ikona lupy />
Ariel Ciechański adiunkt w Instytucie Geografii i Zagospodarowania Przestrzennego im. Stanisława Leszczyckiego PAN, specjalizuje się w tematyce geografii transportu i wykluczenia transportowego. Autor m.in. publikacji z zakresu przekształceń własnościowych przedsiębiorstw transportowych, rozwoju i regresu kolei oraz geografii turyzmu - fot. mat. prasowe / DGP
Wszyscy mówią teraz o zapaści transportu publicznego, wszyscy teraz się na tym znają. Nawet rządzący wzięli ten temat na tapetę.
ARIEL CIECHAŃSKI, adiunkt w Instytucie Geografii i Zagospodarowania Przestrzennego im. Stanisława Leszczyckiego PAN: Jestem zaskoczony, że chce pan ze mną poważnie rozmawiać o tym problemie. Dotychczas wy, dziennikarze, byliście zainteresowani tym tylko wtedy, gdy strajkowali kolejarze albo pracownicy przedsiębiorstw transportu miejskiego. Dopiero kilka lat temu odkryliście, że mamy w Polsce regiony, do których nie dojeżdża żaden środek komunikacji publicznej. Ileż to lat trzeba było czekać, aż zaczniemy zwracać uwagę na ten problem.
Co jest nie tak z naszą polityką transportową?
Reklama
W tym roku możemy obchodzić 30. rocznicę rozpoczęcia procesu dezintegracji transportu publicznego. Przez te trzy dekady nasze elity polityczne nie potrafiły stworzyć nawet zrębów polityki transportowej. Trudno w to uwierzyć, lecz cały czas dyskutowano głównie o tym, że musi ona powstać. Więc żyjemy teraz w kraju, w którym nie ma tak podstawowej rzeczy, jak synchronizacja rozkładów jazdy, bo o ujednoliceniu systemu taryfowo-biletowego nie śmiem marzyć. To przygnębiająca konstatacja, ale nie dorobiliśmy się nawet rzeczy elementarnej, która działa w Szwajcarii, Austrii, Niemczech, Czechach czy na Słowacji – w tych państwach pasażerowie mogą sprawdzić połączenia wszystkich przewoźników w kraju na jednym portalu internetowym.
Skoro tyle dyskutowano, to może powstały strategiczne dokumenty dotyczące rozwoju transportu publicznego?
Nic z tych rzeczy. Powtarzane przez polityków w prywatnych rozmowach tezy o państwie teoretycznym idealnie wpisują się w nasze rozważania. Na dodatek zainteresowanie problemami transportowymi odżywa u nas w rytmie kalendarza wyborczego i – jak na kampanię przystało – sprowadza się to głównie do skrótów myślowych i ogólnikowych obietnic. Nigdy nie widziałem na własne oczy ani też nie słyszałem poważnej, systemowej refleksji dotyczącej kondycji transportu publicznego, zarówno w skali regionalnej, jak i ogólnokrajowej.