Prawie 100 metrów długości, 1800 ton wyporności, grubo ponad miliard złotych kosztów i prawie 20 lat budowy. Tak w liczbach wygląda patrolowiec ORP Ślązak, który właśnie po raz pierwszy wyszedł w morze i w ciągu kilku - kilkunastu miesięcy najpewniej trafi do Wojska Polskiego.

Historia budowy tego okrętu jak w soczewce skupia problemy, z jakimi boryka się resort obrony narodowej, kupując nowe uzbrojenie. Po pierwsze, niezdecydowanie polityków i elementarny brak konsekwencji zmieniających się ekip rządowych. W momencie rozpoczynania budowy patrolowiec Ślązak miał zostać korwetą Gawron. I to pierwszą z serii siedmiu sztuk. Jednak kolejni ministrowie zmieniali koncepcje. Był czas, gdy okręt po prostu stał, mało kto przy nim pracował i nikt nie miał pomysłu, co z nim zrobić. Przez moment nawet próbowano go sprzedać – ale jako że nikt się specjalnie nie kwapił do zakupu, to ówczesny minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak podjął decyzję o dokończeniu budowy.

- Mimo, iż od rozpoczęcia budowy jednostki minęło 17 lat, to z wyliczeń stoczni wynika, że faktyczne prace nad budową jednostki trwały około 5,5 roku, a pozostały okres to "przestoje związane z brakiem finansowania, ze zmieniającymi się decyzjami" – mówił na niedawnej konferencji prasowej Konrad Konefał, prezes Stoczni Wojennej wchodzącej w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Drugi grzech, który łączy się ze wspominanymi zmianami decyzji, to niegospodarność. Zmienność decyzji doprowadziła m.in. do tego, że choć na system łączności i dowodzenia pociskami od koncernu Thales wydano ok. 400 mln zł, to okręt… nie ma żadnych rakiet, które tak naprawdę były główną przesłanką do zakupu systemu. – Jeszcze w 2015 r. planowano zakup pocisków woda – woda i systemu obrony przeciwlotniczej. Ale dziś na Ślązaku tego sprzętu nie ma – stwierdza Mariusz Cielma, redaktor naczelny portalu dziennikzbrojny.pl. Innym przykładem braku racjonalności ekonomicznej jest to, że specjalnie dla tej jednostki poczyniono w dawnej Stoczni Marynarki Wojennej inwestycje. Jednak przez lata zakład był w upadłości, ostatnio został przejęty przez PGZ, ale w praktyce niewiele się zmieniło. Dużych zamówień od polskiego resortu obrony jak nie było, tak nie ma. A za inwestycje zapłacił polski podatnik.

Reklama

Wreszcie trzeba powiedzieć wprost, że ORP Ślązak nie zwiększa naszych zdolności bojowych. Jest trochę tak jak z Nabrzeżnym Dywizjonem Rakietowym. Kupiliśmy sprzęt z pociskami, które mają 200 km zasięgu, ale nasze rozpoznanie nie sięga dalej niż 50 km, tak więc nie można ich w pełni wykorzystać. Podobnie jest ze Ślązakiem. Mamy dobrą platformę, ale postanowiliśmy jej nie uzbroić. Miały być pociski, którymi moglibyśmy strzelać do innych okrętów. Nie ma. Miał być system obrony przeciwlotniczej krótkiego i średniego zasięgu, będą… cztery wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych Grom. Z tym że to są zestawy, które normalnie żołnierz nosi na ramieniu (ważą ok. 20 kg), a ich zasięg to zaledwie 5 km. O ile na lądzie to może się sprawdzić, to jednak w przypadku ataku myśliwców w żaden sposób się nie przydadzą. Patrolowiec Ślązak nie jest w stanie samodzielnie obronić się przed pociskami rakietowymi ani przed okrętami dysponującymi pociski woda – woda. 76-mm armata i dwa działka 30-mm mogą zrobić wrażenie co najwyżej na kutrach rybackich albo… jachtach żaglowych. Ewentualnie piratach na szybkich łodziach bez żadnego pancerza.

Wreszcie warto postawić pytanie, do czego nam posłuży ten okręt. W zespołach bojowych NATO się nie przyda. – Tam potrzebne są uzbrojone fregaty, albo mniejsze niszczyciele min jak nasze Kormorany – wyjaśnia Mariusz Cielma. – Będzie również nieprzydatny w razie konfliktu pełnoskalowego, jeśli już to może się przydać w asymetrycznym – dodaje ekspert.

Oznacza to, że w razie wojny na Bałtyku, okręt zaraz pójdzie na dno. Ale do misji zwalczania wspominanych piratów czy zadań unijnych związanych z kontrolowaniem przepływu migrantów na Morzu Śródziemnym może być przydatny. Oczywiście, zawsze też będzie dobrze wyglądać, gdy będzie wpływać pod polską banderą do portów tego świata. Wciąż jednak pozostaje pytanie, czy warto było wydać ponad mld zł na okręt, który obecnie może pełnić funkcje głównie reprezentacyjne.

>>> Czytaj też: Patrioty coraz bliżej Wisły. Ile zapłacimy za tarczę przeciwrakietową?