"W czasie, gdy NATO obchodzi w tym tygodniu swoją 70-lecie, ten wyjątkowy, często ociężały sojusz 29 państw mierzy się z jednymi z największych wyzwań w swojej historii" - uważają autorzy tekstu, byli ambasadorowie USA przy NATO, Nicholas Burns i Douglas Lute.

Ich zdaniem, choć organizacja "wciąż jest najsilniejszym światowym sojuszem wojskowym, największym zagrożeniem dla niej jest brak silnego, stanowczego przywództwa amerykańskiego prezydenta, po raz pierwszy w historii organizacji". "Począwszy od ojca założyciela NATO prezydenta Harry'ego S. Trumana, każdy z naszych prezydentów uważał NATO za istotne dla interesów Ameryki. Prezydent (Donald Trump) wybrał radykalnie inną drogę" - czytamy.

Zdaniem dyplomatów Sojusz Północnoatlantycki nigdy wcześniej nie miał w swoich szeregach amerykańskiego przywódcy, który - jak się zdaje - w NATO by nie wierzył. Autorzy podkreślają, że Trump kwestionował kluczowe zobowiązanie sojuszników w NATO, zawarte w art. 5 traktatu, a mówiące o tym, że atak na któregokolwiek z sojuszników będzie traktowany jak atak na wszystkich członków organizacji; że słabo bronił NATO przed najbardziej agresywnym wrogiem organizacji, prezydentem Rosji Władimirem Putinem; oraz regularnie krytykował europejskich przywódców demokratycznych, jak kanclerz Niemiec Angela Merkel.

"Trump jako pierwszy nazwał Unię Europejską +wrogiem+ (...) USA" - przypominają Burns i Lute.

Reklama

Autorzy jednocześnie podkreślają, że "na szczęście ogromna większość republikańskich i demokratycznych liderów w Kongresie nie zgadza się z Trumpem w kwestii wartości, jaką NATO stanowi dla Stanów Zjednoczonych". Powinni przegłosowywać ustawy pozwalające im na potwierdzenie amerykańskiego zobowiązania z artykułu 5 i wymagać zgody Kongresu, gdyby Trump chciał osłabić amerykańskie zobowiązania wobec NATO czy wycofać USA z Sojuszu - uważają byli przedstawiciele tego kraju przy NATO.

Burns i Lute zauważają też, że krytycy organizacji, którzy zgadzają się z Trumpem, przedstawiają trzy główne argumenty dla potwierdzenia zasadności kwestionowania Sojuszu.

Zgodnie z pierwszym z nich, głównym i zrealizowanym już celem NATO było doprowadzenie do końca zimnej wojny; "WP" zauważa w tym kontekście, że "nie biorą oni pod uwagę rosyjskiej kampanii destabilizacji członków NATO Estonii, Łotwy, Litwy i Polski" czy "ataków Putina na amerykańskie i europejskie wybory w latach 2016-2018, których celem było osłabienie demokracji".

Drugim argumentem Trumpa - kontynuują dyplomaci - jest zarzut, że sojusznicy wykorzystują USA. "Niski poziom wydatków na obronę w Europie rzeczywiście jest problemem dla przyszłości NATO. (...) Ale sojusznicy przez ostatnie cztery lata z rzędu realnie zwiększyli wydatki na obronę, (...) w sumie o 87 mld dolarów" - czytamy w "WP". Autorzy uważają, że Trump powinien naciskać na europejskich sojuszników, by zwiększali wydatki, "jednocześnie przemieniając się z głównego krytyka w jednoczącego lidera, którego NATO rozpaczliwie potrzebuje".

Trzecia oś krytyki wobec NATO - czytamy - wiąże się z opinią, że Sojusz "już nie przyczynia się znacząco na rzecz bezpieczeństwa USA". "Rozważmy fakty" - zachęcają w "WP" amerykańscy ambasadorowie, przypominając m.in., że sojusznicy z NATO przyszli z pomocą USA po zamachach z 11 września 2001 r., wysłali wojska do Afganistanu, gdzie "większość z tych państw pozostaje w terenie po dziś dzień" wraz z żołnierzami amerykańskimi, walczą "w udanej kampanii, której celem jest pokonanie kalifatu Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku", prowadzą operacje antyterrorystyczne w Afryce czy przyjęli na siebie obowiązek utrzymywanie pokoju w Bośni i Hercegowinie.

Burns i Lute zauważają ponadto, że dzięki bazom wojskowym w krajach sojuszniczych "USA są o kontynent bliżej, by powstrzymywać Rosję" i mierzyć się z zagrożeniem terrorystycznym na Bliskim Wschodzie i w Azji Południowej.

"Rzeczywistość jest taka, że w ogólnym rozrachunku NATO jest korzystne dla Stanów Zjednoczonych ze względów politycznych, ekonomicznych i wojskowych" - czytamy w "WP".

Autorzy ostrzegają, że w najbliższej dekadzie USA będą mierzyć się z autorytarnymi Chinami i Rosją. "Pierwsza będzie walka idei, w której Moskwa i Pekin będą coraz silniej przekonane o wyższości ich systemów", a Stany Zjednoczone będą potrzebowały demokratycznych sojuszników z NATO, by "odrzucić autorytarny model w tej nasilającej się globalnej debacie" - czytamy. "Sojusznicy będą też kluczowi w walce technologicznej" - dodają dyplomaci.

Ich zdaniem, "zmagając się z tymi wyzwaniami, USA będą dużo silniejsze w NATO niż osamotnione". "NATO nie jest tylko historią z przeszłości, ale jest niezbędne, jeśli Amerykanie chcą osiągnąć trudny cel, który nam przyświeca od II wojny światowej - bezpieczną Ameryką ze zjednoczoną, demokratyczną i pokojową Europą jako najbliższym sojusznikiem" - podsumowują w "WP" byli ambasadorowie USA przy NATO.

>>> Czytaj też: Niemieckie media o nieodzowności NATO: Zimna wojna nie stała się gorąca