Ostatnie dane na temat niemieckiej gospodarki są zaskakująco ponure. Produkcja przemysłowa zanotowana ostry spadek w listopadzie, a kraj jest na skraju technicznej recesji. Rząd w Berlinie powinien być gotowy na poluzowanie polityki fiskalnej, jeśli nie nastąpi odbicie w produkcji – czytamy w komentarzu redakcyjnym agencji Bloomberg.

W październiku niemiecka produkcja przemysłowa spadła o 0,8 proc. m/m, zaś miesiąc później skala spadku zwiększyła się do poziomu 1,9 proc. m/m. Z kolei w ciągu trzech miesięcy do września wskaźnik obniżył się o 0,2 proc. Niektórzy ekonomiści obawiają się, że największą gospodarkę strefy euro mogą czekać dwa miesiące ujemnych wyników.

Oczywiście te kiepskie wyniki mogą być przejawem gospodarczej czkawki. Trzeba bowiem pamiętać, że niemieccy producenci samochodów stosunkowo wolno adaptowali się do nowych testów ws. emisji spalin, które stały się obowiązkowe we wrześniu 2018 roku. Mogło to spowodować opóźnienia w produkcji. Poza tym cieplejszy niż zwykle listopad spowodował niższą produkcję energii, a specyficzny układ dni świątecznych zachęcał do wzięcia dodatkowych dni wolnych. Zatem optymiści, w tym niemiecki bank centralny, wierzą, że gospodarka Niemiec jest wciąż w dobrej kondycji.

Błędem byłoby jednak uznać to za oczywiste. Gospodarka zależy od eksportu, więc spowolnienie w Chinach i spór handlowy na linii Waszyngton-Pekin mogą doprowadzić do długotrwałego pogorszenia warunków. Sytuacja nie wygląda też dobrze jeśli chodzi o inne kraje europejskie: protesty we Francji i niepewność wokół polityki Włoch. Wszystko to może wpłynąć na osłabienie popytu na niemieckie towary.

Jeśli spowolnienie utrzyma się, Berlin może uruchomić stymulację fiskalną. W budżecie n 2019 roku niemiecki rząd zaplanował, że zadłużenie publiczne spadnie poniżej 60 proc. PKB – to znacznie mniej niż pokryzysowe 81 proc. Rentowność niemieckich obligacji 10-letnich jest bliska zeru, zatem koszt pożyczania jest także bardzo niski, nawet w dłuższej perspektywie.

Reklama

Tak czy inaczej Niemcy potrzebują więcej publicznych inwestycji. Infrastruktura jest w kiepskim stanie już od lat. Według szacunków think-tanku Breugel, wartość kapitału niemieckiego sektora publicznego zmniejszyła się prawie o 7 mld euro od 2007 roku – pomimo, że niemiecka gospodarka urosła prawie o 30 proc.

Ponadto niemiecka stymulacja zmniejszyłaby presję na Europejski Bank Centralny (EBC), który dopiero co zakończył program zakupu aktywów. Wiele osób sprzeciwiało się polityce luzowania ilościowego, twierdząc, że działania tego typu nie mieszczą się w ramach mandatu banku centralnego. Bardziej aktywna polityka fiskalna ze strony rządu sprawiłaby, że ponowne uruchomienie luzowania ilościowego przez bank centralny stanie się mniej prawdopodobne.

Dzięki instynktowi fiskalnego konserwatyzmu Niemcy mają dziś pole fiskalnego manewru. Ten jednak jest tylko wtedy wartością, jeśli wykona się go w razie zaistnienia takiej potrzeby. Przez większość ubiegłej dekady niemiecka gospodarka rosła, więc rząd sprzeciwiał się wzrostowi wydatków. Duże spowolnienie może zmienić tę perspektywę – wyższe wydatki publiczne w Niemczech pomogłyby nie tylko nadreńskiej gospodarce, ale całej strefie euro. Wielu Niemcom taki zwiększenie wydatków może się nie spodobać, ale rząd powinien zachować rozwagę i taki plan w razie czego przygotować.

>>> Czytaj też: Szefowa CDU: Przeciwko dieslom prowadzona jest krucjata, to zagraża tysiącom miejsc pracy