W czasach wielkich globalnych wstrząsów politycy często poszukują analogii w historii, które pozwolą im lepiej zrozumieć niepewną przyszłość. Jednym z takich przykładów jest określanie pogłębiającej się rywalizacji między USA a Chinami mianem „nowej zimnej wojny”. Czy rzeczywiście porównanie to jest uzasadnione?

To znamienne, jak szybko pogorszyły się stosunki na linii Waszyngton-Pekin i jak szybko komentatorzy zaczęli używać historycznej analogii zw. z zimną wojną. Zaledwie trzy lata temu prezydent Barack Obama twierdził, że USA mają więcej powodów do obaw w związku ze słabymi Chinami niż z Chinami silnymi i pewnymi siebie. Dziś krytyczne pytanie już nie brzmi, czy oba państwa są skazane na rywalizację, ale jak głęboka ta rywalizacja będzie.

Analitycy tacy jak Robert Kaplan uważają, że amerykańsko-chińska rywalizacja w XXI wieku będzie przypominała wszechogarniającą walkę o władzę pomiędzy USA a ZSRR w czasie kilku dekad, które nastąpiły po II wojnie światowej. Z kolei inni obserwatorzy, w tym czołowi historycy zimnej wojny, uważają tę analogię za nietrafną, a nawet szkodliwą. Myślenie tego typu ma być bowiem „rodzajem terminologicznego lenistwa, które przywołuje wczorajsze konflikty na miejsce tych dzisiejszych” – pisze Arne Westad z Uniwersytetu Harvarda.

Nieporozumienie jeśli chodzi o zagrożenie ze strony Chin – argumentują zwolennicy tej tezy – będzie pchać USA w kierunku zbyt konfrontacyjnej polityki.
Ci sceptycy nie mylą się, gdy twierdzą, że istnieje wiele różnic pomiędzy konfrontacją z czasów sowieckich, a tą dzisiejszą, lub gdy ostrzegają że granie kartą zimnej wojny może dziś się nie udać. Niemniej proste odrzucenie analogii zimnej wojny jest niemądre, ponieważ ten historyczny konflikt jest w stanie dać kilka istotnych wglądów w to, jak USA mogą dziś poradzić sobie z chińskim wyzwaniem.

Reklama

Zacznijmy od błędnych aspektów analogii do zimnej wojny. Chiny nie są Związkiem Radzieckim – czyli nie są państwem rewolucyjnym, które jest zaangażowane ideologicznie w zniszczenie świata kapitalistycznego. Chiny są raczej zintegrowane z globalną gospodarką do tego stopnia, że są głównym partnerem handlowym wszystkich amerykańskich sojuszników w regionie Azji i Pacyfiku. I choć relacje na linii Waszyngton-Pekin pogarszają się na naszych oczach, to istnieje kilka obszarów, w których oba te państwa mają wspólny interes: np. zachowanie stabilności światowej gospodarki czy walka ze zmianą klimatu.

Wreszcie obecne dystrybucja światowej władzy nie jest tak bardzo dwubiegunowa, jak była w czasie zimnej wojny. Właśnie z tych oraz innych powodów amerykańsko-chińska rywalizacja przypomina sytuację z końca XIX i początku XX wieku pomiędzy Wielką Brytanią, a Niemcami. Wówczas oba te kraje stawały się stopniowo coraz większymi rywalami pomimo, że były wzajemnie połączone gospodarczo.

Stany Zjednoczone nie będą w stanie powstrzymywać globalnie połączonych Chin w ten sam sposób, w jaki powstrzymywały autarkiczny Związek Radziecki. Wciąż jednak Waszyngton będzie musiał ograniczać niekorzystny wpływ Pekinu, tak samo, jak robił to w czasie zimnej wojny wobec Moskwy. I właśnie pod tym względem historia zimnej wojny może dostarczyć kilku użytecznych idei.

1. Geopolityka i gospodarka to nie wszystko

Po pierwsze, zimnowojenna analogia pokazuje, że wielowymiarowe wyzwania wymagają wielowymiarowych odpowiedzi.

Tym co sprawiało, że zagrożenie ze strony ZSRR było takie realne, było połączenie siły wojskowej w obszarach kluczowych dla światowej równowagi z siłą ideologiczną, która rzucała wyzwanie dominacji, a być może nawet istnieniu idei liberalnych. W efekcie USA oraz ich sojusznicy odpowiadali na to zagrożenie nie tylko na polu wojskowym oraz w formie geopolitycznego powstrzymywania Moskwy, ale także w formie np. Planu Marshalla czy dyplomacji publicznej, czyli polityk mających na celu umocnienie demokratycznego rdzenia w ramach Zachodu oraz pokazanie, że komunizm oferował fałszywe odpowiedzi na polityczne i gospodarcze problemy świata.

Dziś jest podobnie. Wyzwanie ze strony Chin postrzegane jest przede wszystkim przez pryzmat geopolityczny oraz ekonomiczny. Pojawia się przy tym coraz więcej dowodów na to, że Pekin chce zastąpić Waszyngton jako wiodącą potęgę nie tylko w regionie Azji i Pacyfiku, ale globalnie. W tym celu Państwo Środka rzuciło Ameryce również rękawicę ideologiczną. Chińscy przywódcy twierdzą, że model autorytarnego kapitalizmu jest lepszy niż amerykański model liberalnej demokracji. Pekin wspiera reżimy autorytarne od Kambodży po Zimbabwe, wykorzystując do tego celu korupcję oraz inne metody wpływu, dzięki którym osłabia funkcjonowanie demokracji w regionie Azji i Pacyfiku i wzmacnia budowę opartego o wysokie technologie państwa policyjnego.

Zatem każda strategia rywalizacji z Chinami będzie wymagała zbudowania równowagi ideologicznej – poprzez wzmacnianie zagrożonych demokracji oraz uświadamianie, że liberalne systemy polityczne mogą skutecznie dostarczać dobra i równoważyć układ sił. Dokumenty administracji Donalda Trumpa przestawiające formalną politykę Waszyngtonu, szczególnie Narodowa Strategia Bezpieczeństwa, stanowią dobry start, ale sam prezydent pokazał ograniczone zainteresowanie tym wymiarem rywalizacji.

2. Teoria zwycięstwa

Po drugie, historia zimnej wojny przypomina nam, że USA potrzebują teorii zwycięstwa, którą można podtrzymywać przez całe pokolenie lub jeszcze dłużej. Koncepcja powstrzymywania George’a Kennana identyfikowała to, co Stany Zjednoczone starały się osiągnąć, czyli powstrzymywanie sowieckiego wpływu do czasu, aż kremlowski reżim zmięknie lub zupełnie się rozpadnie. Koncepcja ta pokazywała również, jak to zrobić – poprzez odbieranie Moskwie owoców ekspansji oraz zwiększanie presji. Strategia ta była na tyle prosta, że mogła być kontynuowana przez kolejne administracje prezydenckie, ale jednocześnie na tyle elastyczne, że mogła być adaptowana do aktualnych warunków politycznych i geopolitycznych.

Stany Zjednoczone poszukują dziś takiej koncepcji. Wśród amerykańskich elit panuje powszechna zgoda co do tego, że polityka zaangażowania nie powstrzymała rosnących Chin, zatem teraz Waszyngton musi przyjąć bardziej konfrontacyjną postawę. Jak dotąd jednak amerykańscy urzędnicy nie wyznaczyli jeszcze długoterminowego celu strategicznego USA. Czy będzie to zmiana reżimu? Powstrzymywanie dalszych wpływów geopolitycznych i ideologicznych Chin? A może podpisanie całościowej umowy, która rozwiąże problem amerykańsko-chińskich napięć?

Nie wiadomo również, jak Waszyngton chce osiągnąć te cele. I choć administracja Trumpa zasługuje na czasowy kredyt, aby uświadomić opinię publiczną ws. chińskiego zagrożenia, to jednocześnie tak bardzo upolityczniła debatę, że jest to mało pomocne. Na przykład w październiku wiceprezydent Mike Pence argumentował (w wątpliwy sposób), że Chiny wtrącały się w amerykańskie wybory, ponieważ „chciały innego prezydenta w USA”. Mało prawdopodobne jest, że taka retoryka partyjna skonsoliduje długoterminowe poparcie dla amerykańskiej strategii.

3. Kluczowy system sojuszy

Po trzecie wreszcie, analogia zimnej wojny przypomina nam, jak kluczowym czynnikiem w rywalizacji z Chinami będzie system sojuszy i partnerstw USA na świecie. Właśnie relacje sojusznicze były kluczowe w tym, co amerykański sekretarz stanu Dean Acheson nazwał „sytuacjami siły” w rywalizacji z Moskwą. Chodziło o powiązanie najważniejszych i najbardziej dynamicznych państw świata z Waszyngtonem, dzięki czemu Moskwa nigdy nie odważyła się zakwestionować kolektywnej siły wolnego świata.

Sojusze i partnerstwa również będą odgrywały kluczową rolę w najbliższych latach. Jeśli USA pozostaną mocno związane z państwami na chińskich peryferiach, to Pekinowi będzie niezwykle trudno zdominować geopolityczne swoje sąsiedztwo. Jeśli zatem Stany Zjednoczone pokażą solidarności z demokracjami na świecie – szczególnie w Europie i regionie Azji i Pacyfiku – Waszyngtonowi będzie znacznie łatwiej walczyć z gospodarczym, ideologicznym i geopolitycznym zagrożeniem, jakie niosą za sobą Chiny.

Jeśli jednak Waszyngton pozwoli sobie na zniszczenie tych relacji lub pozwoli na to Chinom, to konkurencyjność USA osłabnie, a izolacja Waszyngtonu ulegnie pogłębieniu. Być może zimna wojna nie stanowi idealnej analogii dla dzisiejszych stosunków między USA a Chinami, ale mimo to amerykańskie elity powinny mieć w pamięci lekcje z tamtego okresu.

>>> Czytaj też: Wielka zmiana aliansów. Co USA powinny zrobić ze swoimi nieliberalnymi sojusznikami?