Ponad 80 proc. Bułgarów uważa, że trwające w kraju od miesiąca protesty są uzasadnione. Według 86 proc. ankietowanych najważniejszy problem to niskie dochody i należy zdecydowanie je podnieść - wskazuje opublikowany w poniedziałek sondaż agencji Market Links.

Według reprezentatywnego badania, przeprowadzonego w dniach 16-25 listopada wśród 1005 dorosłych obywateli, poparcie dla bułgarskiego rządu spadło do 20 proc. w porównaniu z 34 proc. w maju.

Niezadowolonych z sytuacji w kraju jest obecnie 74 proc. ankietowanych, podczas gdy w maju było ich 55 proc. Odsetek obywateli, którzy patrzą optymistyczne na perspektywy rozwoju kraju, spadł z 45 proc. w maju do 23 proc. obecnie.

Poparcie dla najważniejszych instytucji w kraju również spadło. Parlament cieszy się najniższym w ostatnich 29 latach poparciem – tylko 7 proc. badanych. Dotychczasowy negatywny rekord - 8 proc. - odnotowano w 2016 r.

Analitycy agencji Market Links podkreślają, że tak negatywnego nastawienia do władz Bułgarii nie było od 2013 roku, kiedy w lutym tego roku w rezultacie protestów ustąpił pierwszy gabinet Bojko Borisowa, a w czerwcu podniosła się fala protestów przeciw koalicyjnemu rządowi lewicy z partią tureckiej mniejszości DPS. Protesty trwały cały rok i doprowadziły do upadku rządu Płamena Oreszarskiego.

Reklama

Wynik badania, na kogo głosowaliby ankietowani, gdyby wybory miały odbyć się dzisiaj, różni się tylko 1 punktem procentowym między dwiema podstawowymi politycznymi partiami – rządzącą obecnie w koalicji centroprawicową GERB (16,9 proc. poparcia) a opozycyjną lewicową BSP (15,8 proc.). Różnica ta rośnie w przypadku osób deklarujących, że zdecydowanie chcą głosować; wśród nich 27,7 proc. opowiada się za GERB, a 24,9 proc. za BSP.

Do parlamentu weszłyby z pewnością trzy patie – GERB, BSP i partia tureckiej mniejszości DPS. Nacjonaliści znajdują się na granicy 4-procentowego progu wyborczego, a mając na uwadze rozbieżności wśród nich, ich los jest niepewny. Mała partia Wola, która ma 12 posłów w obecnym parlamencie, nie ma szans znaleźć się w następnym.

Spadek poparcia dla rządzących zaczął przyspieszać w sierpniu i wrześniu po serii skandali, które zmusiły premiera Borisowa do zmian w rządzie. Borisow w połowie listopada zdymisjonował wicepremiera z ramienia nacjonalistów Walerego Simeonowa, lecz nastrojów ten krok nie uspokoił. Powodem trwających od miesiąca antyrządowych protestów są wysokie ceny paliw oraz decyzja o podniesieniu podatku na stare, ponad 15-letnie samochody. Rząd nie zrezygnował z podniesienia podatków od samochodów i odrzucił weto prezydenta Rumena Radewa wobec wprowadzającej tę zmianę ustawy podatkowej.

W niedzielę w Burgas, Sliwenie, Starej Zagorze, Nowej Zagorze i Jambole na wschodzie kraju oraz w Płowdiwie na południu grupy liczące od kilkudziesięciu do kilkuset osób przeszły ulicami i doszło do trwających krótko blokad dróg. Policja nie dopuściła do protestu w Błagojewgradzie na południowym zachodzie, gdzie miało dojść do blokady autostrady E79 prowadzącej do przejścia granicznego z Grecją.

Poparcie dla prezydenta Radewa przekracza 50 proc. i jest o prawie 30 punktów procentowych wyższe od poparcia dla premiera Borisowa.

Z Sofii Ewgenia Manołowa

>>> Czytaj także: Francja liczy straty po zamieszkach "żółtych kamizelek" w Paryżu