Rzadko kiedy skandal na miarę miliardów dolarów jest tak nudny – pisze redakcja Bloomberg. Wskaźniki statystyczne kosztują brytyjskich podatników 1,3 miliarda dolarów rocznie.

Przez wiele lat w Wielkiej Brytanii inflację mierzono za pomocą konkurencyjnych wskaźników – pod uwagę brano głównie wskaźnik cen detalicznych (RPI, Retail Prices Index) i indeks cen konsumpcyjnych (CPI, Consumer Prices Index). Każdy ma swoje zastosowanie. Wskaźnik CPI jest wykorzystywany przez Bank Anglii, by kierować polityką pieniężną, podczas gdy RPI jest wykorzystywany jako stopa referencyjna dla obligacji rządowych chronionych przed inflacją.

Kłopotliwe jest to, że oba wskaźniki przedstawiają niekompatybilne stopy inflacji – RPI zwykle generuje wyższe oszacowanie. Kiedy w 2010 r. wprowadzono nową metodologię pomiaru cen odzieży, różnica między obiema prognozami gwałtownie wzrosła: z około 0,5 punktu procentowego do średniej wynoszącej około 0,8 punktu procentowego w kolejnych latach.

To znaczący problem. Z jednej strony inwestujący w obligacje uzależnione od inflacji skorzystali ze znacznie wyższych płatności kuponowych, niż na które mogli liczyć w innym razie. Rząd z kolei musiał zapłacić więcej za pożyczkę – nawet około 1,3 miliarda dolarów z kieszeni hojnych podatników każdego roku. Te koszty będą ponoszone też w dalekiej przyszłości: niektóre obligacje mają terminy wykupu do 2068 r.

Będzie jeszcze gorzej. Kolejne rządy, zamiast naprawić tę rozbieżność, wykorzystały ją na swoją korzyść. W praktyce zwanej „index shopping” zazwyczaj używali RPI do zwiększania przychodów (na przykład przy obliczaniu taryfy kolejowej i odsetek od kredytów studenckich) oraz wskaźnika CPI przy ustalaniu wydatków (na świadczenia socjalne, emerytury itd.). W efekcie inwestujący w obligacje odnoszą korzyści kosztem np. osób dojeżdżających do pracy i studentów – ta redystrybucja, gdyby była bardziej dostrzegalna, z pewnością nie zdobyłaby poklasku.

Reklama

>>> Czytaj też: "FT": Niemcy wstrzymają ekstradycje na Wyspy. Nawet przy miękkim Brexicie

Co dziwne w tym skandalu, to fakt, że wszyscy wiedzą o tej rozbieżności i stosowanej redystrybucji. Opinie różnych ekspertów na przestrzeni wielu lat potwierdziły, że obecny układ jest nie do obrony jako polityka publiczna. W oświadczeniach z zeszłego tygodnia dwie komisje parlamentarne określiły sytuację jako „rażąco nieuczciwą” oraz jako „absurdalną karuzelę”.

Zatrzymanie tej karuzeli powinno być priorytetem brytyjskiego rządu. Pozornie oczywistym rozwiązaniem byłoby zniesienie RPI, które Brytyjski Urząd Statystyczny uznało za „niedostatecznie dobrą miarą inflacji”, która „nie ma możliwości, aby służyć jako taka miara”. Niestety, nie jest to takie proste. Wykorzystanie RPI jest w niektórych przypadkach wymagane przez prawo, również w wielu prywatnych planach emerytalnych. Związane są z nim zobowiązania na setki miliardów dolarów, nie licząc wszystkich honorariów prawników.

Biorąc pod uwagę stan rzeczy, w rozwiązaniu tej sytuacji pomocne będą dwa kroki.

Jednym z nich jest zmniejszenie nieprawidłowości na rynku obligacji. Na początek powinno to oznaczać indeksację sprzedaży nowych obligacji do wskaźnika CPI. Co zrobić z istniejącymi już obligacjami powiązanymi z RPI – to trudniejsze pytanie. Odgórna zmiana wskaźników nie byłaby fair wobec inwestorów, którzy słusznie postawili na te obligacje, by uzyskać wyższy zwrot. Ale pozostawienie RPI w obecnej formie byłoby nieodpowiedzialne.

Niedoskonałym rozwiązaniem jest utrzymanie obecnego RPI, ale modyfikację metodologii tego wskaźnika – na przykład poprzez zniwelowanie powszechnie uznanych wad w pomiarze cen odzieży. Inwestorzy będą narzekać, gdy spread między tymi dwoma indeksami się zawęzi. Ale prospekty, które podpisali, prawie we wszystkich przypadkach wyraźnie dopuszczają takie zmiany – kluczem jest ich stopniowe i skuteczne uchwalenie.

Drugim krokiem jest stopniowe wycofywanie zarówno wskaźnika RPI, jak i wskaźnika CPI na rzecz jednego, przejrzystego wskaźnika inflacji. Uprościłoby to sprawę, wzmocniło publiczne zaufanie do oficjalnych statystyk, a także wyeliminuje znaczną i nieumyślną redystrybucję funduszy podatników.

Mimo całej swojej prozaiczności, skandal ten jest przykładem ważnej prawdy o polityce. Dokładne wskaźniki są istotną częścią zarządzania, a drobne zmiany w metodologii mogą wpłynąć na dobrobyt publiczny. Muszą być traktowane z najwyższą ostrożnością i dalekowzrocznością – i muszą być naprawiane, gdy coś pójdzie nie tak.

>>> Czytaj też: Ile zarabiają menedżerowie największych funduszy inwestycyjnych? Znacznie więcej, niż myślicie