Johnson, który stał na czele brytyjskiej dyplomacji w latach 2016-2018, a przedtem przez osiem lat był merem Londynu, uznał, że uzyskanie dalszych ustępstw ze strony Brukseli jest "niezwykle prawdopodobne".

Jak przekonywał, "bezprecedensowa" porażka szefowej rządu w głosowaniu w Izbie Gmin nad projektem umowy wyjścia ze Wspólnoty dała jej "silny mandat" do wznowienia negocjacji z Brukselą i domagania się usunięcia kontrowersyjnego mechanizmu awaryjnego dla Irlandii Północnej (ang. backstop).

To zapisane w umowie rozwiązanie zakłada, że w razie braku innego porozumienia Zjednoczone Królestwo byłoby zmuszone do pozostania w unii celnej i elementach wspólnego rynku UE, a także sprawia, że mogłoby dojść do powstania tzw. granic regulacyjnych między Irlandią Północną a pozostałą częścią Zjednoczonego Królestwa.

Johnson wezwał rząd do "odpalenia silników (...) i usunięcia z naszej drogi backstopu, który jest ostatnią wzniesioną przez Brukselę przeszkodą".

Reklama

Konfrontowany przez dziennikarzy, zwracających uwagę, że Unia Europejska wielokrotnie wykluczała możliwość wypracowania porozumienia, które nie zawiera tego mechanizmu, były szef MSZ powiedział, że "będą elastyczni, bo dopiero naprawdę w ostatnich dniach i tygodniach negocjacji robi się tego typu duże ustępstwa".

Jak tłumaczył, jego preferencją byłoby wypracowanie nowej umowy bez tych zapisów przy jednoczesnym zachowaniu 21-miesięcznego okresu przejściowego. Dodał, że Wielka Brytania powinna także odmówić wypłaty 39 miliardów funtów (realizacja istniejących zobowiązań w ramach budżetu UE) aż do momentu sfinalizowania rozmów o przyszłych warunkach współpracy.

Unijni liderzy wykluczali jednak w przeszłości taki scenariusz, argumentując, że płatność jest elementem rozliczeń związanych z opuszczeniem Wspólnoty i wtedy powinna zostać dokonana.

Johnson odniósł się też do spekulacji dotyczących przedterminowych wyborów lub drugiego referendum w W. Brytanii. Jego zdaniem jakiekolwiek opóźnienie lub wydłużenie procesu wyjścia z UE byłoby "pożałowania godne". Odrzucił też spekulacje dotyczące możliwości zorganizowania przedterminowych wyborów parlamentarnych.

"Myślę, że większość ludzi w tym kraju ma dość wyborów. To nie jest właściwa droga naprzód" - ocenił.

Były szef MSZ i jeden z liderów eurosceptycznego skrzydła Partii Konserwatywnej starł się także z jednym z dziennikarzy, który oskarżył go o polityczny cynizm i elastyczność w poglądach na temat imigracji. Reporter przypomniał w tym kontekście jego wypowiedzi w kampanii przed referendum ws. wyjścia z Unii Europejskiej w 2016 roku, kiedy Johnson eksponował zagrożenie napływem milionów Turków, gdyby Turcja weszła do UE.

"Nic nie mówiłem o Turcji w trakcie referendum, (...) a skoro nie mówiłem, to nie mam czego się wypierać" - oświadczył Johnson.

Wiele brytyjskich mediów - m.in. "The Guardian" i telewizja Channel 4 - opublikowało jednak montaże jego wypowiedzi publicznych, w których poruszał tę kwestię, m.in. w debacie telewizyjnej na kilka dni przed decydującym głosowaniem.

Johnson jest jednym z faworytów do zastąpienia w przyszłości Theresy May na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii.

Izba Gmin zagłosowała we wtorek wieczorem przeciwko proponowanemu przez rząd Theresy May projektowi umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Przeciwko propozycji głosowało 432 posłów przy zaledwie 202 głosach poparcia.

W razie braku większości dla umowy proponowanej przez May lub jakiegokolwiek alternatywnego rozwiązania, na mocy procedury wyjścia opisanej w art. 50 traktatu o UE, Wielka Brytania automatycznie opuści Wspólnotę bez umowy o północy z 29 na 30 marca.

Wśród możliwych scenariuszy wyjścia z impasu są m.in.: powtórzenie głosowania w parlamencie po uzyskaniu dalszych zapewnień politycznych ze strony UE, przedłużenie procedury wyjścia ze Wspólnoty na mocy art. 50 traktatu, wyjście z UE bez umowy, organizacja drugiego referendum lub rozpisanie przedterminowych wyborów parlamentarnych.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)