Spór o postęp bywa często odmalowywany jako starcie tych, którzy przyszłość witają z otwartymi ramionami, z tymi, którzy jutra panicznie się boją. Mam jednak wrażenie, że w prawdziwym życiu ten spór wygląda zupełnie inaczej.
Można to dobrze pokazać na przykładzie scysji o postęp technologiczny, która rozgrywa się właśnie na naszych oczach. Najnowsza jej odsłona dotyczy innowacji, które przynosi rozwój sztucznej inteligencji. Nie chodzi tu o SI rozumianą radykalnie – jako autonomiczny supermózg równy człowiekowi – lecz o takie rozwiązania, które np. umożliwiają przetwarzanie w czasie rzeczywistym ogromnych baz danych i wyciąganie z nich akurat tego, co jest nam potrzebne. Tak rozumiana sztuczna inteligencja nie jest już niczym egzotycznym, nie kojarzy się nawet z filmem science fiction o przejęciu kontroli nad światem przez zbuntowane roboty.
To technologie w rodzaju coraz bardziej inteligentnych baz danych, zautomatyzowanej pomocy przy stawianiu diagnoz medycznych czy po prostu smartfonowych asystentów osobistych lepiej dopasowujących się do ludzkich potrzeb. Oczywiście każdy już wie, że wszystkie te technologie są pracooszczędne – to znaczy eliminują zapotrzebowanie na wiele zajęć wykonywanych dotąd przez żywych ludzi (np. personel administracyjny).
Reklama