Obniżanie wynagrodzeń pracownikom może szkodzić firmie; podatek na napoje słodzone istotnie zmniejsza ich konsumpcję; wcześniejsza emerytura skraca życie mężczyzn – to tylko niektóre z wniosków z najnowszych badań ekonomicznych.

John Cawley, David Frisvold, Anna Hill i David Jones opracowali analizę „The Impact of the Philadelphia Beverage Tax on Purchases and Consumption by Adults and Children” (Wpływ podatku na napoje słodzone w Filadelfii na ich spożycie przez dorosłych i dzieci). We wstępie naukowcy zwracają uwagę, że w ostatnich latach wiele miast amerykańskich wprowadziło podatki na napoje słodzone (a to z tego powodu, że na przykład 0,33 litrowa puszka popularnego napoju słodzonego zawiera aż dwanaście łyżek cukru), ale brakuje analiz skutków danin.

Badacze pobrali do analizy dane z Filadelfii, gdzie od 1 stycznia 2017 r. obowiązuje podatek w wysokości ok. 50 centów (mniej więcej 2 zł) za litr napoju słodzonego cukrem. W Polsce 1 litr Coca-Coli kosztuje ok. 4 zł, a zatem taki podatek oznaczałby podwyżkę ceny o ok. 50 proc.

Okazuje się, że po wprowadzeniu daniny przy każdej wizycie w sklepie zakup napojów słodzonych był mniejszy o 0,26 litra. Zakupy w Filadelfii porównywano ze sklepami poza miastem, gdzie podatek nie obowiązywał. Danina sprawiła, że dorośli zmniejszyli spożycie napojów słodzonych o ponad 2 litry miesięcznie, co lekarze oceniają jako istotny spadek, tym bardziej że napojów słodzonych więcej pili ludzie mniej zamożni, częściej mający problemy z nadwagą.

Skutek prawdopodobnie byłby większy, ale część konsumentów zaczęła częściej robić zakupy poza miastem, gdzie wyższe podatki nie obowiązywały. Z badania wynika także, że dzieci, które piły najwięcej napojów słodzonych, zmniejszyły ich spożycie o 22 proc.

Reklama

Z kolei Jason Sandvik, Richard Saouma, Nathan Seegert i Christopher Stanton przygotowali pracę „Analyzing the Aftermath of a Compensation Reduction” (Analizując skutki obniżenia wynagrodzeń). Zajmują się w niej mało zbadanym zjawiskiem w gospodarce, które polega na tym, że firmy bardzo rzadko obniżają pensje pracownikom, zdecydowanie częściej wybierając zwolnienia z pracy, jeżeli stan przedsiębiorstwa tego wymaga.

Autorzy zauważają, że nie do końca wiadomo, dlaczego stosuje się taką praktykę i postanowili to ustalić. W dotychczasowych analizach pojawiają się dwa prawdopodobne powody niechęci do obniżania wynagrodzeń. Kierownictwo obawia się mianowicie, że pracownicy zaczną odchodzić z pracy, a ci którzy pozostaną będą pracowali mniej efektywnie.

Analitycy zbadali te hipotezy na przykładzie firmy zajmującej się sprzedażą takich usług, jak dostęp do internetu czy telewizji kablowej za pośrednictwem rozmów telefonicznych (nazwa firmy nie jest ujawniania w badaniu). Jej pracownicy jako wynagradzanie otrzymują stałą pensję i premię zależną od wyników sprzedaży.

W czasie badania w jednym z sześciu wydziałów sprzedaży spółki obniżono prowizje o ok. 18 proc., w wyniku czego pracownicy z tych działów mieli zmniejszoną wypłatę o średnio 7 proc. Trzy miesiące później w kolejnym wydziale dokonano jeszcze większej redukcji wynagrodzenia. Jaki był skutek tych działań?

Okazało się, że intuicja kierownictwa była słuszna. Najbardziej produktywni pracownicy, ci z produktywnością o jedno odchylenie standardowe wyższą od średniej, wykazywali się częstszą o 48 proc. rezygnacją z pracy. Podobnego zjawiska nie zanotowano wśród tych, którzy mieli produktywność na poziomie średniej.

Częstsze odchodzenie najbardziej efektywnych pracowników doprowadziło do zmniejszenia wyników sprzedaży w ciągu kolejnych pięciu miesięcy o ok. 4 proc. Jednak badanie nie wykazało, by pozostali pracownicy zaczęli być mniej efektywni.

W podsumowaniu naukowcy sugerują, że w obliczu konieczności wprowadzenia cięć płac, firma powinna je koncentrować na tych pracownikach, którzy są najmniej produktywni.

W kontekście powrotu w Polsce do wcześniejszego wieku emerytalnego warto zwrócić uwagę na pracę Andreasa Kuhna, Stefana Staubli, Jean-Philippe`a Wuellricha i Josefa Zweimüllera „Fatal Attraction? Extended Unemployment Benefits, Labor Force Exits, and Mortality” (Fatalne zauroczenie? Rozszerzenie dostępu do zasiłków dla bezrobotnych, zaprzestanie pracy i śmiertelność). Autorzy chcieli zbadać, jak wcześniejsze zakończenie życia zawodowego wpływa na śmiertelność.

Trudność polegała na tym, że wcześniej na emeryturę wybierają się często ci, którzy mają kłopoty zdrowotne. Stanowiło to przeszkodę w wyodrębnieniu samego wpływu zaprzestania pracy na zdrowie. Ale naukowcy zauważyli, że zmiany prawa wprowadzone w Austrii stworzyły idealne warunki dla takiej analizy. W niektórych częściach kraju pod koniec lat 80. XX w. zezwolono bowiem pracownikom na zakończenie pracy zawodowej nawet trzy lata wcześniej, niż w innych.

W praktyce mężczyźni w tych regionach odchodzili na emeryturę sześć miesięcy wcześniej, a kobiety dziewięć miesięcy wcześniej. Okazuje się, iż wcześniejsze zakończenie pracy zawodowej doprowadziło do istotnego zwiększenia ryzyka śmierci u mężczyzn. Każdy dodatkowy rok na wcześniejszej emeryturze zwiększał prawdopodobieństwo śmierci przed 73 rokiem życia o 1,85 punktu procentowego (czyli o 6,8 proc.). W wartościach bezwzględnych oznaczało to średnio 2,4 miesiąca wcześniejszą śmierć za każdy rok wcześniejszej emerytury.

Co ciekawe, wcześniejsza emerytura nie zwiększa ryzyka wcześniejszej śmierci kobiet. Autorzy tłumaczą to w ten sposób, że kobiety rzadziej reagują na duże zmiany w życiu, zwracając się ku niezdrowym używkom, poza tym ich status w społeczeństwie nie jest tak bardzo uzależniony od pozycji zawodowej. Zdaniem naukowców wyniki badań dają dodatkowe argumenty za wydłużaniem czasu pracy zawodowej.

Autor: Aleksander Piński