Sukces norweskich linii zainspirował wielu ich naśladowców i wystraszył konkurencję. Norweska firma ma jednak poważne problemy.

Kilka dni temu, tuż po tym jak firma IAG (spółka-matka British Airways) zrezygnowała ze złożenia oferty kupna norweskiego przewoźnika, zdecydował on się na podwyższenie własnego kapitału o ponad 300 mln euro (3 mld koron) w celu poprawy bilansu finansowego.

Informacja ta wywołała gwałtowną giełdową wyprzedaż akcji przewoźnika, w wyniku czego straciły one ponad 30 proc. wartości. Udziałowcy zaprotestowali w ten sposób na rozwodnienie ich udziałów.

Norwegian Air podało, że poręczycielami operacji są norweski magnat transportu morskiego John Fredriksen, szef rady nadzorczej Björn Kise i prezes Björn Kjos. Dokładne warunki podwyższenia kapitału (liczba akcji, cena) mają być podane w drugiej połowie lutego.

Reklama

Z informacji Reutersa wynika, że głównymi inwestorami mają być szefowie linii (wykupią akcje o wartości 610 mln koron) oraz Fredriksen i brokerzy z DNB Markets i Dansker Banku.

Wstępny bilans spółki za zeszły rok zamknął się stratą na poziomie 3,8 mld koron. Dług spółki na koniec III kwartału zeszłego roku wynosił ponad 30 mld koron.

Norwegian Air ma za sobą trudny rok. Jednym z największych problemów firmy były problemy z silnikami Rolls-Royce’a (które dotknęły całej branży), które są wykorzystywane w samolotach Boeing 787 Dreamliners. Kolejnym ciosem dla firmy był wzrost cen ropy z drugiej połowy zeszłego roku.

Podwyższenie kapitału przez norweską linię wskazuje, że nie ma chętnych na jej przejęcie. Zwiększa to ryzyko upadłości.

>>> Polecamy: Cała prawda o ekonomii współdzielenia. Co Polska zyskuje, a co traci przez Ubera i Airbnb?