Bieżący tydzień jest na tym rynku wyjątkowo emocjonujący, głównie za sprawą wtorkowej przeceny ropy naftowej o około 7%. Ceny amerykańskiej ropy WTI zeszły w rezultacie do okolic 55 USD za baryłkę, a notowania ropy Brent do rejonu 65 USD za baryłkę. Dla wielu inwestorów było to zaskoczenie, ponieważ poziomy 60 USD i 70 USD za baryłkę były uznawane za silne techniczne poziomy wsparcia.

Możliwe, że pesymizm inwestorów na rynku ropy naftowej sięgnął zenitu właśnie we wtorek, ponieważ kolejne sesje przynoszą wzrostowe odreagowanie. Na razie nie jest ono jednak duże, a zwyżki cen ropy na razie nie nadrobiły nawet połowy wtorkowych spadków. To oznacza, że strona podażowa pozostaje na tym rynku silna.

Jest tu temu kilka powodów. Jednym z nich jest osłabiający się popyt na ropę naftową, sygnalizowany przez firmy petrochemiczne z Azji, w tym w Chinach. Poza tym, słabe dane makroekonomiczne pojawiły się w Niemczech i Japonii, budząc pytania o dalsze tempo rozwoju tych gospodarek. Drugim ważnym powodem jest rosnąca produkcja ropy naftowej na świecie, która spowodowała powracające obawy o nadpodaż. Mimo problemów Iranu czy Wenezueli, globalni giganci wydobywają coraz więcej ropy. Skłoniło to OPEC do podjęcia dyskusji na temat możliwych cięć wydobycia. Kartel chce zapobiec sytuacji sprzed kilku lat, kiedy to globalny rynek ropy naftowej zmagał się z nadwyżkami surowca i dopiero interwencja OPEC pomogła doprowadzić do ich zmniejszenia.

Sam sygnał ze strony OPEC, że instytucja ta jest gotowa do ewentualnych cięć produkcji ropy naftowej, stanowi czynnik uspokajający inwestorów i hamujący zniżkę cen ropy naftowej. To może doprowadzić obecnie do konsolidacji cenowej, ponieważ nie ma również konkretnych przesłanek do wzrostów notowań ropy naftowej, a pesymizm na tym rynku pozostaje duży.

Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI