W rozmowach prowadzonych w sobotę na ulicach Stambułu tureccy wyborcy mówią PAP, na kogo zagłosują w niedzielnych wyborach samorządowych i dlaczego. Część twierdzi, że jest rozczarowana obecnym klimatem politycznym i nie będzie głosować w ogóle.

W sondażach przedwyborczych prowadzi Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. W dużych ośrodkach miejskich, takich jak Stambuł, po piętach depcze jej jednak lewicowa Partia Ludowo-Republikańska (CHP).

30-letni Ekrem mieszka w prestiżowej dzielnicy Cihangir, w której znajduje się wiele najlepszych w Stambule sklepów i kawiarni. Z zawodu dziennikarz, kilka lat temu stracił pracę z powodów politycznych. Od tego czasu jest niezależnym konsultantem od PR.

„Dużo już w tym kraju widzieliśmy, ale obecna kampania to kolejne dno – mówi PAP Ekrem. - Z jednej strony groźby i oskarżenia, z drugiej nęcenie elektoratu niższymu cenami pomidorów i darmowym internetem. Poziom przedwyborczej dyskusji w zasadzie bliski zera. Żadna ze stron nie zaprezentowała programu wyborczego, który miałby na celu faktyczną poprawę naszego życia.”

Jako przykład podaje kamienne schodki, którymi codziennie rano zbiega ze swojego domu w dół miasta, w kierunku Bosforu. „Są w coraz gorszym stanie. Coraz bardziej boję się, że któregoś dnia skręcę sobie na nich kark. Takich schodów w Stambule są setki. Czy ktoś kiedykolwiek obiecał nam, że je porządnie odrestauruje?”

Reklama

Ekrem, który określa swoje poglądy jako postępowe, twierdzi, że żadna ze stron nie zdołała w tych wyborach sformułować programu, który mógłby go zainteresować.

„Mało się słyszy na przykład o zanieczyszczeniu środowiska, a dużo, szczególnie ze strony rządu, o nowych, wielkich, naprawdę wielkich, inwestycjach. I nikt, dosłownie nikt nie odważy się dziś powiedzieć publicznie, że nie podoba mu się jakiś most czy lotnisko albo kanał, bo obecnie taka wypowiedź to nie jest zwyczajne rozpoczęcie dyskusji, a krytyka głowy państwa” - mówi.

To wszystko sprawiło, że Ekrem, kiedyś aktywnie uczestniczący w anytrządowych demonstracjach, wyłączył się z życia politycznego i nie chodzi na wybory. „Mam dosyć polityki i tureckich polityków. Nawet nie chcę o tym mówić” – mówi Ekrem i odchodzi, ale po chwili wraca.

„Proszę napisać, że u nas teraz w Turcji, nawet jak się dyskutuje o wyborach wójta w małej wiosce, to prezydent nam mówi, że to jest sprawa życia i śmierci. Tak się przecież nie da żyć” - dodaje.

Na placu Taksim, niedaleko mieszkania Ekrema, w dużym białym namiocie z napisem „Totalna walka z inflacją” pracownicy władz samorządowych miasta sprzedają tanie warzywa i owoce. Ziemniaki i cebula kosztują tu tylko dwie liry za kilogram, pomidory i jabłka – trzy, a bakłażany – cztery i pół. Wzdłuż drewnianej lady z produktami ustawiła się długa kolejka. Przeważają skromnie ubrane kobiety, niektóre w chustach na głowie, ale są też starsi mężczyźni.

Jeden z nich, 65-letni Hasan, mówi, że zaopatruje się tu we wszystkie warzywa i owoce dla siebie i swojej żony. „Nie mam pracy. Żyjemy ze skromnej emerytury. Do tej pory jakoś wiązaliśmy koniec z końcem, ale odkąd ceny żywności poszły w górę, jest ciężko” – mówi PAP.

„Tylko dzięki temu, że tutaj można kupić wszystko taniej, jakoś sobie radzimy. Zawsze głosowaliśmy na AKP i tym razem też tak zrobimy” - podkreśla.

Hasan mówi, że niedawno poszedł na jedno ze spotkań Erdogana z wyborcami w Stambule. Uważa, że prezydent robi, co może, aby pomóc ludziom. „To, co mówi, ma sens. Turcja jest potężnym krajem. Wszyscy nam zazdroszczą Stambułu, chcieliby, żebyśmy upadli. Stąd ta konspiracja, żeby nas osłabić” - przekonuje.

Spotkana na odchodzącej od Taksim głównej ulicy Stambułu Istiklal 40-letnia nauczycielka Hanife mówi PAP, że pochodzi ze starej stambulskiej rodziny i tak jak jej rodzice, a wcześniej dziadkowie, zawsze głosuje na świecką, kemalowską CHP. W tym roku też pójdzie głosować, ale po raz pierwszy od pięciu lat nie weźmie udziału w żadnej obywatelskiej inicjatywie pilnowania wyborczych urn.

„Zawsze byłam ochotniczką Oy Ve Otesi (tureckiej NGO, które zajmuje się obserwowaniem urn wyborczych - PAP). Ale to, co się stało rok temu w czasie wyborów prezydenckich, bardzo mnie rozczarowało. Nawet nie chodzi o to, że wygrał Erdogan, ale o to, że kandydat CHP Muharrem Ince przyznał mu zwycięstwo, zanim jeszcze skończyliśmy liczyć głosy. Cała afera otworzyła mi oczy na fakt, że CHP mimo tego, co twierdzi, nie ma skutecznej metodologii na sprawdzenie wyników wyborów. Cały nasz wysiłek, walka o sprawiedliwe wyniki, poszedł na marne. Nikomu już nie ufam” – mówi Hanife ze smutkiem.

Mieszkająca w kurdyjskiej dzielnicy Tarlabasi, niedaleko głównej siedziby prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP), Ebru mówi, że też zagłosuje na CHP.

„Jestem Kurdyjką. W Stambule mieszkam od 10. roku życia. Moi rodzice przeprowadzili się tu z Diyarbakiru, bo szukali pracy. Normalnie cała rodzina oddałaby głos na HDP, ale w Beyoglu (poddzielnicy Tarlabasi - PAP) w tych wyborach nie mamy swojego kandydata. Mój ojciec był na spotkaniu z partią i powiedziano mu, że kandydat CHP w Beyoglu to dobry wybór. Głosujemy więc na CHP” - mówi.

>>> Czytaj też: Czy chwiejny kurs liry tureckiej wpłynie na popularność Erdogana?