5 godzin negocjacji, groźby rezygnacji ministrów, a nawet łzy niemocy eurosceptycznej minister zabezpieczenia socjalnego Esther McVey. Tak w skrócie wyglądały negocjacje wewnątrz brytyjskiego rządu w sprawie zaakceptowania wstępnego planu brexitu. Chociaż emocje w środę sięgały zenitu, to kulminacja politycznej batalii i ryzyk dla funta dopiero przed nami.

Co uzgodniono? Przede wszystkim zostały przedstawione ramy granicy pomiędzy Irlandią Północną (część Wielkiej Brytanii) a Republiką Irlandii. Nie będzie na niej kontroli, gdyż całość Zjednoczonego Królestwa pozostanie wewnątrz unii celnej z UE do czasu, aż nowa umowa handlowa zostanie wynegocjowana. Irlandia Północna dodatkowo będzie objęta głębszymi relacjami z UE (podatek VAT, żywność, pomoc publiczna), by “pozwolić północnoirlandzkim towarom na dostęp do unijnego rynku na dotychczasowych zasadach” - donosi Reuters.

Unia celna przed długi czas była odrzucana przez znaczną część rządzących konserwatystów, gdyż oznaczała brak możliwości prowadzenia własnej polityki handlowej. To zostało złagodzone zapewnieniem, że unia celna nie będzie trwać wiecznie i finalnym celem jest wypracowanie nowych relacji pomiędzy Wielką Brytanią a UE.

Przedstawione zapisy jednak prawdopodobnie generują inny problem. Dotyczy on spójności terytorialnej Wielkiej Brytanii. Może to oznaczać, że przez długi czas Irlandia Północna miałaby inne regulacje prawne niż główna brytyjska wyspa. Ten element może być nie do zaakceptowania przez północnoirlandzką Demokratyczną Partię Unionistyczną (DUP), która obecnie tworzy parlamentarną koalicję z konserwatystami premier Theresy May.

Prawdziwy test to parlament

Reklama

Akceptacja brexitu przez rząd to dopiero pierwszy i wcale nie najważniejszy etap. Prawdziwy test dla ustaleń pomiędzy Unią i brytyjskimi negocjatorami nastąpi dopiero w Izbie Gmin.

Niższa izba brytyjskiego parlamentu jest niezwykle podzielona. Szacuje się, że od 30 do 50 członków rządzących torysów sprzeciwi się brexitowi, uważając, że nie odpowiada on faktycznemu opuszczeniu Unii Europejskie, uniemożliwia m.in. prowadzenie niezależnej polityki handlowej oraz gospodarczej.

Niewielka część rządzących konserwatystów (tych, co w ogóle nie chcieli opuszczać UE) może sądzić, że porozumienie zbyt mocno zrywa więzy z UE, co będzie szkodzić gospodarce na Wyspach. Będąca w koalicji z torysami DUP z kolei będzie prawdopodobnie przekonywać, że ryzyka dla Irlandii Północnej wzrosną, jeżeli regulacje na jej terenie będą inne niż w pozostałej części Królestwa.

Praktycznie można być pewnym, że znakomita większość będących w opozycji parlamentarnej laburzystów sprzeciwi się przedstawionemu porozumieniu. Może to wynikać nie tylko z różnic ideologicznych, ale partia Jeremy’ego Corbyna będzie upatrywać w odrzuceniu planu szansę na przejęcie władzy na Wyspach.

Scenariusze dla funta

Przyjęcie względnie łagodnego brexitu to szansa na wyraźne wzrosty wartości brytyjskiej waluty. Gdyby Izba Gmin, zgodnie z planami rządu, zaakceptowała plan premier May, wtedy można oczekiwać silnego umocnienia szterlinga. Niewykluczone, że brytyjska waluta w relacji do polskiej wzrosłaby w okolicę poziomu 5,20-5,30 zł. Porozumienie z UE sprzyjałoby funtowi nie tylko ze względu zmniejszenia niepewności co do warunków gospodarczych, ale także otworzyłoby drogę do szybszych podwyżek stóp procentowych przez Bank Anglii.

Obecnie jednak bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, że plan zostanie odrzucony przez Izbę Gmin. Konserwatyści razem z DUP mają w nim po zeszłorocznych wyborach 325 z 650 miejsc. Zakładając nawet, że uda się przekonać niewielką część laburzystów do planu, wewnętrzna opozycja u torysów w postaci 30-50 zwolenników ograniczonych relacji z Unią z dużym prawdopodobieństwem storpeduje rządowy plan brexitu. To spowodowałoby bardzo poważną – nawet o 30 gr – przecenę funta, zwłaszcza gdyby wydarzenia zaczęły przybierać niekontrolowany przebieg.

Plan odrzucony. Co dalej?

Odrzucenie rządowego planu (głosowanie prawdopodobnie odbyłoby się w drugiej połowie grudnia) otwiera przynajmniej trzy drogi. Pierwsza z nich to niekontrolowany brexit, który spowodowałoby głębokie problemy handlowe, zmniejszenie znaczenia londyńskiego city i ogólny chaos regulacyjny nadwyrężający wiarygodność gospodarczą Wielkiej Brytanii i jej rating kredytowy.

Inną możliwością są przedterminowe wybory, które wyłonią nowy rząd. Kampania prowadzona podczas politycznego chaosu nie pomagałaby ani gospodarce, ani funtowi. Dodatkowo hipotetyczna wygrana laburzystów, biorąc pod uwagę ich skrajnie lewicowy plan gospodarczy, nie jest raczej preferowanym rozwiązaniem dla rynku, nawet biorąc pod uwagę, że to konserwatyści doprowadzili do brexitu i całego zamieszania.

Ostatnim obecnie rozważanym scenariuszem wydaje się kolejne referendum. Część laburzystów zgłasza konieczność przeprowadzenia powtórki głosowania, argumentując, że ponad dwa lata temu społeczeństwo nie do końca wiedziało, za czym tak naprawdę głosuje. Referendum jednak nie odbyłoby się z dnia na dzień, a jego wynik także nie wydaje się przesądzony. W rezultacie prawdopodobnie odrzucenie planu w grudniu przez parlament spowodowałoby silną globalną przecenę funta i spadki w relacji do złotego w okolicę 4,60 zł.

Tąpnięcie możliwe jeszcze w tym roku

Przyjęcie planu brexitu przez rząd Theresy May to dopiero pierwszy krok w procesie opuszczenia Unii. Otwiera on drogę do głosowania umowy przez Izbę Gmin, a to właśnie wynik negocjacji w parlamencie będzie najważniejszy dla szterlinga. Biorąc pod uwagę obecny rozkład głosów i nastawienie opozycji do rządowej propozycji, ryzyko odrzucenia wynegocjowanego planu i poważnego tąpnięcia funta jeszcze w tym roku jest relatywnie duże.

>>> Czytaj też: Hirsch: Trzy złe wiedźmy krążą nad Europą. Czego obawiają się inwestorzy?