W ostatnich tygodniach inwestorów zaskoczyło parę dosyć przykrych informacji. Po pierwsze, motywem przewodnim rozpoczynającej się kampanii wyborczej w Polsce stały się nieoczekiwanie hojne obietnice zwiększenia świadczeń socjalnych oraz obniżenia podatków. Po drugie, opublikowano dane wskazujące na znaczący odpływ inwestorów zagranicznych z krajowego rynku obligacji. Czy należy się martwić?

Jeszcze w połowie listopada wydawało się, że rok 2018 okaże się dla rynku polskich obligacji wyraźnie gorszy od poprzedniego. W kolejnych tygodniach na rynku nieoczekiwanie zagościła hossa. Za główną przyczynę wzrostu cen należy uznać wydarzenia na rynku amerykańskim, gdzie w obliczu niepewności dotyczącej perspektyw globalnej koniunktury praktycznie wygasły oczekiwania na podwyżki stóp procentowych po 2018 roku. Rentowność spadała również na rynkach długu strefy euro, gdzie zauważalne było spowolnienie wzrostu. W Polsce z kolei, mimo wysokiej dynamiki PKB, pogorszeniu uległy odczyty wskaźników koniunktury, a inflacja nieoczekiwanie ukształtowała się głęboko poniżej celu NBP. Wydarzeniom tym początkowo towarzyszył głęboki spadek notowań ropy naftowej.

W styczniu i lutym na polskim rynku obligacji przeważała już opinia, że w obliczu oczekiwanego spowolnienia gospodarczego i niskiej inflacji nie jest oczywiste, że kolejną decyzją władz monetarnych odnośnie stóp procentowych będzie ich podwyżka. Dodatkowych argumentów dostarczył rząd, zamrażając ceny energii elektrycznej i unieważniając tym samym projekcję inflacyjną NBP z listopada, zgodnie z którą ceny towarów i usług konsumpcyjnych miały wzrosnąć w 2019 o 3,2%. W tę prognozę nie wierzył zresztą chyba nawet sam bank centralny, ostatecznie w marcu obniżając ją do 1,7% w kolejnym wydaniu projekcji.

>>> Czytaj też: Mniej niż zero, czyli inwestycyjny kłopot Europy

Jednym z większych zaskoczeń w roku 2018 była bardzo dobra sytuacja budżetu państwa. Deficyt, planowany początkowo w kwocie 41,5 mld zł, według wstępnych szacunków wyniósł zaledwie 10,4 mld zł, do czego przyczyniły się przede wszystkim wyższe niż planowano wpływy z podatków oraz niższy deficyt w sektorze ubezpieczeń społecznych, skutkujący obniżoną dotacją na rzecz Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Nie ma wątpliwości, że do tak dobrej kondycji finansów publicznych przyczynił się nieoczekiwanie wysoki wzrost gospodarczy w 2018 roku. Trudno jednak nie dostrzec wysiłków rządu na rzecz poprawy ściągalności podatków. Reasumując, obraz polskiej gospodarki w tym czasie można było podsumować następującymi hasłami: niska inflacja, spadająca, choć wciąż wysoka dynamika PKB, deficyt budżetowy pod kontrolą, niskie stopy procentowe przez kolejne kilka lat. Krótko mówiąc, dosyć zachęcające środowisko do inwestowania w obligacje skarbowe.

Reklama

Ogłoszenie obietnic wyborczych rządzącej partii pod koniec lutego okazało się przykrą niespodzianką dla inwestorów. O ile rynek był przygotowany na pewne poluzowanie polityki budżetowej, o tyle propozycje zwiększenia świadczeń socjalnych, wypłaty dodatkowych emerytur, zmian w podatkach oraz dodatkowych wydatków na transport publiczny, skutkujące kosztami rzędu 20 mld zł w tym roku i 40 mld zł w latach kolejnych, przekraczały oczekiwania inwestorów. Trzeba tutaj wspomnieć, iż po roku 2013 rynki przyzwyczaiły się, iż polityka fiskalna stanowiła źródło raczej pozytywnych zaskoczeń. Tymczasem po lutowych zapowiedziach rządu wydaje się, że o ile w 2019 roku deficyt budżetowy nie powinien znacząco wzrosnąć, o tyle w kolejnych latach, kiedy skutki finansowe wprowadzenia pakietu fiskalnego będę już w pełni odczuwalne, ujemne saldo sektora finansów publicznych może niebezpiecznie zbliżyć się do 3% PKB.

Kolejna niekorzystna informacja, jaką opublikowano w ostatnich tygodniach, dotyczyła zaangażowania inwestorów zagranicznych na krajowym rynku skarbowych papierów wartościowych. Spadło ono w styczniu i lutym aż o 19,1 mld zł, do kwoty 172,3 mld zł, stanowiącej 26,0% zadłużenia w tego rodzaju papierach. Czy spadek tego rzędu należy uznać za duży? Raczej tak, ponieważ przez cały 2018 rok zagranica pozbyła się obligacji wartości 11,3 mld zł. Warto również spojrzeć na historię tego rodzaju inwestycji z nieco dłuższej perspektywy. Jeszcze w 2008 roku, w apogeum światowego kryzysu finansowego, w portfelach zagranicznych utrzymywane były skarbowe papiery wartościowe o wartości 55,9 mld zł, co stanowiło 13,3% całości emisji skarbowego długu emitowanego w kraju. W kolejnych latach zaangażowanie inwestorów zagranicznych rosło, sięgając 211,8 mld zł w czerwcu 2017 roku, co stanowiło 33,8% emisji. W ujęciu procentowym najwyższe zaangażowanie nierezydentów, 41,9%, zanotowano już w czerwcu 2014 roku, było ono jednak wyjątkowo wysokie w wyniku przeprowadzonego w lutym przejęcia i umorzenia większości obligacji skarbowych z portfeli otwartych funduszy emerytalnych. Ogólnie rzecz biorąc, po roku 2012 zaangażowanie inwestorów zagranicznych w polskie obligacje, zarówno w ujęciu kwotowym, jak i procentowym, wyraźnie się zmniejszyło. Rolę głównych kupujących przejęły krajowe banki, w jakiejś mierze przymuszone do tego fiskalnym bodźcem w postaci podatku od aktywów, nieobejmującego akurat inwestycji w dług skarbowy. Tej zmiany w strukturze inwestorów nie trzeba oceniać jednoznacznie źle – niższy udział zagranicznych wierzycieli oznacza również mniejszą zależność od zawirowań rynkowych poza granicami kraju. Z drugiej strony, akurat w styczniu i lutym polskie obligacje wyprzedawane były przede wszystkim przez azjatyckie banki centralne, czyli stabilnych, długoterminowych inwestorów, na których powinno emitentowi zależeć.

Co zatem dalej z obligacjami? Celowo pominę tutaj kwestię wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Niepewność z związana tym procesem jest bardzo duża, a ostateczne decyzje mogą wpłynąć na rynki obligacji zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Niezależnie od powyższego, wydaje się, że po ogłoszeniu planów wydatkowych polskiego rządu trudno liczyć na kontynuację hossy w skali porównywalnej z wydarzeniami z ostatnich tygodni minionego roku. Można oczekiwać, że czas pozytywnych zaskoczeń w odniesieniu do kondycji finansów publicznych mamy już za sobą. W odniesieniu do cen energii elektrycznej, realistyczny wydaje się scenariusz, w którym rząd ograniczy interwencję na tym rynku w kolejnych latach, co z kolei powinno przyczynić się do wzrostu inflacji. Za dodatkowy argument można przyjąć fakt, iż obecnie dynamika cen towarów i usług konsumpcyjnych kształtuje się powyżej celu prawie we wszystkich krajach bezpośrednio sąsiadujących z Polską, co kontrastuje nieco z pesymistycznym przekazem z konferencji prasowych Europejskiego Banku Centralnego.

Najprawdopodobniej stopy procentowe w Polsce pozostaną jednak niezmienione nie tylko w tym, ale również w następnym roku, co stanowić będzie pewne ograniczenie dla ewentualnych wzrostów rentowności. Niskie stopy i rosnąca inflacja mogą z kolei uzasadniać utrzymywanie w portfelu obligacji indeksowanych inflacją. Ostatnie miesiące okazały się niezwykle trudnym czasem dla inwestujących w długoterminowe papiery o zmiennym oprocentowaniu, co w dużej mierze wynikało z sytuacji płynnościowej kilku dużych inwestorów, zmuszonych do wyprzedaży swych portfeli. O ile w obliczu rosnącego deficytu budżetowego instrumenty te mają zapewne swój najlepszy czas już za sobą, wydaje się, po wielu miesiącach spadku notowań, że ich wycena może być uznana za zachęcającą. Ogólnie rzecz biorąc, bieżący rok zapowiada się bardzo ciekawie. Zdywersyfikowany i aktywnie zarządzany portfel obligacji skarbowych, uzupełniony o interesujące okazje spośród obligacji korporacyjnych i zagranicznych, może w dłuższym okresie stanowić atrakcyjną alternatywę dla utrzymywania środków na nisko oprocentowanych lokatach bankowych.

>>> Czytaj też: Przełom w Grecji. Kraj po raz pierwszy od czasu kryzysu wyemitował 10-letnie obligacje

Autor: Michał Oleszkiewicz, CFA, Zarządzający portfelem Franklin Local Asset Management
Źródło: Templeton Asset Management (Poland) TFI S.A.