Paryż i Berlin chcą udowodnić eurosceptykom, zarzucającym im brak pomysłów dotyczących przyszłości zjednoczonej Europy, że grubo się mylą. Dlatego już na samym początku wyborczego wyścigu do europarlamentu (w Polsce wybory do PE odbędą się 26 maja) francuski prezydent Emmanuel Macron oraz szefowa niemieckich chadeków Annegret Kramp-Karrenbauer (najczęściej nazywana po prostu AKK) przypuścili epistolarną ofensywę. Listami do Europejczyków chcą udowodnić, że nie bronią jedynie swoich stołków i przywilejów.

Bitwa na listy

Macron i AKK o przyszłości Wspólnoty napisali dużo i w odmiennym tonie. Ten rozdźwięk został odczytany jako kryzys w relacjach francusko-niemieckich. Na przykład, gdy Macron zaproponował zasadnicze wzmocnienie Wspólnoty, AKK wzięła w obronę państwa narodowe. "Żadne europejskie superpaństwo nie jest w stanie osiągnąć celu, jakim jest Europa zdolna do działania. Instytucje europejskie nie mogą sobie rościć prawa do wyższości nad współpracą rządów krajowych" – podkreśliła.
Tak twarde postawienie sprawy mogło zaboleć Macrona, który od początku prezydentury w maju 2017 r. próbuje wskrzesić wizję europejskiego federalizmu. Zasadnicza odpowiedź AKK może również oznaczać, że francuski polityk będzie musiał pożegnać się z propozycjami powołania nowych unijnych urzędów, które zgodnie z jego wizją miałyby się zająć rozwiązywaniem szeregu problemów: począwszy od nieszczelnych granic, poprzez walkę ze zmianami klimatycznymi, na nieświeżej wołowinie trafiającej do europejskich sklepów kończąc.
Reklama
Francuzów ubodła też propozycja, by już na stałe jedyną siedzibą Parlamentu Europejskiego stała się Bruksela. Paryż od lat broni jak niepodległości siedziby PE w Strasburgu, choć przemieszczanie się z Brukseli do alzackiej stolicy tylko na cztery dni w miesiącu 751 eurodeputowanych wraz z personelem od dawna uchodzi za czysty – i bardzo kosztowny – absurd.
Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym wydaniu DGP albo tutaj.