Jak wskazał analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, Plahotniuc, który przewodzi rządzącej od 2015 roku Partii Demokratycznej (PDM), nie pełni żadnej oficjalnej funkcji państwowej, jednak jest mu podporządkowane sądownictwo, prokuratura czy Trybunał Konstytucyjny. Główna siła opozycyjna to otwarcie prorosyjska Partia Socjalistyczna (PSRM), z której wywodzi się Dodon.

Ekspert przewiduje, że po wyznaczonych na 24 lutego wyborach raczej nie nastąpi zwrot w polityce zagranicznej Mołdawii. Zdaniem komentatora "UE nie ma pomysłu na to, co zrobić z Mołdawią; USA są bardziej zainteresowane zachowaniem stabilności w regionie niż wielkimi przemianami w imię demokracji, a dla Rosji najważniejsze jest to, żeby Mołdawia się nie reformowała, nie integrowała z UE ani NATO, by panowały tam bałagan i korupcja".

Celem rządzącej elity, jak powiedział analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, jest zachowanie systemu, w którym elektorat jest podzielony pod kątem geopolitycznym i nie głosuje na antysystemową opozycję. "Demokraci i Socjaliści włożyli bardzo dużo pracy w to, żeby spolaryzować społeczeństwo i ta polaryzacja działa - dla dużej części społeczeństwa to wybory między Rosją a Europą" - mówił.

By zdobyć poparcie większej liczby wyborców, w promowanie rządzącej partii "wpompowano ogromne pieniądze" - kontynuował. Plahotniuc nie cieszy się zaufaniem społecznym (w latach 2016-2017 zaufanie wobec niego deklarowało ok. 1-2 proc. społeczeństwa) i jest oskarżany przez elektorat o zawłaszczenie państwa. Oligarcha kojarzony jest z aferą z 2014 r. związaną z wyprowadzeniem z mołdawskiego systemu bankowego 1 mld dolarów (15 proc. PKB Mołdawii). Dla porównania Dodon cieszy się poparciem ok. 30 proc. społeczeństwa.

Reklama

PDM zapewnia, że jest jedyną siłą, będącą w stanie utrzymać kraj na kursie prozachodnim. "Taką narrację partia rządząca szerzy wewnątrz i na zewnątrz kraju" - podkreślił. Według analityka "w rzeczywistości przywództwo polityczne PDM - w szczególności Plahotniuc - jest głęboko niezainteresowane wdrażaniem strukturalnych reform, szczególnie takich, które miałyby doprowadzić do politycznego uniezależnienia wymiaru sprawiedliwości, likwidacji korupcji". Mamy do czynienia z "euroimitacją", pozorowaniem integracji europejskiej na tyle, na ile nie szkodzi to interesom elity - podkreślił.

Rządząca partia chce pokazać zachodnim partnerom, że nie jest tak, "że Mołdawia musi wybierać między Rosją a Unią - może pójść trzecią drogą i np. oprzeć się o współpracę z Turcją, z Chinami, państwami Półwyspu Arabskiego" - ocenił.

Unia Europejska - jak kontynuował - coraz bardziej zauważa realne interesy mołdawskiej elity i widzi to, że ta wykorzystuje wizerunek UE dla legitymizacji władzy. Całus zauważył, że stanowczym krokiem podjętym przez Brukselę było zamrożenie 100 mln euro pomocy finansowej dla Kiszyniowa po unieważnieniu przez sąd wyników wyborów mera Kiszyniowa, w których wygrał prawnik Andrei Nastase, przywódca pozasystemowej opozycyjnej partii Platforma "Godność i Prawda".

Ugrupowanie to wchodzi w skład startującego w wyborach bloku ACUM (rum. "teraz"). Jak dodał analityk, oprócz "Godności i Prawdy", do bloku, opierającego swą kampanię głównie na hasłach proeuropejskich i antyoligarchicznych, wchodzi też Partia Działania i Solidarności, prowadzona przez byłą minister edukacji Maię Sandu. Sondaże wskazują, że na blok może zagłosować ok. 17-20 proc. wyborców.

Według Całusa poważnym problemem tych ugrupowań są finanse, ponieważ utrzymują się one niemal wyłącznie ze składek członkowskich i środków pochodzących od mołdawskich donatorów. W przeciwieństwie do PSRM i PDM ugrupowania te nie dysponują też zapleczem medialnym, ani nie posiadają rozwiniętych struktur terenowych.

Całus wskazuje, że poparcie dla mołdawskiej opozycji pozasystemowej to głos protestu. "Ludzie są zmęczeni skorumpowanymi politykami zarówno z rządzącej Partii Demokratycznej, jak i PSRM" - powiedział.

Wiele jest scenariuszy powyborczych - informuje Całus. "Może być tak, że po wyborach Partia Demokratyczna straci monopol na władzę. Na pewno nie dojdą do władzy pozasystemowe partie opozycyjne. Partia Socjalistów może otrzymać jakieś resorty w ramach oficjalnej lub nieoficjalnej koalicji" - przewiduje analityk OSW.

Całus prognozuje, że na pierwszym miejscu znajdą się Socjaliści z ok. 40 proc. głosów. Na drugim miejscu może uplasować się albo ACUM albo Partia Demokratyczna, a na końcu populistyczna Partia Iliu Sora - będąca tak naprawdę satelitą PDM. Istnieją obawy, że część posłów z bloku opozycyjnego i Partii Socjalistycznej przejdzie - czy to dzięki działaniom korupcyjnym czy zastraszaniu - do Partii Demokratycznej - kontynuował Całus.

"Mołdawia jest w krytycznym położeniu przede wszystkim dlatego, że najbardziej aktywna część społeczeństwa, która mogłaby być jakimś zarzewiem zmian, wyjechała" - wskazuje ekspert. Poinformował, że kraj opuściło około 1 mln ludzi. "Nadzieja na to, że coś się zmieni, słabnie; Mołdawianie są narodem bardzo biernym, jeśli chodzi o kwestie polityczne - nie ma tam kultury protestu, rewolucji, sprzeciwu wobec władz, co sprawia, że władze mogą sobie pozwalać na bardzo dużo" - podsumował.

Zwrócił uwagę, że 50 proc. Mołdawian nie wie, na kogo będzie głosować, lub deklaruje, że nie pójdzie na wybory. Większość osób jest przekonana, że wybory nic nie zmienią, opinia o klasie politycznej jest bardzo zła, 70-80 proc. osób uważa, że kraj zmierza w złym kierunku, a najpopularniejszym politykiem w kraju pozostaje Władimir Putin - kontynuował ekspert.

Będą to pierwsze wybory przeprowadzone według mieszanej ordynacji wyborczej. Zdaniem Całusa wprowadzona w 2017 roku zmiana w kodeksie wyborczym ma na celu "wzmocnienie bogatych i silnych partii, przy zepchnięciu partii opozycyjnych". Poza granicami Mołdawii dla diaspory utworzono trzy okręgi wyborcze. Dwa okręgi będą też w Naddniestrzu. Na terenie tej nieuznawanej republiki nie ma lokali wyborczych; wyborcy mogą oddać głosy w przeznaczonych dla nich punktach znajdujących się na zachód od Dniestru, na terytoriach administrowanych przez Kiszyniów. Najczęściej wyborcy naddniestrzańscy popierają Socjalistów - poinformował Całus.

Według komentatora dobiegająca końca kampania wyborcza była "infantylna". Partia rządząca starała się kupić elektorat, m.in. wprowadzając część darmowych leków, dodatki na dziecko, otwierając w centrum miasta lodowisko czy kupując nowe autobusy miejskie. Była to też jedna z najbrudniejszych kampanii od wielu lat; oprócz czarnego PR-u zdarzały się np. przypadki zastraszania działaczy opozycji i dziennikarzy - wyjaśnił.

Nie wykluczył, że w czasie wyborów może dojść do różnych nieprawidłowości, takich jak obecność "martwych dusz" na listach wyborczych czy podstawianie autobusów dowożących wyborców do lokali. Zauważył przy tym, że wybory będzie monitorować rekordowa liczba obserwatorów międzynarodowych.

Rozmawiała Natalia Dziurdzińska (PAP)