Chociaż upłynęło już 30 miesięcy od decyzji Brytyjczyków o opuszczeniu Unii Europejskiej, w kwestii brexitu nic jeszcze nie jest jasne. Od chaotycznego rozstania ze Wspólnotą po pozostanie w strukturach UE – dziś wszystkie scenariusze są jeszcze możliwe – pisze Marcin Lipka, główny analitykCinkciarz.pl.

15 stycznia to teoretycznie kluczowa data w brytyjskiej polityce. W tym dniu ma być głosowany przez Izbę Gmin plan opuszczenia Unii Europejskiej. Negocjowane miesiącami przez premier Theresę May warunki rozwodu z UE już można wrzucić do kosza. Niezwykle mała jest bowiem szansa, by uzyskały one wystarczające poparcie parlamentarzystów.

Istniejącej wersji porozumienia sprzeciwia się cała opozycja i znaczna część sprawujących władzę konserwatystów. Części członków partii premier May nie podoba się tzw. backstop, czyli plan utrzymania braku faktycznej granicy pomiędzy Irlandią Północną i Republiką Irlandii. Według nich poprzez unię celną wiąże on Wielką Brytanię z UE w przypadku braku nowej umowy handlowej. Z drugiej strony część torysów uważa, że obecne porozumienie za bardzo oddala wyspiarzy od Unii i przez to będzie niekorzystne gospodarczo.

W rezultacie niewykluczone, że we wtorek plan rządu zostanie odrzucony znaczną większością głosów (ponad 100), co oznacza konieczność przygotowania alternatywnych rozwiązań. Jakich? Tego tak naprawdę nie wiadomo.

Plan B też już jest martwy

Reklama

Porażka planu Theresy May 15 stycznia będzie oznaczać, że rząd ma dokładnie trzy dni robocze, by przestawić rozwiązania, które usatysfakcjonują parlamentarną większość i pozwolą przegłosować plan opuszczenia UE. Czy jednak w zaledwie trzy dni uda się wprowadzić zmiany, które zaakceptuje większość w Izbie Gmin?

Na opozycję nie można liczyć, gdyż laburzyści chcą poprzez zamieszanie związane z brexitem przejąć władzę. Trudno także liczyć na taką modyfikację backstopu, by zadowoliła ona wszystkie zainteresowane strony (obie Irlandie, Brukselę, i konserwatystów). Bardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że drugie głosowanie (21 stycznia) także zostanie przegrane przez premier May. Tym samym plan B dziś wydaje się niemal nierealny. Co więc może się zdarzyć po 21 stycznia?

Masa scenariuszy, ale żaden z poparciem parlamentu

Odrzucenie drugiego głosowania może oczywiście oznaczać kolejne, ale ta strategia wydaje się nieciekawą. Bloomberg przedstawia jeszcze 7 innych rozwiązań. Może to być np. chęć uzgodnienia nowej umowy (łagodnego opuszczenia UE). To szybko jednak spotyka się z opozycją eurosceptycznej części torysów, nawet gdyby Bruksela i opozycja wspierali ten pomysł.

Można także przesunąć graniczną datę, którą jest 29 marca (moment formalnego opuszczenia UE i twardy brexit, gdyby żadna umowa nie została zaakceptowana przez Brukselę i Londyn do tego czasu). Tylko czy na to zgodzi się Bruksela? Dla opozycji natomiast ciekawym rozwiązaniem byłoby przegranie przez parlamentarną większość głosowania o wotum zaufania.

To głosowanie jednak musi się odbyć w momencie całkowitej kompromitacji rządu, gdyż w sondażach nie widać, by laburzyści mieli obecnie przewagę nad rządzącymi torysami. Zresztą laburzyści wcale nie są gremialnie za pozostaniem w UE, a jedynie chcą wynegocjować własne warunki. Wynik i kierunek rozmów z Brukselą jest w tym momencie całkowicie niejasny. Dodatkowo brytyjska lewica ostatnio tak się zradykalizowała, że zamiast socjalnych postulatów głównie słychać socjalistyczne, co może utrudnić poparcie przedsiębiorców w razie nowej umowy czy sceptycyzm zagranicznego kapitału, który zainwestował spore środki na Wyspach np. w przemysł motoryzacyjny.

A co z wyborami do parlamentu UE?

Wiele z możliwych scenariuszy po hipotetycznym odrzuceniu planu 21 stycznia wymaga czasu. Tymczasem Wielka Brytania powinna opuścić UE przed 29 marca. Oczywiście ten termin można przesunąć, ale musi być do tego konkretny powód, który zaakceptuje Bruksela.

Czas staje się kluczowy także w kontekście nadchodzących wyborów do Parlamentu Europejskiego (23-26 maja). Czy w przypadku przedłużenia okresu negocjacji i momentu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE Brytyjczycy powinni mieć możliwość głosowania w majowych wyborach do PE?

Cytowani przez „The Guardian” oficjele twierdzą, że zabronienie Brytyjczykom uczestnictwa majowych wyborach (pomimo faktu pozostawania GB nadal w UE) naraziłoby Unię na procesy sądowe. Z prawnego punktu widzenia łatwiej byłoby przesunąć wybory do PE, niż przeprowadzić je bez Brytyjczyków – twierdzi źródło Guardiana w Unii. Oznacza to, że zmiana daty wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii jest możliwa, ale raczej nie poza termin elekcji do PE.

Skrajne scenariusze całkiem prawdopodobne

Presja czasu i silna polaryzacja poglądów w Izbie Gmin oznaczają stosunkowo duże prawdopodobieństwo skrajnych scenariuszy. Należy do nich np. nieuporządkowany brexit. Chociaż praktycznie nikt tego nie chce (zarówno w brytyjskim parlamencie, jak i w Brukseli), to jednak nie można takiego rozwiązania wykluczyć.

Premier May może też szachować tym zagrożeniem, by zmusić Izbę Gmin do poparcia jej planu. Taki rozwój sytuacji również może narazić funta na poważne turbulencje, jeżeli rzeczywiście konserwatyści będą chcieli się kurczowo trzymać władzy. Mogłoby to wywołać załamanie notowań brytyjskiej waluty i spadki nawet do przedziału 4-4,50 zł, gdyby rozwiązanie impasu nie nadchodziło.

Z drugiej strony seria porażek premier May, niejasny wynik nowych wyborów i brak fundamentalnych zmian w planie brexitu mogą doprowadzić do zupełnie nowej i opartej na bardzo łagodnych warunkach umowy z UE (na wzór norweski) oraz poddania jej pod głosowanie w referendum. Jeżeli z kolei ten scenariusz zyska poparcie i stanie się prawdopodobny, to może przyjść refleksja, że w ogóle nie warto opuszczać UE, skoro nowa umowa będzie tak bliska faktycznemu członkostwu. Wtedy całkiem realne wydaje się referendum dotyczące nie tyle nowej umowy, ile pozostania w UE. Dałoby to silny zastrzyk funtowi i wzrosty nawet do poziomu 5,5 zł.

>>> Czytaj też: Juncker ostrzega: Brak porozumienia byłby katastrofą dla Wielkiej Brytanii i UE