41. prezydent USA George H.W. Bush zapisał się na kartach historii. Ale nie tylko na tych jasnych.
Polityka nie musi być wredna i małostkowa. George robił wszystko, by taka nie była – mówił o zmarłym 30 listopada prezydencie George’u H. W. Bushu gen. Colin Powell, wojskowy i dyplomata. Brzmiące niemal jednym głosem wspomnienia wygłoszone podczas uroczystości pogrzebowych, kiedy mówiono o „wielkim państwowcu”, „ostatnim żołnierzu”, „człowieku delikatnym i odważnym”, który „nie dał się złamać porażkom”, zdominowała w gruncie rzeczy jedna refleksja: że zmarły był – prywatnie i politycznie – przeciwieństwem Donalda Trumpa. I, podobnie jak zmarły w sierpniu senator John McCain, ostatnim dinozaurem ogłady i cnoty umiaru w amerykańskiej debacie publicznej.
Bush senior, o czym dziś wszyscy przypominają, był jeszcze liderem w starym stylu. Dokończył demontaż ZSRR, umocnił mocarstwową pozycję USA, zaczął proces łatania ogromnej dziury budżetowej pozostawionej przez Ronalda Reagana i jego cięcia w podatkach dla najbogatszych. Robił także wiele dobrego, będąc na emeryturze, np. razem z Billem Clintonem zaangażował się w pomoc ofiarom tsunami na Oceanie Indyjskim w 2004 r., huraganu Katrina w 2005 r. czy trzęsienia ziemi na Haiti w 2010 r.
Ale w jego biografii są też i ciemne strony, o których prawie nikt teraz nie mówi.
Reklama

Rozpad ZSRR

Gdy rozpadał się blok wschodni i Związek Radziecki chylił się ku upadkowi, Bush podjął decyzję, że nie będzie tego procesu wspomagać. Prezydent USA dzwonił nawet w lipcu 1989 r. do Lecha Wałęsy i namawiał go, aby Obywatelski Klub Parlamentarny pomógł w wyborze gen. Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe. To był odwrót od wojowniczej postawy Ronalda Reagana. Administracja Busha argumentowała, że na postsowieckim terytorium jest mnóstwo broni nuklearnej, którą mogą przejąć watażkowie. Prezydent USA wolał czekać aż Michaił Gorbaczow, a po nim Borys Jelcyn sami poradzą sobie z problemem.
>>>> Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP