Zwycięstwo Socjaldemokratycznej Partii Finlandii (SDP) w zakończonych w niedzielę wyborach nie było oczywiste, zanim nie przeliczono wszystkich głosów. Ostatecznie po ogłoszeniu wstępnych wyników socjaldemokraci z 17,7 proc. poparciem mogą liczyć na 40 miejsc w parlamencie, w którym zasiada 200 deputowanych. Partia Finowie (PS), profilowana jako eurosceptyczna, narodowo-konserwatywna i kojarzona główne z antyimigrancką retoryką, osiągnęła 17,5 proc. wynik i zdobyła 39 mandatów.

W wyborach, w których zanotowano największą od 1991 r. frekwencję (ponad 72 proc.), o zwycięstwie SDP przesądziło ok. 6,8 tys. głosów.

Podobny wynik do SDP i PS zanotowała konserwatywno-liberalna Koalicja Narodowa (KOK) - 17 proc. poparcie i 38 mandatów.

"W Finlandii zwykło się mówić po wyborach, że tworzenie rządu będzie wyjątkowo trudne" – przypomniał największy fiński dziennik "Helsingin Sanomat" - ale tym razem jest to "bliższe prawdy niż kiedykolwiek wcześniej". W parlamencie – kontynuuje gazeta - jest duża liczba "średnio dużych" partii, a to powoduje, że w rządzie trzeba będzie pójść na więcej kompromisów. Pierwszy raz w historii kraju zdarzyło się, że żadna z partii nie osiągnęła przynajmniej 20 proc. wyniku.

Reklama

W nowym składzie parlamentu "pozycja największej partii jest słabsza niż kiedykolwiek wcześniej w czasach niepodległej Finlandii" – podkreślił z kolei fiński nadawca Yle.

Lider PS Jussi Halla-aho zebrał najwięcej głosów w skali kraju – ok. 30,7 tys. Obecny europarlamentarzysta stał się najbardziej popularny nawet w tradycyjnym "czerwono-zielonym" zagłębiu helsińskiej robotniczej dzielnicy Kallio. Na lidera zwycięskiej SDP Anttiego Rinne głos oddało łącznie ok. 12 tys. osób.

"Największym przegranym" wyborów – oceniła prasa - jest Centrum Finlandii (KESK) premiera Juhy Sipili, która z historycznie słabym wynikiem - 13,8 proc., będzie mieć 31 miejsc w Eduskuncie (parlamencie). Poprzednie wybory partia Sipili wygrała z wynikiem 21,1 proc., otrzymując 49 mandatów.

Gdy ostatnim razem SDP wygrywała wybory w 1999 r. i utworzyła rząd pod wodzą Paavo Lipponena, miała 22,9 proc. poparcie.

Według "Helsingin Sanomat" SDP zacznie negocjacje, ale nie w "świątecznym nastroju", przynajmniej takim, jaki był spodziewany przed wyborami. Dziennik dodał, że pozycja Rinnego (m.in. byłego szefa związków zawodowych) jako lidera partii, pomimo zwycięstwa, "nie jest mocna" i "raczej nie będzie on też zbyt mocnym" możliwym przyszłym premierem.

Po ogłoszeniu wyników Antti Rinne zapowiedział, że wyśle do innych partii zapytania i na podstawie otrzymanych odpowiedzi zdecyduje, w jakim składzie partyjnym rozpoczną się negocjacje. W poniedziałkowym programie telewizyjnym poinformował też, że celem jest, aby skład rządu był gotowy do końca maja. Przyznał równocześnie, że "jest nieprawdopodobne", aby PS było w kierowanym przez niego rządzie, a najważniejszy dla współpracy koalicyjnej jest "wspólny system wartości".

Dziennik "Ilta-Sanomat" zwrócił uwagę, że lider PS Halla-aho po wyborach chce "zachować wszystkie opcje koalicyjne" i już skierował się w stronę innych ugrupowań, "zmiękczając" ton wypowiedzi o "zakończeniu szkodliwej dla Finlandii imigracji" i jednocześnie dopuścił taką, która "nie zagraża Finom ekonomicznie czy w inny sposób".

Partia Finowie wchodziła w skład rządu kierowanego przez Juhę Sipilę do połowy 2017 r., kiedy to Halla-aho został wybrany na nowego lidera partii. Wtedy ze względu na "spór o wartości" KESK, jak i KOK odmówiły dalszej współpracy z PS. W samej partii doszło do rozłamu.

Oficjalne wyniki wyborów mają być ogłoszone w środę.

Przemysław Molik (PAP)