Protest "żółtych kamizelek" przeciwko rosnącym kosztom utrzymania to obecnie główny temat francuskiej polityki. Jednak stoi on w sprzeczności z interesami najbiedniejszych obywateli we Francji.

Ruch Żółtych Kamizelek - nazwany tak od odblaskowych kamizelek, które kierowcy muszą trzymać w swoich samochodach - rozpoczął się od protestów przeciw planowanej podwyżce akcyzy na paliwo, które później przekształciły się w ogólne protesty przeciwko wysokim kosztom życia. Cała złość skupiła się na prezydencie Emmanuelu Macronie, który dla załagodzenia sytuacji wprowadził obniżki podatków i zwiększył wydatki socjalne. Mimo to, protesty nadal trwają, ale nie wszędzie.

Podczas gdy blokady stawiane są w małych miasteczkach we Francji, to w ogóle ich nie ma np. w Seine St. Denis, najbiedniejszym regionie leżącym na skraju Paryża, w których jedna czwarta ludności żyje poniżej granicy ubóstwa.

A przecież francuskie banlieues - przedmieścia, na których mieszka najbiedniejsza część społeczeństwa - nigdy nie były nieśmiałe w manifestowaniu swojego niezadowolenia, począwszy od antyrasistowskiego marszu w 1985 r.

"Można zapytać, dlaczego reszta Francji nie przyłączyła się do nas w 2005 r., kiedy zgłaszaliśmy wiele takich samych problemów związanych z niesprawiedliwością i reprezentacją" - powiedział Mehdi Bigaderne, zastępca burmistrza ds. społeczności w Clichy-sous-Bois, na przedmieściach Paryża, gdzie rozpoczęły się zamieszki w 2005 roku. "Ludzie w banlieues nie odkryli wczoraj, że żyją w niestabilnej sytuacji finansowej."

Reklama

Antypodatkowe przesłanie Żółtych Kamizelek stoi w sprzeczności z interesami najuboższych Francuzów. W ubiegłym roku Francja wyprzedziła Danię pod względem wysokości obciążeń fiskalnych, stając się najbardziej opodatkowanym krajem na świecie, co często było argumentem Żółtych Kamizelek. Z drugiej zaś strony, o czym Żółte Kamizelki zapominają, Francja według danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) ma również najwyższe wydatki na opiekę społeczną.

"Obniżenie podatków doprowadziłoby do bolesnych kompromisów w wydatkach" - powiedział w badaniu Olivier Galland, socjolog z Paris IV University.

Podczas gdy w wielu wypowiedziach uczestnicy protestów Żółtych Kamizelek mówią o swojej walce, aby związać koniec z końcem, to ich sytuacja materialna nie jest wcale zła. Protestujący mają zwykle pracę na pełen etat, własne domy jednorodzinne i są dobrze osadzeni w lokalnej społeczności, uważa Galland.

Yazid Kherfi, działacz społeczny, jest zdania, że dyskryminacja i przemoc ze strony policji są większymi problemami dla młodych mniejszości niż podatki paliwowe, które wyprowadziły "żółte kamizelki" na ulice Francji.

"Żółte kamizelki po prostu nie są głównym tematem rozmów w banlieues", powiedział Kherfi. "Mają inne problemy do załatwienia."

>>> Czytaj też: Fala "żółtych kamizelek" zalewa Portugalię. Kilka tysięcy osób blokuje ulice