Po 2030 r. w polskim systemie energetycznym będzie przestrzeń dla wiatraków na lądzie, o ich udziale będzie decydował rynek, czyli cena energii - zapewnił wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski.

"Pojawiły się komentarze, że administracyjnie, w polityce energetycznej, kosztem budowania nowej nogi, czyli offshore (morska energetyka wiatrowa - PAP), planujemy wyhamowanie wiatraków na lądzie. To są nieprawidłowe sformułowania. Budujemy drugą nogę nie po to, by amputować pierwszą. (…) Byłoby nieracjonalnością amputowanie tego, co nam się dobrze rozwija” - powiedział Tobiszowski podczas środowej konferencji „Współpraca konwencjonalnych źródeł wytwórczych i wielkoskalowego OZE”.

"Budujemy system, synergię powiązań wytwórczych w polskiej energetyce. Po 2030 roku zacznie działać rynek. Wprowadzanie energii po właściwiej cenie będzie tym, co zapewni udział w tym rynku. Taki system funkcjonuje w innych krajach” - dodał. Powtórzył, że na przyszły rok planowane są aukcje dla lądowych farm wiatrowych. Zgodnie z zaprezentowanym w piątek przez Ministerstwo Energii projektem Polityki Energetycznej Państwa (PEP) do 2040 r., poza przyszłorocznymi, nie przewiduje się kolejnych aukcji dla wiatraków na lądzie. Tobiszowski podkreślał, że po 2030 r. nie będzie wsparcia dla OZE w dzisiejszej formie, ale "z tego co widzimy w innych krajach, to wsparcie nie będzie już potrzebne". Źródła odnawialne zaczynają być już tak konkurencyjne, że jako takie powinny się znaleźć w systemie energetycznym - mówił.

Wiceminister podkreślał, że zaprezentowany w piątek przez Ministerstwo Energii projekt Polityki Energetycznej Państwa (PEP) do 2040 r. nie zakłada budowy źródeł energii jednego typu kosztem innego. "Nie budujemy czegoś kosztem czegoś innego. To nie chodzi o to, że jedno źródło będzie +wycinać+ inne, tylko żeby każdy w tym systemie miał swoją właściwą rolę" - mówił Tobiszowski. Jak zaznaczył, najistotniejsze jest to, żeby bezpieczeństwo energetyczne było związane z przewidywalnością dostaw i z ceną energii. To jest celem, a wszystko inne jest temu podporządkowane - oświadczył.

Na konferencji, współorganizowanej przez Dolnośląski Instytut Strategii Energetycznych (DISE) i Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) zaprezentowano raport na temat współpracy konwencjonalnych i wielkoskalowych odnawialnych źródeł energii. Ocenia się w nim, że energetyka odnawialna, w tym wiatrowa staje się szybką i tanią odpowiedzią na wyzwania systemu w procesie transformacji. Biorąc pod uwagę sytuację energetyczną Polski, rozsądne wydaje się połączenie wielkoskalowego OZE i energetyki konwencjonalnej - stwierdza raport.

Reklama

Wyniki aukcji dla OZE to bardzo dobra wiadomość, źródła odnawialne są praktycznie konkurencyjne, mogą funkcjonować na rynku bez systemu wsparcia - mówił prezes DISE Remigiusz Nowakowski. Musimy mieć jednak świadomość, że to nie jest cały koszt wytworzenia i przede wszystkim stabilnego dostarczenia jednostki energii do końcowego odbiorcy - podkreślił.

Aukcje pokazały, że energetyka wiatrowa na lądzie jest blisko, a nawet poniżej giełdowej ceny energii na rynku spot - podkreślał z kolei prezes PSEW Janusz Gajowiecki. Jest więc naturalnym partnerem dla gospodarki i rządu, żeby w przyszłości obniżać ceny - ocenił. Gajowiecki przypomniał, że projekt PEP będzie przez najbliższe miesiące przedmiotem intensywnych dyskusji.

Według propozycji PEP, od 2026 r. uruchamiane będą morskie farmy wiatrowe (offshore) w polskiej części Bałtyku. Szef parlamentarnego zespołu ds. morskiej energetyki wiatrowej poseł Zbigniew Gryglas podkreślał, że odwiedził większość polskich firm pracujących na rzecz offshore. "Zakładam, że już na początku tego projektu udział krajowego przemysłu i usług sięgnie 40 proc. Docelowo ten udział będzie bardzo wysoki. Jedyna rzecz, której dziś nie produkujemy to turbiny, ale widzę zainteresowanie producentów, którzy myślą o tym, żeby taką produkcję do kraju przenieść" - mówił Gryglas. W jego ocenie, produkcja dla offshore może stać się nawet dominującym zajęciem w polskich stoczniach.