Jak co roku w okolicach marca część młodych środowisk intelektualnych okazuje swoje oburzenie. To właśnie pod koniec zimy lub na początku wiosny Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłasza decyzję dotyczącą przydzielenia dotacji dla czasopism kulturalnych oraz humanistycznych, zwanych potocznie pismami idei. W tym roku najszerszym echem odbiła się akcja „Krytyki Politycznej”, która od 2016 r. przestała otrzymywać ministerialną dotację dla czasopism. Pod hasłem „pozdrów Glińskiego” zbierała ona wśród sympatyków środki na wydanie kolejnego numeru kwartalnika. Akcja zakończyła się sukcesem i w szybkim tempie udało się zgromadzić potrzebną kwotę – jednak tylko na jeden numer. „Krytyka” ma największe spośród pism idei możliwości dotarcia do ludzi (100 tys. obserwujących na Facebooku), tymczasem pomijanych według klucza politycznego pism jest więcej i większość przypadków nie kończy się happy endem. A ta sytuacja trwa w najlepsze od lat – bez wątpienia nie zaczęła się w momencie dojścia PiS do władzy. Można wręcz powiedzieć, że wcześniej było nawet gorzej.

Źródło społecznego dyskursu

Oczywiście jakiś zapalony wolnorynkowiec mógłby zapytać, po co w ogóle przyznawać dotacje dla pism idei? Przecież czasopisma powstają dla czytelników, a skoro dany tytuł nie potrafi się utrzymać z przychodów ze sprzedaży, ewentualnie reklam, to znak, że rynek zweryfikował go negatywnie. Skoro nikt go nie chce czytać, to niech nie wychodzi. Jednak pisma idei są czytane i mają zwykle wierne grono zwolenników. To nie są wielkie grupy, ale bardzo zaangażowane w debatę publiczną i czujące silną więź z ideą, którą dane pismo reprezentuje. Inaczej mówiąc, środowiska zgrupowane wokół poszczególnych pism idei są źródłem społecznego dyskursu. Charakter pism idei sprawia, że sprzedają się one w niewielkich nakładach – zwykle od zaledwie kilkuset do kilku tysięcy egzemplarzy – więc siłą rzeczy nie są w stanie utrzymać się z dochodów własnych. Publikują one teksty długie, często na niedostrzegane w danym momencie tematy i pokazujące świat z perspektywy odleglejszej niż ostatni tydzień, więc nic dziwnego, że nie są popularne. Jednak to wcale nie znaczy, że nie są ważne.
To właśnie pisma takie jak „Nowy Obywatel”, „Krytyka Polityczna”, „Nowa Konfederacja”, „Kontakt” czy „Kultura Liberalna” wprowadzają do debaty publicznej nowe tematy, pomysły i idee. Część z nich dopiero później jest podchwytywana przez czołowe media, docierające do setek tysięcy lub czasem milionów odbiorców. Tematy reprywatyzacji, zmian klimatycznych, zanieczyszczenia powietrza czy skutków społecznych wycofywania się państwa z prowincji, o których mówią obecnie zarówno politycy, jak i czołowi komentatorzy, po raz pierwszy podejmowane były właśnie w pismach idei. Na przykład tekst „Zreprywatyzowani” Konrada Malca ukazał się w „Obywatelu” już w 2009 r., gdy Patrykowi Jakiemu jeszcze się o tym nawet nie śniło. To na łamach pism idei po raz pierwszy pojawiają się nowe perspektywy intelektualne, często idące pod prąd dominującym doktrynom. Tekstów Davida Graebera, jednego z najbardziej oryginalnych zachodnich myślicieli, nie przeczytamy na łamach czołowych dzienników czy tygodników, tylko na stronach internetowych „Krytyki Politycznej” i „Nowego Obywatela”.
Reklama
Treść całej opinii można przeczytać w piątkowym weekendowym wydaniu DGP.