Pewnego rodzaju bezwolność jest kosztem każdej unii. Historycznie wszystkie wspólnoty upadały w momencie, w którym ich uczestnicy dochodzili do wniosku, że nie realizują one ich interesów
Wielka Brytania nie wyjdzie z Unii Europejskiej 29 marca – w czwartek wieczorem brytyjski parlament przyzwolił rządowi na dalsze negocjacje z Brukselą. Chaos trwa, choć najczarniejszy scenariusz wydaje się oddalać.
Twardy brexit miałby kolosalne konsekwencje przede wszystkim dla handlu. Dzień po wyjściu wszystkie unijne rozwiązania w ramach wspólnego rynku między Londynem a Unią zostaną zastąpione przez zasady Światowej Organizacji Handlu, które nie przystają do ogromnej intensywności wymiany handlowej w UE. Nic więc dziwnego, że obie strony cały czas szukają sposobów uniknięcia takiej sytuacji. Polska jest przekonana, że trzeba zrobić wszystko, by uniknąć brexitu bez umowy. Kryzys ratyfikacyjny to problem Londynu, ale jego konsekwencje są wyzwaniem dla całej Unii.
Na ile realne jest na Wyspach drugie referendum w sprawie brexitu?
W polskim interesie jest, aby Wielka Brytania pozostała w UE, ale wątpię, by rozpisano drugie referendum – zresztą w czwartek po raz kolejny taki wniosek przepadł w głosowaniu. No, chyba że doszłoby do radykalnego pogłębienia kryzysu parlamentarnego wywołanego brexitem. Pamiętajmy jednak, że jego wynik nie musiałby być inny niż w 2016 r. Jest to jednak całkowicie wewnętrzna sprawa Brytyjczyków.
Reklama
Zakładając, że drugie referendum zostałoby jednak rozpisane i że tym razem Brytyjczycy zagłosowaliby za pozostaniem w UE, oznaczałoby to, że członkiem Unii jest kraj z ogromną grupą eurosceptyków.
Tak, to mogłoby prowokować do bardzo mocnych reakcji tych, którzy chcieli porzucenia UE. Ale, proszę zauważyć, że niezadowolenie z Brukseli nie jest tylko problemem Wielkiej Brytanii. Tę niechęć widać w niemal całej UE – nawet w państwach założycielskich. Jej poziom jest obecnie bezprecedensowo wysoki. To zła wiadomość, bo z naszej perspektywy byłoby lepiej, gdyby Unia wyszła z kryzysu i pozostała stabilnym otoczeniem handlowym i politycznym. Wymaga to poważnej rozmowy o reformie i adaptacji UE do współczesnych warunków politycznych.
Jaka będzie Unia bez Wielkiej Brytanii? To państwo o olbrzymim potencjale gospodarczym, liczące 66 mln mieszkańców.
Z pewnością zostanie naruszona równowaga polityczna w sprawach handlu, gospodarki i bezpieczeństwa – bez Londynu wzrośnie ryzyko podejmowania w UE po prostu złych decyzji. Mamy tego świadomość. Dlatego premier Mateusz Morawiecki koncentruje się na konsolidacji politycznej krajów o podobnych poglądach na rynek i bezpieczeństwo. Przejawem tego był list premierów 17 szefów rządów, który zobowiązuje przyszłą Komisję Europejską, by kwestie wspólnego rynku, usuwania barier w handlu, dokończenia budowy rynku cyfrowego stały się priorytetami UE. Przygotowujemy się do funkcjonowania w UE po brexicie.
Tym listem chciano pokazać Niemcom i Francji, że nie będzie zgody na ich dalszą dominację w zjednoczonej Europie?
Ten list nie jest skierowany przeciwko komukolwiek. To po prostu bardzo silny głos pokazujący, czym Unia powinna się zająć – jesteśmy przekonani, że wspólny rynek wymaga obrony, bo jego przyszłość nie jest pewna z powodu rosnącego niezadowolenia z projektu europejskiego i fali protekcjonizmu, czasem pod unijną flagą. Ostatnie trzy lata spędziliśmy na negocjacjach blokowanych przez państwa uchodzące za najbardziej proeuropejskie, przykładami są choćby pakiet towarowy czy dyrektywa notyfikacyjna. Tymczasem w wielu krajach najważniejszą kwestią polityczną jest pytanie o dobrobyt. Jeżeli nie padnie odpowiedź, że można go osiągnąć jedynie dzięki wspólnemu rynkowi, to w końcu wygra protekcjonizm. Wtedy proces degradowania Wspólnoty jako gospodarki globalnej znacznie przyspieszy.
Treść całego wywiadu można przeczytać w piątkowym wydaniu DGP albo tutaj.