28 marca Marek Chrzanowski na spotkaniu z Leszkiem Czarneckim, który kontroluje m.in. Getin Noble Bank (GNB) oraz Idea Bank (IB), sugerował mu, jakiego powinien zatrudnić prawnika i co dzięki temu zyska. Zdaniem pełnomocnika prawnego Czarneckiego to była próba korupcji. W rozmowach pojawia się też wątek przejmowania przez państwo jego banków, które borykają się z problemami.
Według Czarneckiego podczas rozmowy szef nadzoru zaoferował przychylność dla GNB w zamian za ok. 40 mln zł. W tej sprawie zostało już złożone zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
– Stenogram i nagranie są dla szefa KNF druzgoczące i nie da się wyjaśnić padających tam słów. Może to stać się przyczynkiem do kwestionowania wielu decyzji nadzoru, postępowań administracyjnych, szczególnie tych związanych z aferą GetBack i zaangażowanymi w nią instytucjami finansowymi: bankami, towarzystwami funduszy inwestycyjnych (TFI) czy domami maklerskimi – mówi informator z kręgów rządowych.
W KNF toczą się postępowania i kontrole w czterech TFI w związku z ich współpracą z GetBackiem: Altusie, Trigonie, Saturnie i Noble Funds. Do tego w ubiegłym tygodniu Polski Dom Maklerski stracił licencję i dostał 2,5 mln zł kary za nieprawidłowości przy sprzedaży obligacji wrocławskiego windykatora. We wrześniu zakończyła się też inspekcja związana z dystrybucją papierów GetBacku przez Idea Bank.
Reklama

Kontrola kontra taśmy

W DGP opisywaliśmy już 31 października część ustaleń KNF w sprawie Idea Banku. Wczoraj zakończyły się one zawiadomieniem do prokuratury i wpisem na listę ostrzeżeń publicznych. O tym, że w banku jest prowadzona inspekcja w związku ze sprzedażą obligacji GetBacku, poinformował w zawiadomieniu do prokuratury z lipca tego roku pełnomocnik prawny Idea Banku. Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa dotyczy byłego prezesa Jarosława Augustyniaka i członka zarządu odpowiedzialnego za sprzedaż Dariusza Makosza. To oni – zgodnie z dokumentami, które opisał DGP – mieli odpowiadać za nieprawidłowości przy oferowaniu instrumentów GetBacku, czym narazili bank na szkodę majątkową. Dzisiaj wielu klientów czuje się oszukanych i chce odzyskać od banku pieniądze. Zawiadomienie zostało złożone miesiąc od wejścia do Idea Banku urzędników nadzoru, a byli menedżerowie nie dostali od rady nadzorczej absolutorium.
Doniesienia złożono na co najmniej siedmiu pracowników, którzy wciskali obligacje windykatora klientom i namawiali ich do zrywania lokat w Idea Banku, by uwolnić pieniądze na zakup papierów.
Po wybuchu afery GetBack bank przeprowadził wewnętrzny audyt. Na początku września zaś inspekcję skończyli urzędnicy KNF. Jej wyniki wskazują, że odpowiedzialność za nieprawidłowości spada na szersze grono osób i złamano wiele przepisów. KNF nie komentuje sprawy, komentarza odmówił też Idea Bank.
„W wyniku przeprowadzonej kontroli stwierdzono, że bank w sposób rażący naruszył przepisy prawa regulujące działalność objętą zezwoleniem na podstawie ustawy z 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi, przepisy ustawy prawo bankowe, a także regulacje wewnętrzne banku. (...) w sposób fundamentalny naruszył też zasadę zaufania klientów do podmiotu licencjonowanego, który zawodowo i profesjonalnie świadczy usługi na rynku finansowym” – czytamy w wyciągu z raportu pokontrolnego.

Sprzedaż z rozmachem

Dziś wiadomo, że proces oferowania obligacji odbywał się z udziałem dwóch spółek: MIA i Mercurius Financial Advisors (MFA), które dostarczały dane klientów z Idea Banku do Polskiego Domu Maklerskiego i Mercurius Domu Maklerskiego (MDM). Prezes pierwszego, Szczepan D.-M. ma zarzuty działania w porozumieniu z byłym prezesem GetBacku Konradem K. na szkodę majątkową windykatora. W sprawę ma być zamieszana spółka MIA. Na prowizjach związanych ze sprzedażą obligacji GetBacku zarobiła ponad 63 mln zł. Została też wpisana na listę ostrzeżeń publicznych przez KNF w czerwcu br. za prowadzenie działalności bez wpisu do rejestru agentów firm inwestycyjnych. Duża część kwoty, jaką pozyskała z prowizji, miała być wynagrodzeniem dla Idea Banku za dostarczanie klientów. PDM sprzedał obligacje o nominalnej wartości ok. 750 mln zł i zainkasował za to 23 mln zł pro wizji, a MDM 63 mln zł z prowizją 622 tys. zł.
Z ustaleń KNF wynika, że Idea Bank nie był tylko pośrednikiem, ale prowadził proces sprzedaży, a do tego nie miał zezwolenia. Dodatkowo miał przekazywać w latach 2016–2017 do domów maklerskich dane klientów objęte tajemnicą bankową bez ich pisemnej zgody. Raport wskazuje też, że o procesie sprzedaży obligacji wiedzieli nie tylko Jarosław Augustyniak i Dariusz Makosz.
„Informacje o wolumenach sprzedaży obligacji GetBack i uzyskanych z tego tytułu wynikach finansowych w latach 2016–2018 były raportowane wszystkim członkom zarządu banku, a od 2018 r. także radzie nadzorczej, z uwzględnieniem danych za 2017 r. Zarząd nie kwestionował podstaw ani sposobu wykonywania sprzedaży obligacji przez bank w latach 2016–2017, nie interesował się także tym, czy w 2018 r. proces sprzedaży obligacji GetBack podlega przyjętym w banku procesom kontroli wewnętrznej” – czytamy w dokumencie KNF. Wynika z niego też, że przewodniczący rady nadzorczej Idea Banku Leszek Czarnecki „pomimo posiadanej wiedzy o sprzedaży przez bank obligacji GetBack co najmniej od października 2017 r. nie poinformował pozostałych członków organu o sprawie, pomimo tego, że przychód z tej sprzedaży stanowił w okresie 2017 r. jeden z istotnych elementów kształtujących przychód banku”. Dowodem na stan wiedzy ma być korespondencja e-mail z jednym z członków rady nadzorczej. Cała rada miała pełną informację dostać dopiero w tym roku. A pracownicy zaangażowani w sprzedaż mieli mieć specjalne szkolenia, chociaż z pominięciem biura szkoleń banku.
„Dla bankierów zorganizowano konkursy dotyczące wyników sprzedażowych obligacji GetBacku, w tym jeden w okresie, kiedy zaczęły się pojawiać niepokojące informacje o kondycji finansowej spółki GetBack (19.03–10.04.2018 r.)” – czytamy w wyciągu z kontroli.
KNF przyznaje jednocześnie, że bank wprowadził działania mające na celu wyjaśnienie sytuacji związanej z oferowaniem papierów windykatora. Wewnętrzne postępowanie zaś doprowadziło do powstania jednostki do rozpatrywania reklamacji klientów, którzy zakupili obligacje. To jednak – zdaniem KNF – nie zdejmuje odpowiedzialności za sprawy z przeszłości.
„(…) na podstawie materiału zgromadzonego w toku inspekcji należy przyjąć, iż bank w celu wprowadzenia rozwiązania polegającego na dystrybucji przedmiotowych obligacji stworzył z premedytacją przemyślany, złożony, wielopoziomowy mechanizm, w którym uczestniczyli władze banku, menedżerowie różnego szczebla, służby prawne, departamenty sprzedaży oraz inne jednostki organizacyjne” – informuje nadzór.

>>> Czytaj też: Leszek Czarnecki utopił szefa KNF. Czy sam ocaleje?