Wojna przyśpiesza wzrost gospodarczy? Bzdura! Jest odwrotnie, a nawet gorzej. Ten nonsens nie tylko zubaża, ale i zabija.
Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani/ Że za tobą idą, że za tobą idą/ Chłopcy malowani?” – od czasów I wojny światowej, kiedy to spisano te słowa, do korowodu uwiedzionych ideą wojowania dołączyli – i to dobrowolnie, a nie w wyniku przymusowego poboru – niektórzy (niestety, prominentni!) ekonomiści, a z nimi politycy. I to, jak na złość, ci akurat sprawujący władzę. Stwierdzili bowiem, że wojna pomimo zniszczeń, które za sobą niesie, może być korzystna dla wzrostu PKB. Jej wypowiedzenie może bowiem zakończyć kryzys gospodarczy, zmobilizować obywateli do pracy i zapewnić dostatek i pomyślność. Ba, samo już przygotowywanie się do niej przyczynia się do zwiększenia innowacyjności. Do pakietu wojennych błogosławieństw swoje trzy grosze dorzuca także nasz premier Mateusz Morawiecki na słynnych nagraniach z knajpy Sowa i Przyjaciele. Wyjaśnia tam m.in., że wojna może być skuteczna w „zarządzaniu oczekiwaniami” obywateli co do poziomu ich życia (zmniejsza presję na socjal i płace, a zmusza do ciężkiej pracy).
Problem w tym, że takie poglądy są groźne. Śmiertelnie niebezpieczne.
Nie wierzycie? Przecież ekonomiczna argumentacja była jedną z oficjalnych (!) przesłanek obu amerykańskich inwazji na Irak – w 1991 r. i 2003 r. Szacuje się, że ta ostatnia spowodowała śmierć nawet 600 tys. ludzi (w tym 4,5 tys. amerykańskich żołnierzy), zdestabilizowała Bliski Wschód, wzmocniła terroryzm (Irak jest na 1. miejscu w Global Terrorism Index 2017) oraz jego eksport do Europy. A gospodarka USA? Po 2003 r. zaczęła wyhamowywać, by całkowicie załamać się po 2008 r.

Inwazja z kosmosu

Reklama
Wojna nie uratowała Stanów Zjednoczonych przed zapaścią, a mimo to niektórzy chcieliby skutecznie wesprzeć nią PKB. Skąd ten pomysł? Może to kwestia skali. Nie ograniczajmy się do konfliktów lokalnych, czy nawet globalnych. Bądźmy ambitni jak Elon Musk. Co powiecie na inwazję kosmitów?
Takie remedium na gospodarcze turbulencje w USA – oczywiście, w ramach eksperymentu myślowego – zaproponował przed siedmiu laty noblista, prof. Paul Krugman. Nie żartuję. „Gdybyśmy odkryli, że kosmici planują nas zaatakować i że musimy wzmocnić swoje siły, by ich powstrzymać, inflacja i deficyt zeszłyby na drugi plan, a gospodarka ożywiłaby się w ciągu 18 miesięcy” – pisał na łamach „The New York Times” człowiek zwany sumieniem liberałów. W ujęciu Krugmana zagrożenie wojną działa jak potężny antykryzysowy pakiet fiskalny, którego wprowadzenie staje się możliwe dopiero wtedy, gdy mądre akademickie dysputy i demokratyczne przepychanki zastąpi instynkt samozachowawczy i konieczność bezkompromisowego technokratycznego działania.



>>> Treść całego artykułu można znaleźć w weekendowym wydaniu DGP.