Autor jest profesorem w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego
Chłodne dywagowanie, kto odniesie korzyści, a kto polityczne straty w wyniku zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, byłoby niegodziwością i uwłaczało pamięci zamordowanego. Ale każdy mord polityczny ma polityczne konsekwencje, które można brać pod uwagę w analizach. A to była polityczna zbrodnia, bo zginął poważany polityk lokalny o ponadlokalnym znaczeniu, zaś zabójca publicznie wykrzyczał swoje polityczne motywy. Warto wziąć pod uwagę zwłaszcza społeczne reakcje na to tragiczne wydarzenie i zastanowić się, czy przyczynią one polskiej wspólnocie i życiu politycznemu więcej dobra czy zła, skonsolidują je czy zantagonizują.

Smoleńsk a Gdańsk

Niecałe 10 lat temu przeżyliśmy tragedię nie mniej dojmującą i potencjalnie mogącą zjednoczyć wspólnotę. Wydawało się, że jednoczesna śmierć niemal 100 postaci publicznych reprezentujących rozmaite środowiska, grupy społeczne i formacje polityczne zjednoczy w żałobie, a potem we wspólnej pamięci całe społeczeństwo. Stało się zupełnie inaczej, gdyż osobiste urazy i zapiekła złość prezydenckiego brata oraz spiskowe teorie szerzone w jego otoczeniu (i za jego przyzwoleniem) uniemożliwiły pojednanie nad grobami i zbudowanie solidarnej pamięci. Polskie społeczeństwo zostało podzielone jak nigdy wcześniej.
Reklama
>>> Cały tekst przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na eDGP