„Istnieje bardzo duża różnica między sankcjami nałożonymi przez Unię Europejską a tymi przez Stany Zjednoczone. Te drugie są znacznie szersze i bardziej dotkliwe dla Rosji” – mówi ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich, która specjalizuje się w tematach związanych z rosyjską gospodarką.

Przyznaje ona, że początkowo sankcje uderzyły w Rosję, ale nie były one główną przyczyną kryzysu gospodarczego. „Te sankcje, które zostały nałożone w 2014 r., zaraz po Krymie, zbiegły się ze spadkiem – i to dużym – cen ropy naftowej. Kombinacja tych dwóch czynników była powodem kryzysu gospodarczego, choć istotniejszym dla rosyjskiej gospodarki był ten drugi. Od tego czasu ceny ropy odbijały, co poprawiło jej kondycję i w rezultacie efekt sankcji był mniej odczuwalny” – mówi.

Zwłaszcza tych europejskich, bo jak podkreśla, o ile od 2014 r., kiedy nałożono sankcje w związku z aneksją Krymu i podsycaniem konfliktu w Donbasie, Unia Europejska w zasadzie ograniczała się do wydłużania listy objętych nimi osób i przedsiębiorstw, to Stany Zjednoczone w istotny sposób zwiększyły ich zakres.

„Kongres przyjął ustawę dotyczącą przeciwników Stanów Zjednoczonych – CAATSA – która w jednym szeregu postawiła Rosję, Koreę Północną i Iran, skodyfikowała wszystkie dotychczasowe amerykańskie sankcje wobec Rosji, związała prezydentowi ręce w zakresie ich ewentualnego złagodzenia i wymaga od administracji uważnego monitorowania sytuacji w Rosji i raportowania o tym Kongresowi” – mówi Iwona Wiśniewska. Jak podkreśla, na podstawie tej ustawy na początku roku przygotowana została długa lista rosyjskich oligarchów, którzy potencjalnie mogą zostać objęci sankcjami, co byłoby dla nich bardzo kłopotliwe. W sierpniu br. w odpowiedzi na atak chemiczny na Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii USA wprowadzają kolejne sankcje wobec Rosji. Tym razem „amerykańskie restrykcje mogą być znacznie bardziej bolesne, wręcz z zerwaniem współpracy gospodarczej włącznie. Jest to poważnym zagrożeniem, to taki miecz, który nadal wisi nad Rosją, ale nie został jeszcze użyty” – mówi Iwona Wiśniewska.

Reklama

Zwraca też uwagę, że dodatkowo w rosyjską gospodarkę uderza nieprzewidywalność polityki Donalda Trumpa. „Ta absolutna niepewność, co do tego, jaką politykę administracja Trumpa ma zamiar prowadzić wobec Rosji – czy to ma być nasilenie sankcji, czy szukanie porozumienia – dość skutecznie odstrasza zagranicznych inwestorów od Rosji. Przykładem tego jest fakt, że w trzecim kwartale tego roku, po raz pierwszy od lat, nastąpił odpływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych” – wyjaśnia Iwona Wiśniewska.

Według ekspertki OSW Unia teoretycznie ma możliwości, by uderzyć w Rosję sankcjami. „Kluczowym elementem rosyjsko-unijnej współpracy jest sektor energetyczny i restrykcje dotyczące tego sektora rzeczywiście mogłyby w Rosję uderzyć, natomiast z tego, co obserwujemy, ze względu na współzależność obu partnerów, żadne z europejskich państw nie jest gotowe podjąć próby ograniczenia tej współpracy” – mówi.

Podkreśla też, że Rosja przygotowuje się na zaostrzenie sankcji. „Pamiętajmy, że te ostatnie cztery lata Rosja wykorzystała na to, żeby zminimalizować te koszty, które będzie ponosiła w związku z sankcjami. Np. decyzja o odłączeniu niektórych rosyjskich banków od międzynarodowych systemów płatniczych Visa czy MasterCard spowodowała, że Rosja stworzyła swój własny system rozliczeniowy i wprowadziła swoje karty Mir, które stają się coraz bardziej popularne w tym kraju. Rosyjski rząd zwiększa również swoje rezerwy. Mimo stosunkowo dobrej sytuacji finansów publicznych Kreml nie decyduje się na znaczące zwiększenie wydatków, lecz akumuluje te pieniądze wykorzystując je jako taką poduszkę bezpieczeństwa w sytuacji, gdyby się pogorszyła koniunktura bądź Zachód zwiększyłby sankcje” – wyjaśnia ekspertka.

Jej zdaniem, aby Rosja odczuła sankcje kluczowe byłoby zharmonizowanie unijnych z amerykańskimi. „Idea sankcji personalnej wobec rosyjskich oligarchów albo osób zbliżonych do prezydenta Putina miała na celu ograniczenie możliwości ich funkcjonowania, jednak wobec rozbieżności między listą amerykańską, która jest dłuższa i ściślej przestrzegana, powodują, że część osób, które musiało się wycofać z rynku amerykańskiego, nadal ma możliwość funkcjonowania w Europie” – podkreśla Iwona Wiśniewska.