W polityce łatwiej zaistnieć dzięki tematom, które dzielą ludzi. Kwestie powszechne wymagają wiarygodności budowanej stopniowo, oprócz tego potrzebne jest poczucie kompetencji, przewidywalność i racjonalność. Niepodważalny – lub chociaż trudno podważalny – dorobek - mówi w wywiadzie dr Jarosław Flis.
W ubiegłym tygodniu poznaliśmy wyniki badań na temat politycznej polaryzacji w Polsce. Skala wzajemnej niechęci wyborców dwóch największych partii dowodzi, że mamy poważny problem społeczny. Co można powiedzieć o politycznych podziałach, gdy ogląda się je przez pryzmat socjologicznych i politologicznych analiz?
Główny polski podział polityczny ma swoją logikę i łączy ze sobą racje i emocje. To dobrze, lecz ma to swoją cenę – większe natężenie konfliktu. Szczególnie dziś, gdy dokładają się do tego tożsamościowe media, żywiące się niechęcią do drugiej strony, oraz portale społecznościowe, czy też może trafniej byłoby powiedzieć – aspołeczne. Te, które tworzą wokół swoich użytkowników informacyjne bańki. Na szczęście, co widać w ostatnich badaniach, od połowy do jednej trzeciej każdego z obozów nie daje się ponieść emocjom ponad poziom przyzwoitości.
Czy w takich okolicznościach widać na horyzoncie jakąś zapowiedź nadchodzących zmian i nowego politycznego rozdania? Czy przechodzimy płynnie do kolejnego etapu POPiS-u?
Nie widzę dzisiaj politycznego podłoża dla innego scenariusza. Rywalizacja między największymi partiami jest wyrównana, co pokazały jesienne wybory samorządowe. Strategicznie taki układ jest optymalny dla kraju, ponieważ opiera się na realnych emocjach. Można sobie wyobrazić, że scena polityczna mogłaby wyglądać jak w Czechach i na Słowacji, gdzie mamy dziesięć partii, ale w praktyce jest to upiorne. Polska ma jedną z najbardziej uporządkowanych scen politycznych, która przecież i tak się kruszy na obrzeżach. Wpływ na to mają także błędy taktyczne, jak wystawienie Magdaleny Ogórek i Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich. Obecny podział w miarę dobrze reguluje życie polityczne kraju, tworząc wyraźną alternatywę, główne partie mają zaś swoich radykałów i umiarkowanych. Radykałowie są dzięki temu skutecznie zagospodarowani, co nie rodzi pokusy do zakładania nowych partii, a umiarkowani ściągają rywalizację ku środkowi. Stanowią bazę potencjalnych stronników, których można przeciągnąć na swoją stronę, o ile się potrafi to robić.
Reklama
>>> CAŁY WYWIAD W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP