesz i Viktor Orbán, wbrew zapowiedziom, nie zostali zepchnięci na margines - pisze Dominik Héjj.

Najpierw ze wspólnej deklaracji EPL wykreślono odwołania do demokracji liberalnej, następnie nikt nie krytykował samego premiera Orbána, nie wspominał o siódmej rezolucji Parlamentu Europejskiego, która przecież dzięki głosom EPL uruchomiła przeciwko Węgrom Artykuł 7.

Premier Węgier był w swoim przemówieniu koncyliacyjny, odwoływał się do wielkiej rodziny politycznej, w której co prawda można się różnić, ale ciągle się nią jest. Głównym lejtmotywem przemówienia Orbána była „chrześcijańska demokracja”, a zatem byt przeciwny demokracji liberalnej, wypalonej, zniszczonej przez Zachód. Ta chrześcijańska ma być silną Europą narodów o dwudziestu siedmiu twarzach.

EPL wygrywanie ma mieć w swoim DNA. Orbán podał klucz do zwycięstwa – przywrócenie jedności w partii, powrót do duchowych korzeni, wzięcie na sztandary ochrony obywateli przed kryzysem migracyjnym, terroryzmem i trudnościami gospodarczymi. Nie zabrakło jednak uszczypliwości, jak wtedy, gdy węgierski premier mówił o tym, iż nie wolno ufać tym, którzy budują ambicje na dzieleniu rodziny poprzez podnoszenie oskarżeń charakterystycznych dla liberałów lub socjalistów – to aluzje do tej części frakcji EPL, która od dawna domaga się wykluczenia Fideszu ze swoich szeregów.

Swoje przemówienie Viktor Orbán zakończył bezpośrednim zwrotem do Manfreda Webera, szefa frakcji, dziękując mu za wsparcie, które Fidesz uzyskał od Webera przy okazji wiosennych wyborów parlamentarnych. Jednocześnie komplementując Webera, Orbán zapewnił go o poparciu jego kandydatury na szefa Komisji Europejskiej. „Fidesz zrobi wszystko, aby Europejska Partia Ludowa zwyciężyła w naszym kraju”, spuentował Orbán.

Reklama

Atmosfera, także w węgierskich mediach, zmieniła się jednak po przemówieniu Donalda Tuska, który, chociaż nie wprost, to krytykował premiera Węgier, wskazując, że nikt nie ma prawa do atakowania liberalnej demokracji i jej podstaw. Przewodniczący Rady Europejskiej zauważył, że jeśli popiera się (prezydenta Rosji Władimira) Putina i atakuje Ukrainę, jest się agresorem i przeciw ofierze, opowiada się przeciwko praworządności i niezależności sądownictwa, nie lubi wolnej prasy i organizacji pozarządowych, a toleruje ksenofobię, homofobię i nacjonalizm, to nie jest się chrześcijańskim demokratą.

Nikt na Kontynencie, poza premierem Węgier, nie przywiązuje takiej wagi do terminu „chrześcijańskiej demokracji”. W europejskim dyskursie jego znak rozpoznawczy. To nie pierwszy raz, gdy Donald Tusk krytykuje Orbána. 6 października w Krakowie w czasie konferencji „Perspektywy rozwoju Unii Europejskiej” przewodniczący Rady Europejskiej mówił o tym, że Viktor Orbán nie jest dowodem na to, jak rozwiązać kryzys migracyjny, ale jak skutecznie go wykorzystać (ten wątek pojawił się także w Helsinkach). Tusk wyraził wówczas podziw dla pragmatyzmu Orbána, cytując jednocześnie przemówienie premiera Węgier z Rumunii z Siedmiogrodu z lipca br., kiedy to Orban stwierdził, że demokracja chrześcijańska wyprze demokrację liberalną, która miała się już wyczerpać. Tusk dodał, że wygląda to tak, jakby ta chrześcijańska demokracja miała być antynomią rządów prawa, praw człowieka, wolności jednostki.

Był to de facto jedyny głos sprzeciwu wobec polityki Węgier, która pomimo uruchomienia Artykułu 7., w żaden sposób się nie zmieniła. Utwierdza to w przekonaniu, że przegłosowanie siódmej rezolucji miało miejsce tylko dlatego, że Manfred Weber miał ambicje do kandydowania na szefa KE.

Po epizodzie ochłodzenia relacji, którego nie można określić nawet kryzysem, wszystko wraca do normy, wszak Orbán na pewno da EPL kolejne głosy z Węgier.

Krytyka rządów spada na premiera Orbána od niemal najbliższej mu politycznie osoby. Karcący ton przewodniczącego Rady Europejskiej został już dostrzeżony na Węgrzech.

Prorządowe media zwracają uwagę na putinofobię Tuska, który w imię integracji Ukrainy z Unią Europejską, legitymizuje łamanie przez Ukrainę praw mniejszości narodowych. Budapeszt od przeszło roku toczy spór z Kijowem dotyczący ustawy o szkolnictwie, która ogranicza prawo do nauczania w językach mniejszości narodowych.

Trudno przewidzieć, czy Viktor Orbán zdecyduje się na publiczną odpowiedź pod adresem Donalda Tuska. Najbardziej prawdopodobne jest przemilczenie sprawy, jednak z pewnością na Węgrzech nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Tym bardziej, że wielokrotnie wskazywano na to, że między innymi osobiste interwencje Tuska miały ochronić Węgry przed krytyką ze strony Unii Europejskiej. Jego głos nie zostanie nad Dunajem odczytany jako stanowisko całej Unii Europejskiej. Ciekawym jest także to, że nie sposób tej krytyki zakwalifikować jako płynącej od liberałów bądź socjalistów, która wpisuje się w postulowany przez Orbána podział europejskiej polityki.

>>> Czytaj też: Tusk na kongresie EPL krytykuje działania Viktora Orbana