Ograniczenia w sprzedaży na pewno się zmienią. Nie wiadomo tylko, czy zostaną zaostrzone, czy… złagodzone
Dokładnie rok po wprowadzeniu zakazu handlu w niedziele dyskusja o zasadności jego wdrożenia sięga zenitu. Co więcej, przyjmuje coraz bardziej karykaturalną formę. Przeciwnicy i zwolennicy ograniczeń przerzucają się danymi, z których wynika, że albo zakaz pozytywnie wpłynął na rynek i trzeba go jeszcze zaostrzyć, albo wręcz odwrotnie – powoduje upadek wielu małych sklepów i konieczne jest jego cofnięcie lub co najmniej złagodzenie. Oliwę na to wzburzone morze mógłby wylać rząd, ale ten raczej dolewa w tej sprawie oliwy do ognia. Z jednej strony premier, minister przedsiębiorczości i technologii oraz niektórzy posłowie rządzącej partii sugerują, że możliwe jest złagodzenie tych przepisów. Oni opierają się na informacjach od tych pracodawców, którzy wskazują, że zakaz niekorzystnie wpłynął na mikroprzedsiębiorstwa.
Z drugiej strony Sejm ma właśnie wznowić prace nad projektem posłów PiS, który zaostrza obecne rozwiązania (przede wszystkim ma uniemożliwić powoływanie się sklepów na status placówki pocztowej, dzięki któremu teraz mogą prowadzić działalność w niedziele). Z kolei resort pracy podkreśla, że czeka na wyniki oceny skutków wprowadzenia zakazu i obecnie nie pracuje nad żadnymi zmianami w tej sprawie. Jednocześnie sugeruje, że warto rozważyć szersze uregulowanie całego rynku (nie tylko kwestii pracy w handlu, ale zasad funkcjonowania całej branży). Nie dziwi więc, że zwolennicy i przeciwnicy zakazu za wszelką cenę starają się wywrzeć presję na wprowadzenie takich modyfikacji, które byłyby dla nich korzystne.

Jest dobrze

Okazją do merytorycznej debaty i opracowania wniosków na przyszłość mogła być zorganizowana w Sejmie konferencja "Ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele i święta oraz w niektóre inne dni – podsumowanie po rocznym okresie funkcjonowania". Jej gospodarzami byli: parlamentarny zespół na rzecz wspierania przedsiębiorczości i patriotyzmu ekonomicznego oraz rzecznik małych i średnich przedsiębiorców.
Reklama
– Przy okazji zmian prawnych zawsze mamy wygranych i przegranych. Rządzący powinni jednak otrzymać od środowiska realne dane, na podstawie których będą mogli podjąć decyzje dobre dla Polaków – tłumaczył Adam Abramowicz, rzecznik małych i średnich przedsiębiorców.
W trakcie konferencji reprezentanci pracodawców i związków zawodowych przedstawili wiele informacji o obserwowanych skutkach wdrożenia zakazu.
– W ubiegłym roku w handlu detalicznym ubyło o 4886 placówek mniej niż w 2017 r. Ta tendencja spadkowa wynika z wprowadzenia ustawy o ograniczeniu handlu, która jest propracownicza, prospołeczna i progospodarcza – wskazywał Alfred Bujara, szef handlowej Solidarności.
Indywidualne dane przedstawiali też reprezentanci pracodawców. Dla przykładu obroty Społem Poznańskiej Spółdzielni Spożywców w 2018 r. wzrosły o 4,1 mln zł (rok wcześniej tylko o 1,3 mln). Z kolei Naczelna Rada Zrzeszeń Handlu i Usług (NRZHiU) przytoczyła dane, z których wynika, że właściciele placówek małoformatowych (do 300 mkw.) odnotowali wzrosty sprzedaży w przedziale od 3 do 9 proc.
– Sprzedaż w niedziele w tych placówkach, w których handel mogą prowadzić sami właściciele, wzrosła kilkukrotnie – podkreśliła Mariola Roguska-Kopańczyk z NRZHiU.

Druga strona

Dość szybko okazało się jednak, że w trakcie konferencji głos zabierają wyłącznie zwolennicy zakazu. Wyjątkiem był Jerzy Romański, prezes Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń Kupców i Producentów. Wraz z Cezarym Kaźmierczakiem, prezesem Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, podpisał się pod petycją ponad 500 właścicieli małych sklepów, która wczoraj wpłynęła do kancelarii premiera. Apelują o cofnięcie zakazu handlu i wprowadzenie zasady, zgodnie z którą każdemu pracownikowi przysługują dwie wolne niedziele w miesiącu.
– To konferencja przygotowana z tezą ustawioną od samego początku – wskazał Jerzy Romański. – Ustawa sprowokowała wielkie sieci, zwłaszcza dyskonty, do agresywnej kampanii cenowej. Tego wnioskodawcy przepisów nie przewidzieli. Ta akcja cenowa wypchnęła z rynku wielu małych przedsiębiorców. Pan, panie rzeczniku, powinien o tym wiedzieć, bo przypomnę jest pan rzecznikiem małych i średnich przedsiębiorców, a nie związków zawodowych – dodał.
W odpowiedzi na te zarzuty Adam Abramowicz wskazał, że każdy mógł wziąć udział w konferencji, zaproszenie do uczestnictwa otrzymała m.in. Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji (zdeklarowany przeciwnik zakazu).
– Nie wzięliśmy w niej udziału, bo była zdominowana przez zwolenników zakazu. Konferencja pokazała tylko wycinek rynku, który ze zmian jest zadowolony. Nie odzwierciedliła rzeczywistej sytuacji w branży – wyjaśnia Renata Juszkiewicz, prezes POHiD.
Głos w sprawie oceny funkcjonowania ustawy ograniczającej handel zabrał też resort pracy. – To dobry moment na ocenę przepisów – wskazał Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej. – Potrzebna jest dyskusja na temat ustawy o funkcjonowaniu handlu, a nie tylko o ograniczeniu pracy w niedziele. Problemów do rozwiązania jest wiele – ubytek małych placówek, trudności z przejmowaniem takiej działalności przez osoby młode, ekspansja dużych sieci handlowych – podsumował wiceminister. ©℗

>>> Polecamy: Małe sklepy apelują o zniesienie zakazu handlu: upadło aż 16 tysięcy rodzinnych placówek