Rewolucja na rynku pracy postępuje w bardzo szybkim tempie. Już 87 proc. firm umożliwia swoim kadrom pracę na osobistych urządzeniach. Czy wszędobylski proces personalizacji, który obserwujemy w różnych gałęziach gospodarki, powinien dotknąć także rynek zatrudnienia?

Jeśli konsumujemy wszystko na własnych warunkach, to dlaczego nie możemy tak samo produkować? – pyta retorycznie w artykule dla Quartza Allison Baum.

Nowoczesne biura zatrzymują nas w pracy przez wiele godzin. Chociaż, jak pokazują badania, przeciętny etatowy pracownik jest produktywny tylko przez niecałe trzy godziny (2 godz. 57 min.). Wpływa na to wiele czynników-rozpraszaczy, między innymi niepotrzebne prywatne rozmowy, multitasking czy nieoczekiwanie pojawiające się zadania. Innowacje powstają za to podczas spotykań obcych sobie ludzi, zadawania pytań czy burzy mózgów, na które w większości biur nie ma po prostu miejsca.

Powinniśmy postawić na głowie to, w jaki sposób pracujemy. Część zadań, które wymagają od nas produktywności, powinniśmy - zdaniem Baum - wykonywać poza biurem: tam gdzie chcemy, we własnym czasie i własnym tempie. Biura powinny być za to przestrzenią dla kreatywności, w której odbywałyby się spotkania z ludźmi i wymiana pomysłów. W takim modelu menedżer przestaje być opiekunem i strażnikiem, a staje się trenerem, który ma wydobyć z każdego pracownika jego wartość dla organizacji.

Taka przewrotnie zaprojektowana organizacja pracy może się okazać korzystna zarówno dla pracodawców, jak i pracowników. Optymalizuje bowiem pracę pod kątem produktywności, a nie obecności.

Reklama

>>> Polecamy: Masz obsesję na punkcie produktywności? Zrób sobie przerwę