To miasto zagłosowało w 2016 roku za brexitem w dokładnie takich samych proporcjach, jak cały kraj. Jak dziś zmieniły się ich poglądy?

Basingstoke leży w południowo-wschodniej Anglii i przypomina wiele innych miast w kraju. Nie jest bardzo duże ani bardzo małe, mieszka w nim typowa mieszanka demograficzna pod względem pracy, wieku i grup etnicznych, można tam też znaleźć takie same sklepy, jak w innych miastach.

Ale to właśnie ta zwyczajność sprawia, że Basingstoke wyróżnia się spośród politycznego chaosu, w którym znalazła się Wielka Brytania w związku z brexitem. Miasto w referendum głosowało w 52 proc. za wyjściem z UE i w 48 przeciwko – to dokładnie taki sam wynik, jaki uzyskano na skali całego kraju. W rozmowach z mieszkańcami okazuje się jednak, że nastąpiła niewielka, ale wyczuwalna zmiana na rzecz cofnięcia tej decyzji.

Podczas gdy prawdopodobieństwo powtórzenia referendum z 2016 roku rośnie z powodu paraliżu politycznego w oddalonym o 80 kilometrów Londynie, mieszkańcy Basingstoke mogą stanowić pewien prognostyk tego, jaki byłby jego wynik. Z dala od politycznej zabawy w kotka i myszkę uczucie frustracji jest coraz silniej zakorzenione. Ale przegląd różnych opinii pokazuje, dlaczego tak wielu gorliwych zwolenników brexitu nie chce kolejnego głosowania.

„Wiele osób w międzyczasie zmieniło zdanie”, mówi 22-letnia Steph Wade, pracowniczka sklepu z odzieżą. W 2016 roku nie zagłosowała, ale gdyby zorganizowano drugie referendum, prawdopodobnie byłaby za pozostaniem w Unii Europejskiej.

Reklama

Rozmowy o tym, co by się stało, gdyby przeprowadzono kolejne referendum, zagłusza tylko złość na to, w jakim chaosie znalazł się kraj. Pojawia się też współczucie dla osaczonej premier Teresy May, która stoi przed pozornie niemożliwym zadaniem przepchnięcia porozumienia z UE, które udało jej się osiągnąć.

Ci, którzy chcą pozostać w UE, są przekonani, że nastroje zmieniły się na ich korzyść. Z kolei zwolennicy brexitu mówią, że nie zmienili zdania, ale pogłębiło się ich poczucie, że zostali zdradzeni przez system demokratyczny. Dla wielu pytaniem nie jest to, czy zagłosowaliby inaczej, tylko czy w ogóle by zagłosowali.

„Nigdy więcej bym się nie zaangażował w politykę”, mówi 49-letni Kelvin Lewis, pracownik magazynowy od urodzenia mieszkający w Basingstoke, zwolennik brexitu. „Nie możesz poprosić ludzi, żeby zagłosowali, a potem, kiedy nie podoba ci się wynik, próbować jeszcze raz i jeszcze raz. Ludzie, których znam, nie zmienili zdania, ale słyszałem od niektórych, że kolejny raz nie zagłosują”.

>>> Czytaj też: Brytyjski rząd spycha obywateli UK na skraj ubóstwa [RAPORT ONZ]

Według firmy bukmacherskiej Willam Hill szanse na to, że Wielka Brytania wycofa swoje żądanie opuszczenia UE przed 29 marca są większe niż to, że May uzyska wystarczające poparcie w parlamencie. Prawdopodobieństwo drugiego referendum jest obecnie oceniane na 50 proc., chociaż kwestia ta jest zmienna. May jest przeciwna kolejnemu głosowaniu.

„Poglądy prawdopodobnie się zmieniły i moim zdaniem ludzie woleliby zostać w UE, bo wyjście jest bardzo chaotyczne”, mówi 63-letnia Jackie Little. W referendum głosowała przeciwko brexitowi. „Wiedziałam, że to nie będzie tak proste, jak nam wmawiano. Parlament jest pogrążony w chaosie. Ludzie zachowują się naprawdę okropnie, to wstyd”, mówi.

Gdyby brexit miał miejsce na warunkach May, czyli z wyjściem z jednolitego rynku i kontrolą imigracji, „miasto poniesie na tym straty finansowe – myślę, że będzie nas to dużo kosztowało”, mówi Paul Taylor, 47-letni konsultant emerytalny w Standard Life Aberdeen, mieszkający w Basingstoke od urodzenia.

„W pierwszym referendum byłem przeciwny brexitowi i mam nadzieję, że odbędzie się drugie i wynik będzie inny”, dodaje. „Patrząc, co dzieje się teraz, to nic nie zostało rozwiązane”.

Taylor mówi, że „kilku” jego znajomych, którzy głosowali za wyjściem z UE, w ciągu ostatnich dwóch lat zmieniło zdanie, chociaż z rozmów z innymi osobami nie wynika, żeby takich osób było bardzo dużo.

Wayne Sent, 51-letni tynkarz, jest oburzony możliwością ponownego referendum, ale gdyby do niego doszło, zagłosowałby ponownie za brexitem. „To stałoby w sprzeczności ze wszystkim, czym jest ten kraj”, mówi. „Jeśli się z tego wycofamy, będzie to działanie przeciwko demokracji”. Stent zna ludzi, którzy zmienili zdanie, ale większość jest znudzona tą sprawą i „chce tylko, żeby już się skończyła”.

May odzwierciedla te opinie. W parlamencie powiedziała w tym tygodniu, że wciąż jest przeciwna ponownemu referendum, nazywając je nadużyciem zaufania elektoratu.

Gillian Satwick pracuje w handlu i uważa, że premier trzeba trochę odpuścić, ale głosowała za pozostaniem w UE i nie widzi powodu, żeby opuszczać wspólnotę. Ma znajomych, którzy się wahają.

„Niektórzy zmienili zdanie, inni nie”, mówi 62-latka. A co jeśli będzie kolejne referendum? „Myślę, że wynik byłby inny”.

Po brexicie mieszkańcy Wysp Brytyjskich zapłacą 7 euro za wjazd do UE