Korupcja i niegospodarność podważają proeuropejskie siły polityczne od wewnątrz i wzmacniają pozycję Rosji – pisze Leonid Bershidsky w serwisie Bloomberg.

Wybory w Mołdawii, które odbyły się 24 lutego, nie trafiły na nagłówki gazet – pisze Leonid Bershidsky w serwisie Bloomberg. Jednak wiadomość o tym, że rząd Wielkiej Brytanii zdecydował o konfiskacie 500 tys. funtów niewytłumaczalnie bogatemu synowi byłego premiera Mołdawii – owszem. Korupcja i złe zarządzanie w kraju osłabiło proeuropejskie siły polityczne Mołdawii, za to ucieszyło prezydenta Rosji Władimira Putina, który najchętniej widziałby podobny rozwój wypadków w sąsiedniej Ukrainie.

W mołdawskich wyborach względnie prorosyjska Partia Socjalistyczna, poprzednio kierowana przez zwolennika Putina, Igora Dodona, zdobyła liczne głosy – ok. 31,3 proc. Prounijne stronnictwo ACUM zajęło drugie miejsce z 26,4 proc. Rządząca Partia Demokratyczna, kierowana przez najbogatszego człowieka Mołdawii, Władimira Plahotniuka, zajęła trzecie miejsce z 23,8 proc., a jednocześnie otrzyma drugą największą liczbę miejsc w Parlamencie dzięki nowemu systemowi wyborczemu, który łączy ordynację proporcjonalną na listy partyjne oraz głosowanie first-past-the-post (FPTP).

Efekt jest taki, że Mołdawianie są zdezorientowani, którą z trzech możliwych dróg obierze ich kraj: drogę ku ściślejszej integracji z Rosją, pójście ścieżką wspieranego przez UE modelu rozwoju lub pozostanie na drodze zawłaszczania państwa przez wszechmocnego oligarchę, który praktycznie jest właścicielem kraju.

>>> Czytaj też: Pompeo: Rosja ma wielkie plany zdominowania Europy. Może próbować otworzyć tu drugi front

Reklama

Istnieje jednak czwarta opcja: odejść. Frekwencja na poziomie 49 proc. była niska według standardów europejskich, ale liczba obywateli Mołdawii mieszkających poza granicami kraju szacowana jest na od 500 tys. do 1 miliona. Oficjalne statystyki pokazują, że populacja Mołdawii utrzymuje się na poziomie 3,5 miliona. W ubiegłym roku Dodon uznał wyludnienie za największy problem kraju.

Mołdawianie wyjeżdżają z tych samych powodów, co obywatele sąsiedniej Ukrainy: zarówno Europa, jak i Rosja oferują lepsze możliwości zatrudnienia, przy czym żadne z nie wymaga wiz. Mołdawia zapewniła system bezwizowy w UE w 2014 r., trzy lata wcześniej niż Ukraina. Chociaż oba kraje podpisały umowy stowarzyszeniowe z UE w 2014 r., Mołdawia wkroczyła na europejską ścieżkę długo przed swoim większym sąsiadem – w 2009 r., gdy nowopowstała koalicja proeuropejska, po masowych protestach, pomogła przełamać władzę partii komunistycznej.

Na czele proeuropejskiej koalicji, w której pokładano nadzieje w Brukseli i Waszyngtonie, stał Władimir Filat – premier Mołdawii do kwietnia 2013 roku. To jego syn, Vlad Luca Filat, którego wydatki na Bentleya i luksusowe mieszkanie niedawno zwróciły uwagę brytyjskiej Narodowej Agencji ds. Przestępstw (NCA). Tymczasem były premier odsiaduje wyrok dziewięciu lat za udział w zniknięciu 1 miliarda dolarów – około jednej ósmej produkcji gospodarczej Mołdawii – z trzech mołdawskich banków w 2014 roku.

>>> Czytaj też: Bershidsky: Ukraina wciąż nie może otrząsnąć się ze starego reżimu [OPINIA]

Po kilku latach entuzjazmu wobec europejskiej orientacji Mołdawii, Unia Europejska nie ukrywa swojego rozczarowania. W kwietniu zablokowała 100 milionów euro przeznaczonych na pomoc, by wyrazić niezadowolenie z tempa reform wyborczych i korupcji w Mołdawii. Następnie, w listopadzie, Parlament Europejski oświadczył, że kraj został „ujęty przez oligarchiczne interesy z władzą gospodarczą i polityczną skupioną w rękach niewielkiej grupy ludzi mających wpływ na parlament, rząd, partie polityczne, administrację państwową, policję, sądownictwo i media”. PE przywołał także problem reform wyborczych i unieważniony (z technicznego punktu widzenia) wybór prounijnego polityka na burmistrza Kiszyniowa, stolicy Mołdawii.

Wspomniane „interesy oligarchiczne” to biznesy Plahotniuka, który jest właścicielem największych winiarni w Mołdawii, przedsiębiorstw energetycznych i metalowych, banków oraz mediów, a także międzynarodowego lotniska w Kiszyniowie. Nie jest przy tym przyjacielem Rosji – tuż przed mołdawskimi wyborami Kreml oskarżył go o pranie brudnych pieniędzy. Mimo to Plahotniuc, oprócz mołdawskiego i rumuńskiego paszportu, ma ponoć również rosyjski. Plahotniuc w grze politycznej gra na siebie. I chociaż jest niepopularny, to jego partia – dzięki głębokim kieszeniom – nadal zdobywa głosy i kontroluje kluczowe instytucje.

Jednak dla Kremla rządy Plahotniuka są darem niebios. Dewaluują prozachodnią retorykę w oczach wyborców, podkopując poparcie polityków bardziej pryncypialnych – takich jak lider ACUM Andrei Nastase, którego wybór na burmistrza Kiszyniowa został unieważniony w zeszłym roku. Wzmocniło to także socjalistów. Nie odnieśli decydującego zwycięstwa, ale chaos i niestabilność to wystarczająco dobre warunki dla Putina. Jeśli skierowanie Mołdawii w stronę Rosji w ogóle jest możliwe, „Europa” musi stać się brudnym słowem. By tak się stało, potrzeba zarówno rozczarowania niewystarczającą pomocą UE, jak i głębokiego oburzenia z powodu „proeuropejskiego” establishmentu politycznego.

Pieniądze i władza Plahotniuka mają siłę przekonywania: pomogły mu rozszerzyć jego frakcję parlamentarną z 19 do 42 prawodawców od czasu wyborów w 2014 roku. Oligarcha ogłosił, że jest otwarty na koalicję, ale pozostałe strony zdają sobie sprawę, że taki ewentualny związek może zaszkodzić ich poparciu. Kolejne wybory zapewne będą mieli podobny wynik. To nie problem dla Kremla: Rosja może sobie pozwolić na czekanie.

Wydaje się, że Putin planuje podobną strategię wobec Ukrainy. Może nie mieć tam silnego faworyta w wyścigu prezydenckim, ale ktokolwiek zwycięży, będzie łączyć retorykę proeuropejską z oligarchią: prezydent Petro Poroszenko jest oligarchą, a inni kandydaci utrzymują bliskie związki z konkurentami. Jeśli Ukraina pójdzie w ślady Mołdawii, to 10 lat powinno wystarczyć, by zbliżenie się do Rosji ponownie stało się rozważaną opcją. Obecnie straty terytorialne są zbyt bolesne dla Ukrainy, ale już w Mołdawii, od której odłączyło się prorosyjskie Naddniestrze, jest coraz mniej żalu. Wyludnienie i narastające rozczarowanie ostatecznie działają na korzyść Putina.

Ani Mołdawia, ani Ukraina nie są skazane na to, by Kreml przeczekał ich proeuropejskie aspiracje. Aby temu zapobiec, obie strony powinny poważnie traktować budowanie instytucji i przestrzeganie europejskich zasad, a nie tylko płacenie im za czcze słowa. To jednak trudniejsze niż poleganie na postradzieckim zarządzaniu – na które najbardziej liczy Władimir Putin.

>>> Czytaj też: Już ponad 6 mln Ukraińców pracuje za granicą? Przelewy od nich to już prawie 14 proc. ukraińskiego PKB