Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie od 1 stycznia 2018 roku jest głównym podmiotem odpowiedzialnym za krajową gospodarkę wodną. Przedsiębiorstwo zostało powołane ustawą Prawo wodne, która została uchwalona przez Sejm w lipcu br. Wody Polskie wykonują prawa właścicielskie w stosunku do wód publicznych, które są własnością Skarbu Państwa. Firma nalicza i pobiera opłaty za usługi wodne, wydają decyzje administracyjne (zgody wodnoprawne). Wody Polskie są też regulatorem cen wody; zatwierdzają one taryfy za pobór wody i zrzut ścieków.

PAP: Nowe Prawo wodne obowiązuje od roku. Od roku istnieją również Wody Polskie. Jak pan oceni ten czas?

Przemysław Daca: To był na pewno najtrudniejszy rok w moim życiu.

PAP: Dlaczego?

Reklama

P.D: Przeprowadzenie nowej reformy gospodarki dla zwykłych ludzi nie jest zbytnio zauważane, no chyba że pojawiają się kryzysy takie jak susza czy powódź. Często jednak spotykam się z szefem Banku Światowego na Europę i Azję, i ocenił on, że przeprowadzana w Polsce reforma gospodarki wodnej jest największą w tej części świata. W pełni się z nim zgadzam. Musieliśmy w pełni wdrożyć unijną Ramową Dyrektywę Wodną, która wprowadza inny niż obowiązujący wtedy system zarządzania wodami w kraju. Powstała m.in. nowa instytucja Wody Polskie, wprowadzono nowy system poboru opłat i ustalania taryf. Reforma była też warunkiem, który musieliśmy spełnić, by móc skorzystać z unijnych pieniędzy np. na inwestycje przeciwpowodziowe. Musieliśmy się też spieszyć, bo mało brakowało, by Komisja Europejska nałożyła na nas dotkliwe kary.

PAP: Od roku jest pan szefem Wód Polskich. Jakie były zatem największe wyzwania przy tworzeniu i funkcjonowaniu tej instytucji.

P.D: Generalnie problemy, jakie wystąpiły w tym roku podzieliłbym na trzy rodzaje: organizacyjny, finansowy i prawny.

PAP: Zacznijmy zatem od organizacji. Wody Polskie stały się "superurzędem" skupiającym zarząd nad wodami w kraju. Autonomię straciły Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej, przejęliście kompetencje od marszałków województw. Czy centralizacja była potrzebna?

P.D.: Myślę, że tak. Mam doświadczenie z Urzędami Żeglugi śródlądowej, więc wiem, jak to funkcjonowało. Podobnie było z RZGW, które interpretowały różne przepisy po swojemu. Uważam, że w tak ważnej sprawie, jaką jest gospodarka woda, jedna instytucja pozwala uprościć pewne schematy, lepiej zarządzać.

PAP: W trakcie prac nad Prawem wodnym Wody Polskie "spuchły" o kolejne RZGW, np. o zarząd w Rzeszowie.

P.D: Tak, poprawkami sejmowymi powstały cztery nowe RZGW, na których powstanie niestety nie mieliśmy zabezpieczonych środków. Jednak podział zbyt dużych RZGW był dobrym posunięciem. Po prawie roku funkcjonowania widać, że powstanie odrębnych RZGW w Rzeszowie czy Białymstoku było słuszne.

PAP: Wody Polskie przejęły też niektóre kompetencje marszałków województw, nie obyło się tu bez problemów.

P.D: Przejęcie kompetencji marszałków było dużym problemem organizacyjno-prawnym. Zgodnie z Prawem wodnym, od 1 stycznia, pracownicy urzędów marszałkowskich oraz starostw powiatowych, którzy realizowali w ich imieniu zadania związane z gospodarką wodną, stali się pracownikami Wód Polskich. To było 2,6 tys. osób. Nie opracowano jednak mechanizmu przekazywania pracowników i mienia z samorządów do Wód Polskich. Nie dostaliśmy też na taką operację środków. Nie dostawaliśmy od samorządów budynków, samochodów, sprzętu komputowego, czy nawet biurek. Musieliśmy cały sprzęt wynajmować. Pojawiły się problemy z wypłatami trzynastek przez marszałków, bo marszałkowie, mimo że byli do tego zobligowani nie zabezpieczyli środków.

PAP: Wody Polskie ws. trzynastek interweniowały w Państwowej Inspekcji Pracy, jeździł pan też po Polsce i spotykał z marszałkami.

P.D.: Tak, mam wrażenie, że to była taka wojenka złośliwości ze strony części samorządowców. Spotykałem się z konwentem marszałków. Z niektórymi marszałkami była lepsza współpraca, z innymi gorsza. Cześć marszałków przekazywała nam mienie za przysłowiową złotówkę, inni za 10 proc. wartości, część w ogóle tego nie robiła. Dochodziło do sytuacji, że nasi pracownicy, którzy powinni kosić wały przeciwpowodziowe nie mieli sprzętu, bo dwóch marszałków postanowiło rozdysponować kosiarki po swoich wojewódzkich zarządach dróg. Jednak teraz dzięki rządowej dotacji celowej zakupiliśmy specjalistyczne ciągniki i kosiarki. Sprzęt przeznaczony jest do prac utrzymaniowych obiektów ważnych dla bezpieczeństwa przeciwpowodziowego mieszkańców.

PAP: A problem finansowy?

P.D: Ten problem wynika m.in. z nowego sytemu opłat za usługi wodne, polegającego na ustalaniu opłaty stałej i zmiennej. Nie wiedzieliśmy tak na dobrą sprawę, jak zafunkcjonuje. Opłaty zaczęliśmy zbierać od początku roku, ale skomplikowany sposób pozyskiwania od podmiotów danych do ustalenia tej opłaty sprawia, że występują opóźnienia w wystawianiu informacji. Na chwilę obecną ten proces trwa nadal i rok 2018 prawdopodobnie zamkniemy w drugim kwartale 2019 roku. Wiemy już jednak, że opłaty, jakie wpłyną, nie będą takie, jak wcześniej zaplanowano.

PAP: Będą mniejsze?

P.D: Zgodnie z planem finansowym, opłaty z tytułu poboru wody i zrzutu ścieków miały wynieść ok. 0,5 mld zł. W tej chwili wpłynęło 50 proc. tej kwoty. Ale trzeba dodać, że opłaty za ten rok będą wpływały jeszcze przez kilka miesięcy przyszłego roku. Pracujemy nad usprawnieniem tego systemu.

PAP: Jakie są problemy ze ściąganiem opłat?

P.D: System poboru opłat został tak skonstruowany, że to Wody Polskie wystawiają w ciągu roku kilkaset tysięcy informacji podmiotom korzystającym z usług wodnych. Obsługa tego systemu wymaga działań na wielką skalę. Dodatkowo wpływają reklamacje i skargi do sądów na decyzje, co przedłuża procedury. W przyszłym roku sytuacja nieco ulegnie poprawie za sprawą składania przez podmioty oświadczeń o zakresie korzystania z wód. Jednak docelowo należy wrócić do starej, sprawdzonej zasady, zgodnie z którą to firma sama powinna deklarować wielkość poboru wody czy zrzutu ścieków i wyliczać opłatę, a my powinniśmy weryfikować prawidłowość tego wyliczenia. Takie rozwiązanie na pewno uprości system i skróci proces ustalania opłaty. Na uszczuplenie naszych środków wpłynęło też to, że gminy nie zbierają opłat za zmniejszenie retencji (tzw. opłata od uszczelnionych powierzchni). W Prawie wodnym zapisano, że 10 proc. z tej opłaty zostaje w samorządzie, ale samorządy nie wykazywały należytego zainteresowania. Myślę, że decyzja w tej sprawie była podyktowana "czasem wyborczym", a teraz to podejście ma szansę na zmianę.

PAP: Jak zatem Wody Polskie chcą zwiększyć przychody z opłat?

P.D: Trzeba zmienić system liczenia opłat za wodę i ścieki na prostszy, bardziej skuteczny i efektywny. Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej pracuje nad zmianami w ustawie i rozporządzeniach. Jesteśmy w tych sprawach w stałym kontakcie z resortem. To, że obecny system się nie sprawdził, widać po przychodach z opłat. Musimy dążyć do urealnienia opłat za pobór wody i ścieków.

PAP: "Urealnienie" oznacza najczęściej podwyżki...

P.D.: Podwyżek nie będzie. System jest obecnie tak skomplikowany, że przedsiębiorstwa wykorzystują kruczki prawne, by płacić mniej lub nie płacić w ogóle. System trzeba uprościć, wyeliminować wątpliwości interpretacyjne i uszczelnić tak, aby objąć nim wszystkie podmioty korzystające z usług wodnych. Pozwoli to także na weryfikację unikających opłat firm i naliczanie tych opłat nawet do 3 lat wstecz. W ustawie Prawo wodne zapisano, że na koszt Wód Polskich w przedsiębiorstwach zostaną do 2020 r. zainstalowane liczniki pobieranej wody i zrzucanych ścieków. To jest nierealne, a koszt takiej operacji byłby ogromny. Pracujemy w tym zakresie nad nowymi rozwiązaniami.

PAP: Widać jednak, że z samych opłat za wodę nie da się zasypać niedoboru środków. Czy Wody Polskie planują osiągać przychody w inny sposób?

P.D: Stworzyłem w Wodach Polskich komórkę biznesową, której zadaniem jest opracowanie strategii rozwoju. Ma ona wskazać potencjalne oszczędności i zyski przedsiębiorstwa. Mamy bardzo dużo możliwości rozwoju.

PAP: Jakie one są?

P.D: To np. budowa elektrowni wodnych. Mamy zaporę Świnna Poręba, za chwilę gotowy będzie stopień w Malczycach. Mamy szereg stopni wodnych, którymi zarządzamy i możemy "uzbroić" je w takie elektrownie. Pracujemy nad planem rozwoju energetyki wodnej i programem inwestycyjnym. Są to inwestycje, które są ekologiczne, szybko się zawracają i w niedługim czasem możemy na nich zacząć zarabiać.

Drugim sposobem zarobku jest wykorzystanie naszych nieruchomości. Mamy bardzo dużo niewykorzystanego mienia, budynków, które można wykorzystać komercyjnie. Mamy grunty, które możemy dzierżawić, urządzenia takie jak statki, barki specjalistyczne. Mamy porty np. w Giżycku, Augustowie, które można wykorzystać w specjalistycznej obsłudze ruchu turystycznego. Drzemie tu duży potencjał.

PAP: Wracając jeszcze do spraw organizacyjnych. Przez ostatni rok związki zawodowe w Wodach Polskich groziły strajkiem. Pracownicy oczekują m.in. na obiecane przez resort środowiska, który przed rekonstrukcją rządu zarządzał gospodarką wodną, podwyżki. Co z nimi będzie?

P.D. Obecnie ze związkami zawodowymi negocjujemy nowe zasady wynagradzania. W firmie obowiązuje bardzo kosztowny dla Wód Polskich układ zbiorowy, który dotyczy ok. 20 proc. pracowników. To pozostałość po instytucjach, których pracowników, prawa i obowiązki przejęły Wody Polskie. Układ zbiorowy jest broniony przez związki. Postulują one jego rozszerzenie na wszystkich pracowników. Jeżeli tak by się stało, to o podwyżkach można zapomnieć. Moją propozycją jest uproszczenie tego sytemu, przy pozostawianiu tych środków w funduszu płac.

Jako prezes tak dużej instytucji, która obecnie zatrudnia prawie 6 tys. osób, a w przyszłym roku liczba pracowników wyniesie na pewno ponad 6 tys., muszę doprowadzić do ujednolicenia systemu płac. W przetargu wybraliśmy firmę, która zrobi dla nas analizę systemową, opisze stanowiska pracy. Dzięki temu będziemy mogli stworzyć nową siatkę płac, uczynić ją bardziej sprawiedliwą i transparentną. W pierwszym kwartale 2019 r. z wyrównaniem od 1 stycznia pracownicy najbardziej niesprawiedliwie wynagradzani otrzymają podwyżki płac. Powinniśmy szybko wyrównać płace do stawek występujących obecnie na rynku pracy. Będziemy chcieli w ciągu 3-4 lat dojść do akceptowalnego poziomu zarobków wszystkich pracowników naszego gospodarstwa.