Zabójstwo Pawła Adamowicza będzie jednym z ważniejszych wydarzeń w historii III Rzeczpospolitej. Ale nie stanie się punktem zwrotnym w tym sensie, w jakim myślą o tym ludzie, którzy chcieliby rywalizacji politycznej wolnej od nienawiści i pogardy.
Nie pozwoli na to ani logika konfliktu, ani nawet wymowa samego zdarzenia – zła, wobec którego różnimy się od pierwszego momentu, w którym dowiedzieliśmy się o tej zbrodni. Część polityków i komentatorów od razu domagała się, by nie wiązać tego, co się stało, z polityką. Dla innych – związek tego morderstwa z polityką był oczywisty. Możemy być razem w żałobie, ale nie będziemy razem w ocenie samego zdarzenia.
Wnikanie w szczegóły motywów, które kierowały mordercą, jest niezwykle trudne. Pewne jest to, że zależało mu na publicznym dokonaniu zbrodni. Pewne jest to, co wykrzyczał ze sceny. Pojawiła się tam nazwa partii, która przez propagandę obozu rządzącego od trzech lat obciążana jest winą za wszystko. Czy ta propaganda miała wpływ na czyn zabójcy, czy była tylko jakąś doraźną racjonalizacją? Tego się nie dowiemy. Także dlatego, że wersja zdarzeń, jaką podają oskarżeni, nie musi odpowiadać rzeczywistości. Dobrze byłoby, gdyby osoby cieszące się zaufaniem opozycji miały wgląd w przebieg śledztwa, ale nie łudźmy się – nawet to nie wpłynie na rozwianie naszych wątpliwości.
Co więcej, nie wpłynie to istotnie na ocenę samego zdarzenia. O tym, jak oceniamy fakty, decyduje bowiem to, jak postrzegamy rzeczywistość jako taką. Decydują ramy, dzięki którym interpretujemy ją jako pewną całość. Nie da się myśleć bez ram. Można zachowywać krytycyzm wobec własnych sądów, uświadamiać sobie własne uwikłania. Ale nie można myśleć o faktach jako o zdarzeniach wyrwanych z kontekstu. Trudno nie wiązać tego, co krzyczał morderca, z propagandą wymierzoną w opozycję, trudno nie wiązać tego z kampanią wymierzoną w Pawła Adamowicza.
Reklama
Autor jest publicystą i politologiem, wykładowcą Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie