W piątek zapowiedziano nadzwyczajny kongres prawicowego Jobbiku, na którym delegaci zdecydują, czy partia zostanie rozwiązana. Wszystko przez kolejną karę nałożoną przez Państwową Izbę Obrachunkową (ÁSZ). Łącznie Jobbik ma zapłacić państwu 800 mln forintów (10,7 mln zł).
ÁSZ nałożyła na ugrupowanie pierwszą karę już w grudniu 2017 r. Jej wysokość przekroczyła 660 mln forintów (obecnie to 8,9 mln zł). Sprawa dotyczyła „nielegalnego wsparcia kampanii wyborczej”. Jobbik otrzymał preferencyjne ceny reklam na słupach ogłoszeniowych należących do Lajosa Simicski, który przed rokiem mocno wspierał prawicową konkurencję Fideszu. Całe centrum Budapesztu pełne było reklam właśnie tego ugrupowania.
Grzywna składała się z dwóch równych części. Jedna stanowiła różnicę między rynkowymi cenami billboardów a faktycznie poniesionymi przez Jobbik wydatkami, druga – karę, która miała zostać potrącona z dotacji pochodzącej z bud żetu państwa. 31 stycznia ÁSZ nałożyła kolejną karę, tym razem rzędu 135 mln forintów (1,8 mln zł). Ma być to suma, którą Jobbik pozyskał w nieprawidłowy sposób na kampanię wyborczą. Wsparcia miały udzielić m.in. Narodowy Urząd Skarbowy i państwowa poczta Magyar Posta.
Partia popadła w poważne tarapaty. Nałożone grzywny to więcej, niż wynosi dwuletnia subwencja bud żetowa. Kiedy w grudniu 2017 r. ogłoszono zbiórkę pieniędzy na spłatę zobowiązań, zwolennicy partii wpłacili 100 mln forintów (1,3 mln zł). Od lipca 2018 r. Jobbik nie otrzymuje przelewów z budżetu, bo środki są przeznaczone na spłatę zobowiązań. Jeśli Jobbik przestanie opłacać rachunki, rozpocznie się egzekucja z majątku. Politycy tej partii, pozostającej najsilniejszym ugrupowaniem antyrządowym, twierdzą, że celem ÁSZ jest likwidacja opozycji.
Reklama
Zgodnie z tą wersją izba ma być narzędziem w rękach Fideszu, czego ma dowodzić fakt, że jej szefem jest były poseł partii Orbána. Jobbik zaskarżył decyzję ÁSZ do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, jednak trwające tam postępowanie nie zawiesza decyzji izby, a nieuregulowanie zobowiązań mogłoby doprowadzić do upadku partii. Na Węgrzech nie ma możliwości odwołania od decyzji ÁSZ, bo jest ona ostateczna. Lider ugrupowania Tamás Sneider wskazywał, że wobec problemów finansowych trzeba się zastanowić nad tym, jak Jobbik ma dalej funkcjonować. Swoje sobotnie przemówienie Sneider zakończył słowami: „Nie poddamy się, będziemy walczyć”.
Fidesz łakomie patrzy na wyborców Jobbiku. Partie zabiegają o podobny elektorat. Wobec rozrastającej się dominacji Orbána Jobbik w 2016 r. odszedł od radykalizmu na rzecz bardziej centrowej, chadeckiej orientacji. Poszerzyło to bazę wyborczą o kilkaset tysięcy ludzi, dla których jednak partią drugiego wyboru pozostaje właśnie Fidesz. Nie przeszkadza to wyborcom Jobbiku pozostawać największymi zwolennikami szerokiej koalicji przeciwko Fideszowi, o czym pisaliśmy w DGP w ubiegłym tygoniu.
Wielu węgierskich ekspertów było zdania, że po kolejnym zdecydowanym zwycięstwie Fideszu w wyborach 2018 r. temat kary dla prawicowego konkurenta ucichnie. Tak się jednak nie stało. Sprawa wzbudza wątpliwości tym bardziej, że do dzisiaj nie podano formalnej podstawy prawnej wszczęcia postępowania. Zapisy, które pozwalałyby nakładać tak wysokie kary, wciąż nie zostały uchwalone. Wiosną 2017 r. Fidesz zgłaszał projekt nowelizacji ustawy o partiach politycznych, która przechodziła przez parlament wraz z osławioną ustawą o organizacjach pozarządowych finansowanych z zagranicy.
W ustawie o partiach, a także powiązanej z nią ustawie o ochronie przestrzeni miejskiej, chodziło o podniesienie przejrzystości finansowania partii i prowadzonych przez nie kampanii outdoorowych. Z drugiej strony chciano wyeliminować plakaty partyjne w okresie innym niż kampania wyborcza. Jednak Fidesz w latach 2015–2018 nie dysponował potrzebną większością kwalifikowaną dwóch trzecich głosów. Mimo to ÁSZ zaczęła stosować to nieuchwalone prawo. Po ubiegłorocznych wyborach, w których Fidesz odzyskał większość konstytucyjną, do laski marszałkowskiej jednak nie trafił projekt nowelizacji ustawy o partiach politycznych, który po uchwaleniu mógłby bez wątpliwości zalegalizować te praktyki.

>>> Czytaj też: Orbán przestał czytać ludzką mapę lęków. Węgry stają się państwem wyrobników?