Spółka NanoCarbon, która miała uczynić z nas potentatów w produkcji grafenu, okazała się inwestycyjną dziurą bez dna. Wpompowano w nią kilkadziesiąt milionów złotych, a efektów jak nie było, tak nie ma. Dziś spółce grozi upadłość.

Taki obraz nieuchronnej finansowej klęski i fiaska naszych nadziei na podbicie światowych rynków nowoczesnych technologii wyłania się z najnowszych ustaleń Najwyższej Izby Kontroli. Podsumowuje ona ostatnie lata zarządzania spółką, której kluczowym zadaniem było upowszechnienie sprzedaży grafenu na przemysłową skalę. Scenariusz ten, póki co, zupełnie się nie ziścił. A biorąc pod uwagę jak fatalnie zarządzana była spółka, niewykluczone, że na przełomowe odkrycia przyjdzie nam jeszcze długo poczekać.

Podsumowanie Najwyższej Izby Kontroli jest druzgocące. NIK ocenia, że liczne nieprawidłowości są już nieusuwalne i prowadzą do upadku spółki.
Mimo milionowych inwestycji oczekiwany podbój zagranicznych rynków zakończył się na sprzedaży pojedynczych, niewielkich ilości grafenu produkowanego w warunkach laboratoryjnych. Spółka zainkasowała na tym ok. 140 tys. zł, co jest kroplą w morzu funduszy, które zasiliły jej budżet i miały być przeznaczone na opracowanie oraz zakup technologii.

Co gorsza, w spółkę inwestowano dalej, dosypując pieniędzy z nawiązką, mimo że ta regularnie nie wywiązywała się ze swoich zadań. Finansowa kroplówka, którą zapewnili dwaj akcjonariusze, czyli Polska Grupa Zbrojeniowa i KGHM Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych, opiewała na 28 mln zł. Było to dwukrotnie więcej niż zakładał pierwotny plan inwestycyjny. A i tak niewiele pomogło, bo spółka cały czas przynosiła straty.

Ciągle pod kreską

Reklama

NIK przekonuje, że źródeł porażki należy się dopatrywać w niegospodarnym zarządzaniu przekazanym majątkiem i działaniu po omacku, bez stosownego planu. Najdobitniejszym tego przykładem jest podpisanie wartej 2 mln zł umowy z Instytutem Technologii Materiałów Elektronicznych, w której ITME zobowiązał się opracować i dostarczyć do czerwca 2016 r. odpowiednie technologie do wytwarzania grafenu.

Rzecz w tym, że do przekazania technologii w ogóle nie doszło. W ocenie NIK przekreśliło to szansę na komercjalizację produkcji i pogrzebało dalsze inwestycje spółki, która - nie dość że wydała już ponad pół miliona złotych na sprzęt - to później kupiła jeszcze inne urządzenia, w tym specjalistyczny reaktor. Był on zupełnie nieprzydatny bez technologii, której ITME nie dostarczył.

- Nie można wykluczyć, że gdyby ITME wywiązał się z umowy ze spółką, to sprawy potoczyłyby się we właściwym kierunku. Przesłanką do tego stwierdzenia może być fakt, że w wyniku podwyższenia kapitału spółka zakupiła odpowiednie urządzenie, czyli reaktor AIXTRON, które jednak nie zostało w ogóle zainstalowane - mówi Sławomir Grzelak, Dyrektor Departamentu Gospodarki, Skarbu Państwa i Prywatyzacji w Najwyższej Izbie Kontroli.

Działanie po omacku

NIK ocenia, że taki organizacyjny impas, w którym pieniądze inwestowano w urządzenia bez zapewnienia niezbędnego zaplecza technicznego, by te mogły w ogóle działać, wynika m.in. z braku strategicznego planowania następnych kroków. W okresie objętym kontrolą, tj. od 1 stycznia 2015 r. do 30 czerwca 2018 r., spółka funkcjonowała jedynie w oparciu o wieloletnie plany rzeczowo-finansowe. Upraszczając, ograniczały się one do podstawowych wyliczeń, typowych dla sporządzania budżetu. Czego zabrakło? Jakichkolwiek szczegółowych analiz dotyczących przyszłości rozwoju technologii - wskazuje NIK.

Problemem było jednak nie tylko złe planowanie, ale i nieudolna egzekucja postanowień wynikających z już podpisanych umów. Przykładowo, jeszcze w kwietniu 2013 r. NanoCarbon zawarła umowę o współpracy z ITME, w której Instytut zobowiązał się do udostępnienia pomieszczeń laboratoryjnych, posiadanej aparatury badawczej oraz wyznaczenia personelu mogącego realizować badania, a NanoCarbon - do zakupu specjalistycznych urządzeń. Niestety, sprzęt ten dostarczono z półmiesięcznym opóźnieniem, co nie spotkało się z adekwatną reakcją władz spółki.

Przeprowadzony na przełomie 2016 i 2017 r. audyt prawno-gospodarczy wykazał, że w umowie nie zastrzeżono żadnych kar umownych za nieterminowe dostarczenie i uruchomienie tego urządzenia. W ocenie NIK to błąd, bo NanoCarbon przekazała dostawcy prawie pół miliona złotych bez ustanowienia jakiegokolwiek zabezpieczenia zwrotu w przypadku nie wykonania dostawy. Takie ryzyko nie było zaś wydumane, bo kapitał zakładowy dostawcy wynosił tylko 50 tys. zł - ustalił NIK.

W obliczu opóźnienia NanoCarbon podjął działania, ale na pół gwizdka. Spółka zwróciła się do sprzedawcy z przedsądowym wezwaniem do zapłaty odszkodowania, ale kiedy pismo nie zostało odebrane przez adresata, NanoCarbon nie wystąpił od razu na drogę sądową. Na taki ruch zarząd spółki czekał 3 lata, bo dopiero w 2018 r. skierowano zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

>>> Polecamy: Posiedliśmy niemal boską moc. CRISPR to rewolucja większa i ważniejsza niż wynalezienie antybiotyków

NIK konkluduje, że "realizowane umowy gospodarcze, zawierane niekiedy bez należytej dbałości o interes Nano Carbon, nie przyniosły zamierzonych efektów ekonomicznych. Spowodowało to w konsekwencji zmaterializowanie się ryzyka niegospodarności. Konieczna była odsprzedaż nieużytkowanych urządzeń za cenę niższą od kosztów zakupu o ponad 4 mln zł." - twierdzi NIK. Pomimo posiadania aktywów trwałych o znacznej wartości spółka zmuszona była do korzystania z pożyczek dla podtrzymania bieżącego funkcjonowania spółki

Wybiórcze informacje

Wątpliwości wzbudzają też argumenty przedstawiane przez ówczesny zarząd NanoCarbon, gdy spółka starała się o kolejną - ostatecznie przyznaną - transzę pieniędzy. Dokapitalizowanie w kwocie 28 mln zł doszło bowiem do skutku, mimo że fundusze miały zasilić budżet spółki dopiero, gdy ta wykaże m.in. uzyskanie odpowiednich przychodów i osiągnie wynik finansowy zgodny z planami na 2013 i 2014 r. Bez spełnienia tych celów nie można było mówić o otwarciu tzw. "drugiego etapu inwestycji w NanoCarbon".

Ostatecznie jednak okazało się to nie być żadną przeszkodą. W informacjach NIK, do których dotarł DGP, czytamy: "w celu uzyskania tego dokapitalizowania ówczesne władze spółki, w sposób niezgodny ze stanem faktycznym informowały wspólników o sytuacji przedsiębiorstwa". Co należy przez to rozumieć? - W uzasadnieniu wniosku (o dokapitalizowanie - przyp. red) ówczesne władze spółki wskazały, że istnieje realna możliwość wprowadzenia spółki na rynek grafenu dla badań aplikacyjnych i uzyskania pozycji wiodącego dostawcy - wyjaśnia Sławomir Grzelak.

Dodaje, że z dokumentu wynikało też, że niezbędnym krokiem do tego jest zakup i uruchomienie urządzenia, na którym wykonywana będzie implementacja technologii wytwarzania grafenu na węgliku krzemu w skali przemysłowej. W ocenie NIK, spółka wyciągnęła te wnioski przedwcześnie i bez oparcia na realnych przesłankach.

Jak ustaliliśmy, obecnie trwa realizacja wyników kontroli, a kwestia NanoCarbon została już zasygnalizowana Ministrowi Obrony Narodowej w odrębnym wystąpieniu. O tym, czy ustalenia NIK pozwolą zainicjować kolejne postępowania sądowe, chociażby w związku z rzekomym zatajaniem informacji dotyczących sytuacji spółki przed wspólnikami, nic jeszcze nie wiadomo. Słyszymy jedynie, że skierowanie odpowiednich zawiadomień "jest obecnie analizowane".

Emilewicz: mamy ramy prawne i instytucjonalne, by przyspieszyć transfer nowych rozwiązań