Miliard złotych – to pieniądze, które pozwoliłyby stanąć psychiatrii dziecięcej na nogi. Tyle samo powinien wyłożyć MEN na poradnie psychologiczno–pedagogiczne
Psychiatria dziecięca stoi na skraju zapaści. Zamknięto właśnie oddział dziecięcy w szpitalu w Józefowie – jednej z kluczowych tego typu placówek na Mazowszu. Specjaliści wieszczą, że spowoduje to efekt domina. W całym kraju jest pod tym względem bardzo źle.
Ministerstwo Zdrowia ma pomysł na reformę. Chce ją wdrażać od przyszłego roku szkolnego. Założenia są wypracowane, ale konieczna jest współpraca ze strony resortu edukacji, bo system w dużej mierze opierać się ma na podległych mu poradniach psychologiczno-pedagogicznych. Jednak nawet jeśli się uda wystartować zgodnie z planem, efektów nie będzie od razu.
Tymczasem, nie czekając na rząd, przy wsparciu samorządów i za środki unijne powstają pierwsze placówki, które mogą stworzyć bazę pod docelowy model. Wkrótce działalność rozpocznie Środowiskowe Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży w Wieliczce, taka placówka działa też na warszawskich Bielanach.
Reklama

Działania oddolne

Szefem warszawskiego centrum jest dr Tomasz Rowiński z Instytutu Psychologii UKSW, członek ministerialnego zespołu przygotowującego reformę. Przekonuje, że potrzebne jest odwrócenie ścieżki pacjenta, która obecnie zwykle zaczyna się od wizyty u psychiatry. – I to jest problem, bo jest ich naprawdę mało. W naszym modelu rodzina i dzieci są konsultowane z psychiatrą po wstępnym rozpoznaniu przez psychologów, w tym psychologów klinicznych. Większość problemów dzieci to nie są problemy natury psychiatrycznej. To są raczej problemy w relacjach, w więzi – nazwijmy to sieci oparcia, w której rodzina odgrywa fundamentalną rolę – mówi.
– My chcemy wystartować bez psychiatrów. To znaczy tworzyć zespoły w powiatach, finansowane z NFZ, ale bez lekarza. To będzie rodzinna poradnia psychologiczna – jako placówka pierwszego poziomu, najbliżej pacjenta. Drugi poziom chcemy stworzyć na bazie oddziałów dziennych, które są w Polsce, i centrów zdrowia psychicznego – takich, jakie tutaj będziemy mieć. W tym nowym, projektowanym systemie nasz ośrodek udzielałby pomocy z pierwszego i drugiego poziomu. Kolejny, trzeci poziom to już specjalistyczny szpital z całodobową izbą przyjęć, gdzie przyjmowane są pilne przypadki – dodaje dr Rowiński.
– Trafić do nas można w różny sposób – zgłosić się samemu, ale są też dzieci kierowane przez szkołę, poradnie psychologiczno-pedagogiczne, OPS, a także przez sąd, również przywożone są przez policję, straż miejską – tłumaczy szef placówki. Leczy się tam dzieci z poważnymi zaburzeniami neurorozwojowymi, różnego rodzaju problemami wynikającymi z nieprawidłowych więzi w rodzinie, w relacjach; są zaburzenia odżywiania, samookaleczenia, myśli i próby samobójcze. Są dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, najczęściej z zespołem Aspergera. – Kolejnym etapem jest uruchomienie usług dziennych i całodobowych w postaci hostelu dla młodzieży w przyszłym roku – dodaje.
W ośrodku pracuje trzech psychiatrów dzieci i młodzieży, są psychologowie psychoterapeuci i pedagodzy psychoterapeuci, również street workerzy. – Teraz mamy w zespole 17 osób – wylicza Tomasz Rowiński.
– Nasze centra spełniają wszystkie standardy, jakie dla tego typu placówek przewiduje Ministerstwo Zdrowia, a prawdopodobnie idą jeszcze dalej. A to dlatego, że w naszych głównych założeniach jest integracja usług medycznych z profilaktyką i wsparciem społecznym – dodaje Mariusz Panek z Wieliczki.

Brak terapeutów i pieniędzy

W docelowym modelu najwięcej ludzi będzie potrzeba na pierwszym, bazowym poziomie. Dlatego resort zaczął od zapewnienia kadr. Powstał projekt powołujący nową specjalizację – psychoterapię dzieci i młodzieży – finansowaną z unijnych pieniędzy, więc będzie można kształcić się na tym kierunku za darmo. – Państwo powinno wziąć odpowiedzialność za kształcenie specjalistów w systemie opieki psychologicznej nad dziećmi i młodzieżą, ponieważ problem staje się coraz większy i wymyka się spod kontroli. W specjalizacjach lekarskich Ministerstwo Zdrowia bierze na siebie finansowanie szkoleń, natomiast w innych zawodach mających zastosowanie w medycynie już nie, np. w psychologii klinicznej. To jest kwestia priorytetowa, a minister zdrowia powinien mieć możliwość, by utworzyć 120 czy 200 miejsc w całym kraju – mówi szef bielańskiego centrum.
Nie wszystkim się podoba, że nowa specjalizacja będzie dostępna nie tylko dla psychologów i psychiatrów. Protestowały m.in. związki psychologów. Tomasz Rowiński przekonuje jednak, że nie każdy terapeuta musi być magistrem psychologii, choć każdy ma przygotowanie psychologiczne. – Żeby zostać psychoterapeutą, konieczne jest, jako bazowe, przygotowanie z którejś z nauk społecznych plus czteroletni kurs psychoterapii. To jest wielki wysiłek porównywalny ze studiami medycznymi – dodaje Mariusz Panek.
Wykształcenie kadr to jedna rzecz. Druga to stworzenie takich warunków w systemie publicznym, żeby się opłacało w nim pracować. – Kiedy powstanie nowa specjalizacja, terapeuta teraz pracujący z dziećmi będzie mógł podejść do egzaminu od razu, bez czteroletniego kursu, przy spełnieniu warunków standardów w kształceniu w psychoterapii czy odpowiedniego doświadczenia w pracy z dziećmi i młodzieżą. Będzie miał wówczas tytuł specjalisty, co zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia gwarantuje mu minimalną płacę zdecydowanie wyższą. To jedyna szansa, by zatrzymać odpływ specjalistów do sektora prywatnego – uważa dr Rowiński.
Przekonuje, że im więcej pieniędzy publicznych zainwestujemy na tym etapie, tym mniejsze będą wydatki w przyszłości. – Niestety, teraz NFZ rozumie to tak, że wydaje 3 mld zł na psychiatrię dorosłych i 220 mln zł na psychiatrię dzieci i młodzieży. To za mało. W zespole policzyliśmy, do jakiego poziomu finansowania trzeba dojść, żeby ten system utrzymać – to jest docelowo miliard rocznie – mówi.
Dołożyć się powinien również resort edukacji, który teraz – jak wskazuje dr Rowiński – na dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi wydaje ok. 7 mld zł rocznie. – Kwota ta rośnie z roku na rok. Ten system też tego nie wytrzyma, przy czym zaburzenia zachowania oraz problemy psychiczne stanowią większość problemów – mówi ekspert.
Podstawowym problemem, przed którym stoją autorzy reformy, jest skoordynowanie wsparcia udzielanego w systemie edukacji i zdrowia dla de facto tego samego klienta. Pracownicy poradni nie wyobrażają sobie nałożenia na nich dodatkowych zadań, bo – jak twierdzą – już teraz są przeciążeni. Poza tym w obu systemach specjaliści są zatrudnieni na innych warunkach, co przekłada się na liczbę godzin i płace. Nie jest tajemnicą, że psycholog w szpitalu w Warszawie zarabia ok. 1800 zł na rękę.

Konieczna współpraca

Na razie ośrodki w Warszawie i Wieliczce funkcjonują dzięki pieniądzom z UE i wsparciu samorządu. Co będzie, jak środki się skończą? – Nie ukrywam, że spędza nam to sen z powiek. Zaryzykowaliśmy, przyjmując na siebie obowiązek zapewnienia trwałości projektu, czyli utrzymania tych działań, które realizowaliśmy w jego ramach, przez co najmniej pięć lat po jego zakończeniu (sam projekt trwa trzy lata). Jest wyraźna deklaracja Ministerstwa Zdrowia, że nasze ośrodki będą traktowane na równi z tymi, które powstaną w ramach projektu resortu. Co należy tłumaczyć tak, że przejmie on nad nimi opiekę, czyli zapewni kontynuację finansowania – mówi Mariusz Panek.
Tomasz Rowiński jest optymistą. – Jeżeli NFZ ogłosi konkursy na poradnie psychologiczne, to chętni się na pewno znajdą, bo system publiczny na razie jest pewniejszy niż prywatny, szczególnie poza ośrodkami wielkomiejskimi – ocenia. ©℗
16 proc. nastolatków okaleczało się
7 proc. podjęło próbę samobójczą